Z WŁADZĄ NIE WYGRASZ
Może i czytam dużo komiksów superhero, jednak zdecydowanie do moich ulubieńców należą opowieści obyczajowe. Robione na poważnie, czy nie - to akurat nie ma większego znaczenia. Liczy się, żeby całość była przekonująca i przyziemna, bohaterowie tacy, z jakimi można się łatwo identyfikować a wydarzenia interesujące. To wszystko, podlane solidną dawką humoru, oferuje właśnie "Giant Days", seria niemalże idealna do zekranizowania w formie serialu, która bawi, wzrusza i dostarcza konkretnej rozrywki na naprawdę znakomitym poziomie.
Studia to nie jest bajka, studia to jest walka ? jak pewnie powiedziałby zapewne Ferdynand Kiepski. I o tym najdotkliwiej przekonuje się Ed, który zaczął pisać do studenckiej gazetki, kiedy redakcja wpada na trop afery związanej z Rodzicem ? przewodniczącym związku studenckiego. Walka na tym polu sprawia, że pismo zostaje pozbawione wszelkich funduszy, a konflikt zaognia się coraz bardziej. Czy z władzą da się wygrać? Jednocześnie Ed wdaje się w namiętny związek z naczelną, jednak i tu szybko pojawiają się problemy. A to zaledwie początek?
Grupa bohaterów u progu dorosłego życia, wciąż młodych i pragnących beztroski, ale zderzonych z murem brutalnego życia. Problemy w miłości. Problemy w życiu. Problemy z samym/samą sobą i z innymi. Może i ton całości jest komediowy, ale "Giant Days" to seria, w której każdy z nas odnajdzie coś z siebie, nawet jeśli miałaby to być zaledwie drobna rzecz. Wiadomo nikt z nas nie jest sperbohaterem, tak samo jak nikt nie jest zamieszany w paranormalne spiski ani nie podróżuje w czasie czy między wymiarami. Nieliczni tylko parają się niezwykłymi zawodami, np. latają w kosmos. Każdy z nas natomiast był młody, każdy kochał, nienawidził i zmagał się z problemami, które zdawały się go przerastać, i to właśnie sprawia, że "Giant Days" tak trafia do czytelników.
Ale przecież nie tylko. Seria oferuje ciekawy humor, interesujące i dobrze nakreślone postacie, i całkiem solidną porcję wydarzeń, z którymi muszą sobie radzić. Czyta się to naprawdę znakomicie i z dużą przyjemnością. Trudno jest nie polubić bohaterów, trudno im nie współczuć i kibicować. Może nie ma w tym wielkiej oryginalności, może i wszystko to było już nie raz, ale nadal ma w sobie dość świeżości, by czytelnicy nie czuli się ani odrobinę rozczarowani.
A jak rzecz ma się od strony graficznej? Dobrze, choć już nie tak bardzo, jak w pierwszych dwóch zeszytach. Kreska jest prosta, cartoonowa, dawna miała w sobie więcej brudu, ta obecna jest bardziej czysta i sterylna, ale nadal nieźle się prezentuje i dobrze pasuje do całości. Podobnie rzecz ma się z kolorem, do tego mamy świetne wydanie, ale dla Non Stop Comics to standard. Jeśli szukacie dobrej, lekkiej obyczajowej serii albo zabawnej odskoczni od wszędobylskiego superhero, polecam "Giant Days" Waszej uwadze.