Gottland. Zupełnie nie wiem jak się za tego Szczygła zabrać, choć najzdrowiej pewnie należałoby od początku. Na karku mu podówczas było trzydzieści pięć lat , pojechał pierwszy raz do Czech i się zakochał. Zważywszy swój własny stosunek do Czech lokalizowany gdzieś między nabożnie a realistycznie, w pełni zrozumiałe. Jakiś wywiad z Vondračkową, łamana polszczyzna ?czeskiej instytucji?, czeski i jego śpiewność mu fajnie zagrały, nauczył się. Po roku miało być swobodnie, choć przyznam, ten přízvuk jest i był katastrofalny. A wiem, bo widziałem nie tak znowu stary odcinek Všechnoparty, gdy postanowił zaszokować i moderatora Karla Šípa, i publiczność, pewnie też siebie, a nade wszystko Boga w którego przestał wierzyć po czterdziestce. Šíp nie skumał, publiczność też, Szczygieł nie wiem, a za Boga wolę się nie wypowiadać. Czesi nie lubią tabu, cenią filozofię trzynastej komnaty, mogę sobie pozwolić.
Szczygieł, gdy zjawił się w tych Czechach pierwszy raz, jechał po pewne wyobrażenie, które z oczekiwania stało się spełnieniem i rzeczywistością. Melodyjnie, inaczej, liberalnie i bez Boga, gdy samemu zmagamy się z pewnym postulowanym przymusem. Idealny grunt pod projekcję. Polska małomiasteczkowa, babcie w zaklętej ?zafirankowej? rzeczywistości, chrzest z obowiązku, trzynastolatkowie na murku przykościelnym w niedzielę o 11, lokalny ksiądz ojcem pięcioraczków, purpurat lubiący małych cherubinków. Jak świat światem, warszawskie salony, czy parafia na podkarpaciu, tak bywa, a tezy o proporcjach na rzecz jednego środowiska kosztem drugiego są empirycznie puste. Myślę sobie, że ta ultrakatolicka Polska, jak ją maluje autor Gottlandu, nie upomni się o Boga, nie jest go znowu też tak wiele, subtelnie przykryje jakąś polityczną aferę, czasem pojawi się jakiś niemądry redemptorysta, czasem się popluje zbyt mocno Dziwisz, zapomniawszy o tym, że to nie on ma Parkinsona. Ktoś nam ten katolicyzm namalował, polityk z prawej przypomni, ci od oprawy meczów Legii pokrzyczą, a na koniec już nie w formie reportażu, gatunku bliskiego Szczygłowi, a pewnej narracji, dowie się o tym cała zachodnia Europa. Pana Mariusza jednak z racji jego homoseksualizmu nikt po ulicach Złotoryi, jeśli tam w ogóle bywa, raczej nie pogoni. Myślę sobie za to, że kibice paru czeskich drużyn piłkarskich śmiało by mogli, nie trudno sobie to wyobrazić.
Opinia bierze udział w konkursie