Książka w stosunku do pierwszego tomu dość mocno ewoluowała lub bardziej pasowałoby tutaj określenie ?dojrzała?. ?Rebelia? (pierwszy tom - recenzja) był swoistym wstępniakiem do dłużej opowieści (zachęcam do przeczytania recenzji). Połączenie kilku podgatunków sci-fi, czerpanie ze sprawdzonych filmowych pomysłów, wszystko to miało na celu zaprezentowanie czytelnikowi (szczególnie temu młodszemu) bohaterów i stworzonego świata, przy jednoczesnym zachęceniu go do sięgnięcia po kolejne części serii Rebel Fleet. Natomiast ?Flota Oriona? w wykonaniu autora to już pełnoprawna space opera z masą wartkiej i ciekawej akcji. Autor sprawia, że czytelnik na pewno nie będzie się nudził i na każdej kolejnej stronie znajdzie jakieś dynamiczne wydarzenia. Kolejne strony pochłaniane są z wielkim apetytem przez dzierżącego w rękach książkę.
Nowe technologie, nowi przeciwnicy, intrygi, różne zależności emocjonalne pojawiające się pomiędzy członkami załogi i dużo widowiskowej walki. B.V. Larson postanowił tym razem skupić się głównie na ziemskim okręcie gwiezdnym i jego załodze. Jak wiadomo spora grupa ludzi na małej przestrzeni, to nie jest zbyt dobry pomysł. Zróżnicowane charaktery i odmienne podejścia do przeróżnych problemów, muszą wywoływać liczne spięcia. Blake jako dowódca statku musi radzić sobie ze swoją załogą i jej temperamentem, jednocześnie dbając o jej bezpieczeństwo i ratowaniem bezbronnych istot przed zagładą. Wyraźnie czuć drzemiące na jego barkach brzemię odpowiedzialności. Każda jego decyzja może mieć znaczenie nie tylko dla milionów istnień w kosmosie, ale dla samej Ziemi. Próba emocjonalnego podejścia do opisanych wydarzeń nadaje tytułowi swoistej głębi. Niestety pomysł ten kłóci się w niektórych momentach z wizją autora dotyczącą ?ziemskich herosów?, który jako jedyni mogą ocalić zagrożone planety. W jednej chwili Blake i jego załoga oddają się filozoficznym rozmyślaniom nad ich misą, Leo martwi się o swoich podwładnych, aby jakiś czas potem rzucić się na lepiej uzbrojonego przeciwnika. Na całe szczęście nie jest tego dużo, ale niektóre podejmowane przez bohaterów decyzje są kompletnie irracjonalne. Postacie (szczególnie ziemianie) już od pierwszego tomu mają tutaj wymiar superbohaterów o niebywałym szczęściu (jest parę momentów, w których powiedzenie ?głupi ma zawsze szczęście? pasuje jak ulał. Na pewno sprawia to, że książka ma odpowiednią dynamikę, ale niektóre wali stają się przez o przewidywalne. Trudno przecież oczekiwać, że już na początku serii autor uśmierci kogoś z głównych bohaterów (chociaż sojusznicy giną masowo).
Mocne skupienie się w tym tomie na ziemskiej załodze, nie oznacza, że obce rasy zostały całkowicie pominięte. Pojawia się kilka nowych gatunków, z którymi związana jest pewna kiełkująca tutaj tajemnica. Larson stara się również zaprezentować czytelnikowi szerszy obraz piony dowódczego rebelii. Wyraźnie można dostrzec, że nie każdy zajmujący wysokie stanowisko zagada się z zasadą ?walcz i giń honorowo?. Liczne knowania, pojawiające się intrygi na szczytach władzy, niespełnione ambicje polityczne i zdrady. Obce rasy zaczynają się coraz bardziej upodabniać do ludzi (co nie powinno dziwić, przecież wszyscy są genetycznie spokrewnieni). Sprawia to, że seria nabiera wielowymiarowości, która powinna przypaść do gustu osoba poszukującym odrobinę bardziej ambitnej literatury science fiction.
Opinia bierze udział w konkursie