Postaci wykreowane przez Tijan niejednokrotnie budzą w czytelniku skrajne emocje. Szczerze mówiąc Samantha nie należy do moich ulubienic. Bywa irytująca i czasami lekkomyślna, chociaż w części tej widać było, że wreszcie starała się być silniejsza oraz pewniejsza swoich racji, po raz pierwszy zaczęła walczyć o samą siebie. Sporą zmianę zauważyłam natomiast w Masonie, powoli otwierał się przed Samanthą i w końcu ukazał więcej pozytywnych cech swojego charakteru. Nie zabrakło również ciekawych postaci drugoplanowych, które tak i w poprzedniej części odgrywają znaczącą rolę w całej fabule. Matka Samanthy, Analise, po raz kolejny dała poznać się od jak najgorszej strony. To apodyktyczna, bezwzględna i nieugięta kobieta, która jest w stanie zrobić naprawdę wiele, byle tylko postawić na swoim. Odnosiłam wręcz wrażenie, że wcale nie chodziło jej o dobro córki, ale o zachowanie wcześniej obranego przez nią stanowiska, którego za nic w świecie nie chciała odpuścić. Pojawiła się również nowa, świetnie wykreowana postać drugoplanowa, a mianowicie pewna barmanka, która wzbudziła moją sympatię już od pierwszej chwili. Zabawna, zadziorna, pełna życia - takiej bohaterki zdecydowanie brakowało w poprzednim tomie i doskonale uzupełniła całą historię.
Styl autorki był mniej chaotyczny, jednak niestety momentami wciąż dosyć ciężko czytało mi się tę historię. Oparty jest głównie na samych dialogach, przy tym praktycznie całkowicie pozbawiony jest opisów otoczenia, których bardzo mi w tej serii brakuje. Natomiast spore tempo akcji utrzymujące się aż do końca oraz dosyć krótkie rozdziały sprawiają, że pozycja ta praktycznie czyta się sama, a kartki papieru bardzo szybko przepływają przez palce. Sam pomysł na fabułę podobał mi się nawet odrobinę bardziej od "Akademii". Tijan w zgrabny i subtelny sposób wplątała w historię pewien wątek z przeszłości dziewczyny, dzięki czemu pozycja ta nabiera odrobiny tajemniczości. Ponadto po raz kolejny nie zabrakło sporej ilości zawiłych intryg, które nie ograniczały się jedynie do szkolnych korytarzy i wieczornych imprez, ale obejmowały również skłócone rodziny. Wątek romantyczny dalej pozostał wiodącym, jednak nie opierał się tak jak poprzednio jedynie na pożądaniu, a pomiędzy bohaterami stopniowo tworzyła się prawdziwa emocjonalna więź. Autorka ukazała jak ważna jest w naszym życiu rodzina, wzajemne wspieranie się i stanie za sobą murem, szczególnie w tych trudnych sytuacjach. Oczywiście pojawił się także ten specyficzny, ale zdecydowanie w dobrym znaczeniu tego słowa humor, który momentami doprowadzał mnie do łez i skutecznie rozładowywał napięcie.
Podsumowując, "Fallen Crest. Rodzina" to udana kontynuacja, która moim zdaniem przebiła swoją poprzedniczkę. Jeżeli macie ochotę na niezobowiązującą, zabawną miłosną historię z rodzinnymi intrygami w tle, ta sprawdzi się idealnie.
Opinia bierze udział w konkursie