Wojna pełną gębą!
Uniwersum Magów Prochowych wykreowane przez Briana McClellana ma się dobrze :) A nawet bardzo dobrze! Drugi tom cyklu "Bogowie Krwi i Prochu" to rozkręcenie akcji na maksa, mnóstwo walki, militariów, scen batalistycznych, ale także znajdzie się tu miejsce na wątki szpiegowskie oraz na prawdę o tym, czym w istocie rzeczy jest wojna. Oto "Gniew Imperium" :)
Brian McClellan, co wiemy już z tomu pierwszego omawianego cyklu, przeniósł akcję na nowy kontynent w uniwersum, a mianowicie na Fatrastę. Akcja tomu nr 1 bardzo ciekawie i z rozmachem zarysowuje nową fabułę, w tej jednak części ów rozmach - i sama definicja rozmachu - nabierają nowego wymiaru. Nie jest łatwo mnie zaskoczyć zakrojeniem akcji na szeroką skalę i stopniem rozbudowania fikcyjnego świata, temu Panu się to jednak udało - jest moc!
Główne wątki w powieści pojawiają się trzy. W całość spaja je inwazja sił imperium Dynize na Fatrastę. Znana nam już generał Vlora kieruje akcją ewakuacji uchodźców ze stolicy i kluczy przy tym jak może pragnąc uniknąć walnego starcia z armią imperium, które może mieć opłakane skutki. Drugi naczelny wątek należy do Bena Stykea, który zbierając armię próbuje odnaleźć artefakt dzięki któremu - być może - uda się zmienić bieg wojny. Trzeci główny wątek to szpiegowskie działania Michaela Bravisa.
Książkę cechuje niesamowita dawka przemocy, walki i szeroko pojętych scen balistycznych. Sporo znajdziemy tego zwłaszcza w wątkach Vlory i Stykea. W opisach walk nie za wiele nam oszczędzono jeśli chodzi o poziom przemocy i o jej realizm. Nie ma co ukrywać - jest krwawo. Czy to dobrze? Z punktu widzenia celu, jakim może być chęć zachowania jak największego realizmu - tak. Jednakowoż jest tego dużo, więc co wrażliwsi mogą się wzdrygnąć. Z drugiej strony jednak... to coś w sam raz dla każdego, kto jako dzieciak bawił się żołnierzykami lub czymkolwiek innym w wojnę :) :) Ta część publiki będzie zachwycona!
Szalenie ciekawy jest sposób prowadzenia przez autora fabuły, umiejętność zawiązywania akcji i brnięcia do celu, którym będą rozstrzygnięcia w tomie nr 3. Osobiście już nie mogę się tego doczekać (!) i to tym bardziej, że cała fabuła tylko zyskuje wraz z każdą kolejną odsłoną cyklu. To nie jest często spotykana umiejętność i wielką sztuką jest utrzymanie przez autora nie tylko uwagi czytelnika, ale także zachowanie w całej historii elementów świeżości oraz płynne wprowadzanie intrygujących zwrotów akcji. McClellanowi się to udaje i - biorąc pod uwagę zarówno objętość książek, jak również fakt, że to kolejny już cykl w tym uniwersum - zasługuje to na najwyższe uznanie.
Trudno uciec - tak na koniec - od kwestii pewnej wtórności i powtarzalności całej konwencji... Ok, pewna wtórność jest. Czy to jednak przeszkadza w lekturze? To zależy od gustów czytelniczych. Jak dla mnie jest ok, bo cała historia ma w sobie wciąż na tyle dużo potencjału, że czyta się to wszystko w dalszym ciągu z niesamowitą przyjemnością :) I tej właśnie przyjemności życzę zarówno Wam (przy lekturze tomu nr 2), jak również i sobie (przy okazji tomu nr 3 - oby wkrótce!).
Polecam!