Z reguły książki opisujące alternatywną historię skupiają się na jakiś ważnych i przełomowych momentach w historii świata, głównie w Europie. Wojciech Zembaty postanowił odejść od tego utartego schematu i za punkt wyjścia dla swojej historii uczynił konkwistę na Amerykę Południową. W ten sposób powstała książka Głodne Słońce. Dymiące Zwierciadło.
Podbój Ameryki Południowej przez Hiszpanów załamał się po tajemniczej chorobie, która dziesiątkowała ludzi, zwierzęta, a ziemię uczyniła jałową na dziesiątki lat. Nie bez powodu jest ten okres nazywany Klątwą. Po wielu latach udało się przywrócić porządek - Kruzowie wypełnili lukę po Aztekach, wskrzeszając na ruinach ich świata, nowe imperium. W ten sposób powstało Odrodzone Przymierze, a piramidy znów spływają krwią pokonanych wrogów, ku chwale boga Tezcatlipoki. Lecz już wkrótce ta krucha równowaga może zostać wystawiona na ciężką próbę...
Jestem pozytywnie zaskoczony Głodnym Słońcem, choć nie jest to powieść pozbawiona wad, ale po kolei. Przede wszystkim na duże uznanie zasługuje wizja alternatywnej historii. Autor wykorzystał historię, strukturę społeczną, kulturę i mitologię indiańskich narodów sprzed czasów konkwisty, dodatkowo ubarwiając je paroma interesującymi wątkami fantasy, do stworzenia jednej z bardziej oryginalnych powieści fantasy, jakie czytałem. Autor nie ograniczył się tylko do pokazania tego, co pierwsze kojarzymy z Aztekami, czyli krwawych ofiar z ludzi, ale również do przedstawienia codziennego życia mieszkańców Odrodzonego Przymierza. Widać, że autor bardzo dużo czasu poświęcił na zbieranie informacji, aby oddać jak najwierniej realia, jakie opisuje. Jednak nie obyło się bez drobnej wpadki. Zembaty wielokrotnie używa terminologii żywcem wziętej ze średniowiecznej Europy. Dzięki temu z pewnością łatwiej jest się rozeznać we wszystkim, ale według mnie psuło to cały urok i klimat egzotycznego świata Ameryki Południowej. Być może mijam się z prawdą, ale mówienie o rycerskich rodach, rycerzach i szkołach rycerskich nie do końca mi pasowało, patrząc na uzbrojenie jak i kulturę tych indiańskich wojowników .
W książce nie zabrakło również elementów fantasy. Pierwszym z nich jest braazatal. Jest to substancja przypominająca żywicę, będąca jednym z najbardziej pożądanych surowców w Imperium. Jest nie tylko narkotykiem, ale służy również do produkcji broni. Jednak nie tylko ludzie się nimi interesują, lecz także Zjadacze - istoty z mitów i legend, mieszkające w ciemności i budzące w ludziach grozę. Oba te wątki dość szybko się przeplatają i świetnie współgrają z losami bohaterów, zaś zakończenie sugeruje, że wkrótce poznamy więcej na temat Zjadaczy.
Historia została przedstawiona z punktu widzenia wielu bohaterów, z różnych klas społecznych, co pozwala na przedstawienie pełnego obrazu społeczeństwa Odrodzonego Przymierza. I tutaj należą się uznania dla autora za imiona - choć brzmią obco, to świetnie pasują do całej historii, jak i opisanych realiów. Jedną z najciekawszych postaci, a zarazem jedną z bardziej tajemniczych jest Haran. Spędził on wiele lat w kopalniach braazatalu, które na zawsze zmieniły jego postrzeganie o świecie. W myśl zasady zabij, albo stań się czyimś pokarmem, musiał stać się jak inni i porzucić zasady jakie wcześniej wyznawał. Przeciwieństwem tej postaci jest Tennok, książę i najstarszy syn jednego z władców podlegających Imperium. Jest on słabowity, nie ma zupełnie zacięcia do walki, a widok krwi powoduje u niego mdłości, lecz już wkrótce przyjdzie mu doświadczyć na własnej skórze czym jest wojna. Poznamy również samego władcę Odrodzonego Imperium Quinatzina, który pragnie głębokich reform, co spotyka się z ogromnym oporem, głównie kapłanów. Niemniej interesującą postacią jest młoda i piękna królowa Leyre z królestwa Tlaszkali. Jest znudzona życiem i postanawia odegrać kluczową rolę w polityce królestwa. Nie są to oczywiście wszyscy bohaterowie, których poznajemy w książce, ale ci, których najbardziej zapamiętałem.
Jak wspomniałem na początku, nie jest to książka pozbawiona wad. Moje zastrzeżenia budzi język, a w zasadzie dość częste używanie wulgaryzmów i kolokwializmów. Z reguły nie przeszkadza mi jak bohaterowie klną, nawet co drugie słowo, ale musi to mieć swoje uzasadnienie i pasować do opisywanych realiów. Tymczasem w książce Zembatego tego nie ma, a używane przez bohaterów przekleństwa nie do końca pasują do całej historii, zupełnie jakby autorowi skończyły się pomysły i wybrał najłatwiejsze rozwiązanie. A przecież wystarczyłoby wymyślić jakieś obco brzmiące przekleństwo związane z bogami i zaraz wyszłoby to o niebo naturalniej i lepiej pozwoliłoby to wczuć się w klimat opisywanego świata. Jeszcze inną kwestią, co do której mam pewne zastrzeżenia jest fabuła. Przede wszystkim odniosłem wrażenie, że pierwszy tom służy bardziej do przedstawienia realiów, nakreślenia ram opowieści, aniżeli do opowiedzenia pewnego fragmentu historii. Autor dużo poświęca kreacji bohaterów, jak i świata, lecz w tym wszystkim stosunkowo późno wyłania się główny wątek.
Głodne Słońce. Dymiące zwierciadło jest bardzo interesującą książką, opisującą alternatywną historię Ameryki Południowej za czasów Konwisty. Świetne oddanie realiów, interesujący bohaterowie i całkiem dobrze zapowiadająca się historia, powodują, że nie mogę doczekać się kolejnego tomu, choć nie jest to książka pozbawiona wad.