Marta jest pracoholiczką, nie widzi świata poza swoją firmą. Jej rodzice oraz babcia martwią się, że mimo ukończenia trzydziestu lat, w dalszym ciągu nie założyła jeszcze rodziny, nie rozumieją, że nie jest jej ona potrzebna do szczęścia. Janina, chcąc, by jej wnuczka nieco odpoczęła, za odłożone pieniądze w ramach bożonarodzeniowego prezentu wykupiła jej dwutygodniowy pobyt w górach, ale jakby tego było mało, wykupiła go również sobie. Obdarowana kobieta nie jest szczęśliwa z tego faktu.
Muszę zacząć od tego, że dawno w żadnej książce nie ?spotkałam? tak irytujących postaci. Marta zachowuje się, jakby połknęła kij, albo miała go, sami wiecie gdzie. Uważa się za kobietę sukcesu, lecz gdy tylko ktoś pochwali ją za jej działania, z fałszywą skromnością twierdzi, że to nic wielkiego. Denerwowało mnie również, że względem babci była miła oraz opiekuńcza, a za jej plecami obgadywała ją, jak to ciężko z nią wytrzymać
Janina natomiast zachowywała się jak podlotek, jak frywolna nastolatka, która pierwszy raz wyjechała gdzieś bez rodziców. Piła bez opamiętania, obdarzyła obcego mężczyznę uczuciem już pierwszego dnia i gotowa była polecieć z nim razem w kosmos, gdyby tego sobie zażyczył. Nie miała problemu z tym, by zostawiać wnuczkę samą, ale jak zdarzyło się, że ona miała spędzić samotne popołudnie, to niemal wpadła w lament. Była dla mnie niczym rozkapryszone dziecko, chociaż początkowo lubiłam w niej luz, to po pewnym czasie miałam go już dosyć.
Plusem dla mnie jest tło powieści: śnieżna, wietrzna zima, widok polskich gór, uroczy pensjonacik z kominkiem, wyciąg narciarski. W takie warunki chętnie przeniosłabym się na jakiś czas, by wypić grzańca lub gorącą czekoladę w miłym towarzystwie, Idzie się rozmarzyć przy tej pozycji.
Zakończenie jest, jak na mój gust przewidywalne, od początku wiedziałam, jak się skończy ta historia, ale nie oczekiwałam od niej spektakularnego finału. Według mnie książka spełniła swoją rolę, była lekka, niezobowiązująca i w klimacie zimowych powieści, a to, że bohaterki były irytujące, nie znaczy, że powieść była zła. Po prostu dostały w prezencie od autorki taką kreację.
Właściwie jedyne czego nie mogę ?wybaczyć? i zrozumieć, to kochliwość Marty i Janiny. Nie wiem, jak podczas dwutygodniowego wyjazdu można się zakochać, deklarować miłość właściwie nie znając swojego obiektu pożądania. Rozumiem zauroczenie, chęć kontynuowania znajomości, ale od razu miłość? Wszystko to jest nierealne i bajkowe, ale również magiczne i świąteczne. Cieszę się, że na tę pozycję nie wylano wiadra lukru, jak to często bywa w tego typu obyczajówkach. Czy polecam? Owszem. Nie jest to moja ulubiona zimowa opowieść, ale miło spędziłam przy niej czas.