Nie mam już nastu lat, ale często zdarza mi się sięgać po powieści skierowane do dużo młodszych niż ja czytelników. Co więcej, najczęściej bardzo mi się podobają i polecam je każdemu, niezależnie od wieku.
No właśnie. Najczęściej.
Jednak nie tym razem.
Miranda ma dwanaście lat i Sala za przyjaciela. A w każdym razie miała, dopóki Sal nie oberwał (dosłownie!) od nieznajomego typa na ulicy i nie zaczął się naprawdę - NAPRAWDĘ! - dziwnie zachowywać. Do tego wszystkiego jej mama przygotowuje się do telewizyjnego turnieju i jest kłębkiem nerwów, mieszkający na pobliskiej ulicy dziwak coraz bardziej ją przeraża, a ona sama zaczyna dostawać przedziwne listy z przyszłości (!).
I jak tu nie oszaleć?
Przeczytałam każdą książkę Stead, która ukazała się w Polsce i o ile dwie poprzednie naprawdę mi się spodobały, to najnowsza (i bodaj najwyżej oceniana, czego zbytnio nie rozumiem) zupełnie nie przypadła mi do gustu. Nie widzę w niej sensu, ładu i żadnego przekazu. Jest chaotyczna i w gruncie rzeczy pozbawiona jakiejkolwiek logicznej fabuły. Z jednej strony mamy Mirandę i jej mamę, i ich przygotowania do konkursu (które, swoją drogą, były chyba jedynym ciekawym aspektem tej książki), by chwilkę później zostać przerzuconym w problemy dziewczynki z jej przyjacielem, w międzyczasie śledzimy też perypetie tej samej osóbki i jej nowych znajomych (co zresztą nie wnosi absolutnie niczego do powieści). Gdzieś pojawia się jeszcze wątek podróży w czasie, totalnie oderwany od całej książki, dziwne listy, które zajmują Mirandę tylko przez parę chwil i rozmyślania nad "człowiekiem, który się śmieje". Do tego książka jest tak okropnie krótka (liczy raptem dwieście stron), że w żaden sposób nie można zżyć się z bohaterami, polubić ich i im kibicować. Zagadki w gruncie rzeczy nie są zagadkami, a samo podróżowanie w czasie zostało -moim zdaniem - wciśnięte do tej powieści na siłę, co niestety czuć.
Krótko mówiąc, Stead tym razem nie porywa :/
Lubię Rebeccę Stead. Naprawdę.
Zwykle twierdzę, że jej książki są idealne i dla młodych, i dla starszych czytelników, i że tak naprawdę można je czytać bez względu na wiek.
Z "Gdy tu dotrzesz" jest jednak inaczej. To książka, która być może spodoba się wczesnym nastolatkom i starszym dzieciom, ale która ma niewielkie szanse, by oczarować starego mola książkowego. Jest prosta, jest chaotyczna, jest ZDECYDOWANIE najgorsza spośród powieści Stead.
Mam jedynie nadzieję, że kolejna będzie od niej lepsza ;)
Opinia bierze udział w konkursie