Uwielbiam powieści katastroficzne oraz takie, których fabuła osadzona jest w postapokaliptycznym świecie. Zastanawialiście się kiedyś, jakie szczęście mamy my, obywatele Europy, żyjący w XXI wieku? W naszych krajach panuje pokój, nasza egzystencja stała się wygodna i przewidywalna. Dzisiejszy dzień różni się od jutrzejszego jedynie detalami. Czasem łapię się na myśleniu, że w moje życie wkradła się nuda. Zaczynam wymyślać fantastyczne scenariusze na koniec tej ery szczęśliwości i pokoju. Zastanawiam się, czy człowiek dałby radę przetrwać kataklizm na skalę globalną? Kiedy na rynek wydawniczy trafia kolejna postapokaliptyczna lektura, możecie być pewnie że zostanie wciągnięta na moją listę "do przeczytania". Ciekawi mnie jak inni widzą obraz upadającego świata, jak według nich zachowa się ludzkość, czy skoczymy sobie do gardeł czy też zjednoczymy siły i zbudujemy nowe, lepsze jutro. "Feed" to ciekawy, choć mało oryginalny, debiut któremu jednak udało się obronić.
Feed był dla nich wszystkim. Miliony połączeń dostępnych dla każdego w dowolnym momencie. Łącząca wszystkich baza danych, rozmów, uczuć i relacji. Wiedza i rozrywka z całego świata na wyciągnięcie ręki. Uczucia rodziców, myśli przyjaciół i pragnienia partnerów, które można poznać w ułamku sekundy.
Aż do Krachu.
Ziemię, ludzkość, stary porządek świata można unicestwić na wiele sposobów, jednak nie jest ich nieskończoność. Również wizje świata po apokalipsie są raczej ograniczone. Autorzy, którzy nie chcą pisać powieści stricte science fiction, mają dość wąskie pole manewru. Wydawać by się mogło, że wszystko zostało już wymyślone i napisane i jedyne co możemy w tej sytuacji zrobić, to powielić schematy i stereotypy. "Feed" choć oryginalnością nie zaskakuje to nie jest również typową, bezczelną "kalką". Czytając z łatwością możemy tutaj dostrzec inspirację wieloma dziełami począwszy od rewelacyjnego komiksu The Walking Dead a na filmie "Nie otwieraj oczu" (Birdbox, Netflix) skończywszy. "Feed" czyli internet bezpośrednio w naszych głowach, był dla ludzkości wszystkim. Powoli zastępował im formalną edukację, rozrywkę, mowę a nawet zdolność samodzielnego myślenia. Pewnego dnia system ten przestał działać, osierocił miliony swoich użytkowników, którzy nagle dostrzegli coś więcej niż wirtualną "chmurę". Na domiar złego wraz ze śmiercią "Feed", przyszło na ziemię coś strasznego i niebezpiecznego, co przejmuje ludzkie ciała i sprawia, że podczas snu, nasi bliscy mogą zmienić się w kogoś obcego, w mordercę bez skrupułów. Muszę przyznać, że pomysł "dusz", anektujących ciała swoich nosicieli, jest mi dobrze znany z powieści Stephanie Mayer "Intruz". Jedyną różnicą jest to, że u angielskiej autorki, przybysze z kosmosu mieli jakiś cel, plany związane z naszą planetą, a tutaj ich działania są pozbawione sensu i jakiejkolwiek logiki. Myślałam, że zobaczę miasta pełne obcych, poznam struktury ich władzy, dowiem się jak ma wyglądać ich rzeczywistość po kolonizacji Ziemi, niestety srogo się zawiodłam. Autor nie zadaje sobie trudu i nie tworzy nowego, fantastycznego świata po apokalipsie. Zarośnięte chwastami miasta, porzucone na drogach samochody, dziwnie skonstruowane pojazdy, które straszą samym swoim wyglądem, wszystko to już było. Takie obrazy postapokaliptycznego świata możemy zobaczyć i w "Drodze" McCarthiego i w "Mad Maxie". Nie było tutaj nic odkrywczego. Miałam nadzieję, że spotkam bohaterów, którzy będą walczyć o to by odbudować cywilizację, stworzyć nowe zręby społeczeństwa. Niestety, tutaj też się zawiodłam. Autor miał szansę stworzyć coś naprawdę dobrego : zbudować coś od samego początku. Szkoda, że z tego nie skorzystał, w końcu nie każdy ma możliwość pobawić się w Boga. U Windo, ludzie którzy pozostali na ziemi, żyją w marazmie. Chowają się, jednak nie do końca wiedziałam przed czym? Nie spotkałam się tutaj z ani jednym przejawem agresji ze strony "najeźdźców", albo się zasymilowali albo wręcz starali się pomagać. Czy chowanie się ocalałych w obozach miało ich ochronić przed bandami jeżdżących po drogach zbirów? Jeśli tak to pomysł ten wydaje mi się więcej niż naciągany. Czy wierzycie w to, że przez 6 lat, nikt nie odkrył ich kryjówki, szczególnie że w niedalekiej odległości, żyją inne grupy? Każdy wielbiciel "Żywych trupów" wie, że by przetrwać trzeba poszukiwać jedzenia, leków, broni i paliwa. Przez te lata, które upłynęły od upadku cywilizacji, nasi bohaterowie powinni znać swoje bliższe i dalsze otoczenie. Niestety autor miał inną, bardziej naiwną wizję.
Wydaje mi się, że bardziej niż tworzeniem nowego uniwersum, autora bardziej interesowało przekazanie czytelnikom pewnej wiadomości, ostrzeżenie ich. Choć nie da się ukryć, iż "Feed" należy do gatunku literatury fantastycznej, tak w moim odczuciu książce tej bliżej do eko-thrillera niż science fiction. Książka ta ma być przestrogą dla nas, mieszkańców państw wysokorozwiniętych. Wiadomo bowiem, że żyjemy w czasach rozbuchanego konsumpcjonizmu i postępu technologicznego. Człowiek co prawda staje się coraz bardziej wirtualny (szczegóły za chwilkę), jednak do rozwoju nowych technologii, sztucznej inteligencji i cyfrowych światów, potrzebne są wielkie pokłady energii. Do tej pory nadal najefektywniejszym paliwem dla elektrowni są kopaliny. Kopiemy węgiel i ropę, spalamy je w wielkich piecach, uwalniamy tony dwutlenku węgla, który dostaje się do naszej atmosfery powiększając dziurę ozonową. Skutki takiej gospodarki widoczne są już dziś. Można do nich zaliczyć topnienie pokrywy lodowej i ocieplenie klimatu. Zwiększenie się temperatury na ziemi w połączeniu z nadmierną aktywnością słońca, jest uznawane za jeden z możliwych kataklizmów zagrażających życiu na naszej planecie. Dzisiejsi ludzie, nie potrafią obejść się bez komputerów, tabletów czy telefonów komórkowych. By wyprodukować te urządzenia potrzebne są minerały jak krzem, które również trzeba "ukraść" matce naturze, a co ważniejsze, biednym państwom, w których era kolonialna nigdy się nie skończy.
Duża część naszego społeczeństwa jest uzależniona od internetu. Często spacerując po mieści widzę kilkuletnie dzieci, jadące w wózkach i wgapiające się w ekran telefonu. Autor idzie o krok dalej. Jego "Feed" to internet w naszych głowach. Za jego pomocą komunikujemy się z bliskimi, podróżujemy, uczymy się i bawimy, pracujemy i ...myślimy. A nie przepraszam...myśleć już nie musimy bo program zrobi to za nas. A co ważniejsze opracuje naszą kopię zapasową, tak że nie musimy się więcej martwić o naszą przyszłość.
Kiedy mamy wszystko w zasięgu ręki, nie martwimy się o to co by było gdyby tego zabrakło. Wyobraźcie sobie palacza, któremu skończą się papierosy. Zaczyna się od drżenia rąk, nerwowości, palpitacji serca a kończy na depresji a nawet psychozie. Tak właśnie zachowują się bohaterowie u Windo. Autor zadał sobie dużo trudu by obrazować ich uzależnienie i przedstawić proces zdrowienia, który nie zawsze jest możliwy. Niestety jego wizja nie do końca do mnie przemawia. Wydaje mi się, że człowiek, jako jednostka, jest odważniejszy i bardziej zdesperowany. Wierzę w to, że nawet po apokalipsie, bylibyśmy w stanie odbudować nasz świat a nie chowalibyśmy się jak szczury po norach. Wierzę również w to, że jesteśmy na tyle mądrzy by nie da się zmanipulować rzeczywistości wirtualnej. W końcu nasza rzeczywistość, choć czasami nudna i przewidywalna, ma nad nadal wiele do zaoferowania. Wizja Windo jest pesymistyczna i choć bardzo się starałam to nie dostrzegłam w niej ani kropelki nadziei.
Ciężko mi jest uwierzyć w to, że "Feed" jest debiutem literackim. Książka jest dobrze napisana, czyta się szybko i przyjemnie. Owszem momentami miałam wrażenie chaotyczności, pomieszanie teraźniejszości z przeszłością i pojawiające się w tekście retrospekcje, sprawiały wrażenie bałaganu, jednak by wszystko zrozumieć wystarczyło po prostu zwolnić tempo czytania, zastanowić się. Zdaję sobie sprawę, że większość czytelników woli, jak autor już na samym początku, odkryje wszystkie swoje karty. Tutaj by odkryć prawdę, poznać wszystkie detale i szczególiki, trzeba wykazać się cierpliwością i doczytać do końca. Zaczynamy z białą kartką, którą powoli będziemy zapisywać. Nie zraźcie się tym, iż akcja powieści rozkręca się powoli, momentami wręcz staje a wydarzenia, których uczestnikami są nasi bohaterowie, nie posuwają fabuły do przodu. Zamiast ją nakręcać są symboliczne, stanowią pewnego rodzaju metaforę. Dopiero gdzieś od połowy książki, od jednego z najbardziej dramatycznych zwrotów fabularnych w dziejach współczesnej literatury, akcja staje się bardziej dynamiczna. A zakończenie? Mnie zdecydowanie uwiodło i muszę przyznać iż pomimo całego pesymizmu z jakim zostało napisane, wydawało się adekwatne do klimatu powieści.
"Feed" to książka, która zadowoli fanów literatury postapokaliptycznej. Utrzymana jest w depresyjnym, klaustrofobicznym i naładowanym strachem klimacie, gdzie ludzkie uczucia to jedyne co nam zostało w tym zniszczonym świecie. Podobał mi się pomysł stworzenia społeczeństwa uzależnionego od streamingu myśli i życia w szeroko pojętym wirtualu. Czytając tę książkę, człowiek zastanawia się jak bardzo wizja ta jest realistyczna i możliwa do spełnienia. Jeśli lubicie dystopijną, intrygującą literaturę, to zdecydowanie polecam.
Opinia bierze udział w konkursie