Co prawda wielu twierdzi, że życie nie jest filmem i.. chyba mają rację. W końcu nawet najlepszy scenarzysta nie dałby rady mieć takich pomysłów jak niespodziewane zakręty, które szykuje nam los. Jednak siedząc w kinie, zwłaszcza na romantycznej produkcji, zawsze po cichu liczymy na happy end, co w rzeczywistości wcale nie jest takie proste. A może jednak jest, jeśli tylko znajdzie się ku temu odpowiednią osobę?
Miron to gwiazda polskiego kina, mogący poszczycić się niebywałym talentem. Rozpoznawalny wszędzie gdziekolwiek się pojawi, rozchwytywany przez media i fanów. A wszystko to pomimo jego niezbyt ujmującego sposobu bycia. Bo choć zachwyca aparycją, nienaganną sylwetką i postawą macho, to jego zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Na próżno szukać uśmiechu na jego twarzy, co potęguje wrażenie gbura. Nie nawiązuje przyjaźni, nie w jego typie są bezsensowne rozmowy o niczym, a on sam nie jest duszą towarzystwa. Zresztą ten beznamiętny wyraz twarzy, który stał się jego znakiem firmowym, wcale nie zachęca, by go lepiej poznać. Ale czy na pewno to wina sławy, która uderzyła mu do głowy? Jaka jest jego prawdziwa historia, która kryje się za tym bezsprzecznie pięknym acz nie wyrażającym żadnych emocji obliczem?
Nina pracuje jako charakteryzatorka i jest niezwykle dobra w swoim fachu. Choć pracuje od zlecenia do zlecenia i ma dość dużą konkurencję to coraz bardziej ugruntowuje swoją pozycję w branży. Od wielu lat związana jest z wysoko aspirującym aktorem, choć ten związek pozostawia wiele do życzenia. Pochodzi z Wrocławia i stara się organizować swoje życie tak, by jak najczęściej odwiedzać ukochanych rodziców oraz niezawodną przyjaciółkę, która już ułożyła sobie życie w dolnośląskiej stolicy. Nina, pomimo wielu doświadczeń i obracania się wśród osób, które nie stawiają uczuć jako priorytetu, wciąż wierzy w prawdziwą miłość i marzy o swoim prywatnym happy endzie. Czy jest to oznaka naiwności, a może pragnienia dziewczyny doczekają się realizacji z najmniej spodziewanym kandydatem u boku?
"Gdzie moje love story" to kolejna niesamowita przygoda, w którą zabiera nas Agnieszka Lingas-Łoniewska. Do czego przyzwyczaiła już czytelników- jest to książka niezwykle dopracowana, bowiem każdy z rozdziałów rozpoczynają cytaty filmowe, a całokształtu dopełnia ścieżka dźwiękowa. W znakomity wręcz sposób jest tu przedstawiona rzeczywistość ludzi z pierwszych stron gazet ale także tych, którzy aspirują, by na okładki portali plotkarskich trafić. Czy warto? To już subiektywna ocena. Ta powieść to także niesamowity romans, może i przewidywalny ale też bardzo realnie oddany i niosący wiele emocji. Co dla mnie najważniejsze, znajdziemy tu także wplecione wątki, które nie cechują się lekkością, a jednak idealnie wplatają się w fabułę. Autorka nie zapomina o nadaniu znaczącej przeszłości bohaterom, o kreacji ich jako ludzi z krwi i kości z trudnymi, aczkolwiek niezwykle realistycznymi charakterami oraz o nadaniu postaciom ludzkich dylematów, z którymi każdy nas może się utożsamiać. To także powieść o sile rodziny, która jest niezwykle ważnym elementem życia każdego człowieka, niezależnie od wieku i stanowi podporę nie do opisania na każdym etapie egzystencji. W tej książce wszystko jest takie, jakim być powinno, zrównoważone i wciągające na każdym etapie, ponadto historia odkrywa dla nas urokliwe zakątki Dolnego Śląska i zachęca do ich odwiedzenia. A wszystko to w blasku fleszy ale i przy oślepiającej sile uczucia głównych bohaterów. Lektura na długie jesienne wieczory? Ta książka to propozycja na nie idealna! A na dodatek wznieca na nowo nadzieję, że warto wierzyć w szczęśliwe zakończenia ??
Opinia bierze udział w konkursie