Elizabeth Harmon ma zaledwie osiem lat, gdy trafia do domu dziecka Methuen. Tam, pod okiem przesiadującego w piwnicy woźnego, poznaje zasady gry w szachy. Ta królewska gra szybko staje się jej pasją, a Beth odkrywa w sobie talent godny szachowej arcymistrzyni. Gdy po kolejnych kilku latach Elizabeth trafia do rodziny zastępczej, świat turniejów szachowych staje przed nią otworem. Całymi dniami studiując niuansy szachów, szybko zdobywa tytuł mistrzyni stanu, a następnie tytuł mistrzyni całych Stanów Zjednoczonych. Jej marzeniem jest jednak pokonanie rosyjskiego arcymistrza i zdobycie tytułu najlepszego szachisty świata. "Odziedziczone" po sierocińcu uzależnienie od leków, skłonność do alkoholu, samotność i brak odpowiedniego wsparcia ze strony rodziny zastępczej sprawiają, że droga do tego celu na pewno nie będzie łatwa.
Po "Gambit królowej" sięgnąłem po obejrzeniu serialu opartego na motywach tej powieści. Serial, nie powiem, intryguje i jest po prostu świetny. A książka? No cóż, to chyba zależy od odbiorcy. W dobrych trzech czwartych treść powieści to wieczne przesuwanie figur na rzeczywistej szachownicy lub wirtualnej planszy stworzonej w umyśle Beth. Tak, szachy to w końcu pasja głównej bohaterki i nie ma się co dziwić, że są tu one motywem przewodnim. Ja szachy znam, lubię je, podziwiam i uznaję za grę wręcz idealną pod każdym względem. Czytając opisy partii rozgrywanych przez Beth, byłem sobie w stanie jej wyobrazić. Pion na e5, skoczek na b4, roszada krótka, atak wieżą na skrzydle hetmańskim, obrona sycylijska, wariant smoczy, odejście gońcem... Takich określeń jest tu całe mnóstwo, przewijają się prawie na każdej stronie; wydaje mi się, że ktoś, kto na szachach nie zna się w ogóle, będzie miał wrażenie, że czyta o czymś całkowicie abstrakcyjnym.
Oczywiście prócz szachowych niuansów śledzimy prywatne życie Beth. Razem z nią brniemy przez trudne dzieciństwo, zagłębiamy się w jej coraz większą samotność i przeżywamy próby wyjścia z nałogów. No ale to tylko blade tło dla szachów, fabularnie i narracyjnie słabe i potraktowane zbyt powierzchownie. Ta książka jest jednocześnie i dobra, i kiepska, na pewno nie kultowa, a jej ostatnio bardzo wyraźna popularność wynika bardziej z wysokiej oceny serialu, niż literackiego fenomenu. Dla mnie powieść ta była impulsem, by po raz kolejny przypomnieć sobie, jak piękną i genialnie skonstruowaną grą są szachy (jeszcze zanim dotarłem do ostatniej strony, rozegrałem sentymentalną partyjkę na swoim Pocketbooku :)). No i to chyba tyle. Gdyby nie naprawdę ciekawie i emocjonująco przedstawione szachowe bitwy, zanimizowane i pełne wyraźnej pasji, rzekłbym przekornie, że "Gambit królowej" to przereklamowana nuda, monotonna i mocno przewidywalna.
Opinia bierze udział w konkursie