06.06.2023 23:57
Na zewnątrz widzę coraz mniej rozświetlonych energooszczędnymi żarówkami okien, prawie wszyscy poszli już spać, blokowisko cichnie powoli. A ja siadam do klawiatury i zaczynam pisać, a słowa jedno po drugim wyskakują spod palców i chociaż nie grają jak te, które wprawiał w szaleńczy taniec Charles Bukowski, to i tak jest w tym swoista magia albo fenomen. Gdy kota nie ma, myszy harcują jest jak inne książki starego świntucha - nieprawda, wcale nie, to zupełnie coś nowego. Obie myśli są tak samo prawdziwe, jak fałszywe, ale przecież nie to się liczy, tak jak nie liczy się, co zostanie napisane w tej opinii ani czy ktokolwiek ją przeczyta. Liczy się pisanie i życie, chęć życia, czerpanie z niego i nierezygnowanie z walki, boksowanie się ze śmiercią.
Ten dość krótki dziennik Bukowskiego, spisywany w ostatnich latach jego życia, z czego sam zainteresowany zdawał sobie sprawę, w tej formie został wydany już pośmiertnie, z ilustracjami Roberta Crumba. Podobno kiedyś tam dawno temu Crumb, młody i mało znany wtedy rysownik, i Buk, już wtedy nie legenda podziemia pisarskiego, spotkali się na imprezie i wymienili kilka zdań. To mógłby być koniec historii, gdyby nie John Martin, wieloletni wydawca Bukowskiego, który zaproponował mu spisywanie dziennika ilustrowanego grafikami Crumba ? te rysunki naprawdę dobrze pasują do surowej, brudnej i często wulgarnej prozy Bukowskiego.
Z dawnego życia pisarzowi zostało już niewiele, dzięki czemu prawdopodobnie w ogóle mógł cokolwiek jeszcze napisać. Chociaż w samych zapiskach trochę sobie dodaje animuszu, wiadomo, że prawie całkowicie odpuścił sobie picie - musiał, bo by umarł dawno ? szalonych ludzi starał się już też trzymać na dystans, więc wszelkiego rodzaju bijatyki, burdy i traktowanie domu jak meliny i domu publicznego się skończyły - musiały, bo by umarł dawno. Zostały wyścigi konne i pisanie, no bo już nie maszyna do pisania; stara leży w kącie, by wrócić na chwilę do łask, podczas gdy Bukowski nawala w klawiaturę nowiutkiego komputera. Zapomniałem o muzyce klasycznej, bez niej całe to pisanie na nic by się zdało. Żona Linda trzyma go przy życiu, opiekuje się nim i towarzyszy mu, tak samo jeszcze koty, bez Lindy i kotów by umarł już dawno.
Teksty nie mają już takiego pazura, jak te wcześniejsze - nie są tak buntownicze i agresywne. Zamiast tego więcej miejsca pisarz poświęcił codziennym historiom. Oczywiście, nadal w pisaniu czerpie garściami ze swojego życia, ale widać, że łapie trochę zadyszkę, zwalnia, podsumowuje. Nie znaczy to wcale, że jest gorszy ? nawet na chwilę nie opuszcza gardy, doświadczenie robi swoje. W dzienniku nie wyczuwa się świadomości kresu, jakby każda kolejna strona była jak wygrana przez naszego konia gonitwa albo przynajmniej przetrwana runda. Bukowski nie złożył broni.
Opinia bierze udział w konkursie