Uwielbiam Apolla. Gdybym tylko umiała, napisałabym dla niego haiku, bo wiem że je uwielbia, ale cóż... lepiej radzę sobie z prozą. I recenzjami (mam nadzieję).
Czwarty tom Apolla to bardzo dobra książka. Historia przypadła mi do gustu bardziej niż 3 tom, ale przyznam wam, że chyba mam jakiś osobisty problem do środkowych tomów tych dłuższych serii Riordana. Zarówno 3 tom Percyego Jacksona, Znak Ateny w serii Olimpijscy Herosi, czy Labirynt Ognia z serii o Apollu nie wyciągnęły mnie tak mocno, jak pozostałe tomy tamtych serii wujka Ricka - a czytałam wszystkie jego powieści.
Tom czwarty zaczyna się od przyjazdu Apollina i Meg do San Francisco. Towarzyszą oni Jasonowi w jego ostatniej podróży. Ich celem jest dom Jasona, siedziba jego legionów - Obóz Jupiter w Nowym Rzymie. Oczywiście, pierwsze kłopoty napotykają już na autostradzie. Zero szacunku dla karawanów! Wtedy to bohaterowie wpadają na Lavinie, bardzo ciekawą i łatwą do polubienia legionistkę. Lavinia jest córką muzy tańca, uwielbia stepować, obcować z driadami oraz strzelać z manubalisty, i chociaż ma jaskrawo różowe włosy, którymi zawsze się wyróżnia, potrafi wymknąć się niepostrzeżenie z każdego miejsca. Na szczęście, często kryje ją jej dowódczymi - Hazel!
Niezmiernie cieszyła mnie perspektywa kolejnego spotkania Hazel, Franka i Reyny. Oczywiście, okoliczności nie są jakoś szczególnie przyjemne. Ale kiedy to herosi mają łatwe życie? Ledwo co obroniono Nowy Rzym, a już zmierza do niego flotylla Kaliguli, zombie atakują, a do tego zbliżają się urodziny Lestera - hmm, i oczywiście wypadają w przewidywaną datę ataku morskiego. Rzymian czeka wielka walka. Riordan nie daje im dużo czasu na żałobę po Jasonie, ale mogę was zapewnić, że nie będziecie się nudzić ani odrobinę. Hazel, Frank i Reyna, a także Levinia, też otrzymają swoje pięć minut! Miło czytać o postaciach które zna się tak dobrze i uwielbia. A szczególnie polubiłam manewr Wakanda! :D
Przyznam wam też, że w tym tomie widać jak bardzo bycie człowiekiem odmieniło Apolla. Serio, widać różnicę. Apollo przebył już długą drogę, porównując jego zachowanie z Obozu Herosów, a to w Nowym Rzymie.
Jedyna rzecz, która mnie zdenerwowała, to fakt, że autor pomylił wyspę na której była kiedyś Reyna! Wierzcie lub nie, ale zamiast wyspy Kirke pisał o wyspie Kalypso - a jako że Kalypso znamy dosyć dobrze po tomie drugim... Bardzo nie ładnie się tak mylić, wujku Ricku! Nie ładnie!
Czytając Apolla przeżyłam cały wachlarz emocji, a autor zaskoczył mnie niejednokrotnie. Moja miłość do postaci i serii tylko wzrosła.
Nie mogę się już doczekać powrotu do opowieści Apolla w piątym tomie!
Opinia bierze udział w konkursie