Powiem wam, że książka jest trochę nieprzewidywalna pod względem emocjonalnym i fabularnym. Potrafi szastać emocjami, co rozdział, to są ukierunkowane ku innej sile. Bardzo dobry styl pisarski oraz opisy miejsc, które albo budzą nostalgię albo strach. Przeważnie nostalgia dotyczy bardziej czasu, który ktoś wspomina. Z jednym tylko nie mogłam się pogodzić. Chodzi mi o imiona postaci. Co drugiego nie potrafiłam wymówić, więc z lekkim utrudnieniem przypisywałam imię do występującej osoby. Postacie wyróżniały się inteligencją bądź sposobem życia. Styl ich wypowiedzi jest podobny, więc zawsze trzeba było przeczytać więcej tekstu, by wyłapać konkretną osobę. Ogólnie cała książka mi się podobała, gdyż dotyczyła nieokreślonej siły. Opuszczona osada również była takim punktem, który mocno trzymał mnie przy czytaniu, gdyż wiadomości o niej nie były podawane od razu, a to, co było opisane, wzbudzało sporą tajemniczość. Co do niezrozumiałych słów, to pod koniec książki mamy głosownik, który nam wszystko wyjaśnia. Proponuję nawet, by wpierw go przeczytać, jest od 523 strony do 542. W momencie, kiedy trudne słowo się pojawiało, niekiedy po dalszej konwersacji można się było domyśleć o co chodzi, jednak niekiedy lepiej było zwyczajnie zerknąć na koniec, by utrzymać rozumowanie treści wydarzeń. Ogólnie mogę opisać ją jako nietuzinkową, gdyż sześć klanów zmierzających do odkrycia wielkiej siły miało spore wyzwanie. Nie wiedzieli czego mogą się spodziewać, a sama nazwa Utara nic mi nie mówiła. Było tu naprawdę sporo wątków, aczkolwiek jeszcze więcej postaci. Miałam wrażenie, że wszyscy się w książce znali, wiedzieli jak kogo pozywać, choć nie zawsze było to ich prawdziwe imię, lecz ja byłam tam nowa i lekko kulało moje zrozumienie ich. Plusem był zamysł historii i to, że jest podzielona na dwie części. W pierwszej jest ogólne przedstawienie i trochę chaotyczne wydarzenia, ale w drugim jakby wszystko się uspokaja. To wtedy można kogoś polubić albo znielubić. Ludzie poddani sile utary często tracili zmysły, głupio się zachowywali, ale nie mieli na to wpływu. Byli zagubieni jak czytelnik, który spodziewał się pójścia w prawo, a tu nagle zamiast wybrać coś konkretnego, ktoś się cofał. Bohaterzy wspierali się chwilami i jeden tłumaczył drugiego, by go uspokoić. Te sceny wydawały mi się niczym płaczące dziecko do którego przychodziła matka i je pocieszała. Niby to drobnostki, ale dodawały jej prawdziwości. To było miłe:-)
Ogólnie, to mamy w niej nawet przedsmak tego, czego można się spodziewać w drugiej części. Wbrew wszystkiemu czekam za nią. Niech przeczyta ją ten, kto lubi być zaskakiwany nowym wymiarem fantastyki:-)
Opinia bierze udział w konkursie