Gwiazda i koniczynka to piękna, ciepła opowieść osadzona w ciężkich, okupacyjnych czasach najstraszniejszej wojny w dziejach.
Zawsze po zakończeniu książki o tematyce wojennej, obiecuję sobie, że długo po taką nie sięgnę, bo mam doła wielkości krateru. I zawsze jest też tak, że gdy tylko pojawia się możliwość sięgnięcia po kolejną pozycję z tej tematyki, zapominam o postanowieniu i ustawiam nowe priorytety czytelnicze. Ot, taki masochizm z wyboru.
Ta powieść już samą okładką sugeruje, jakiej emocjonalnej zawartości możemy się spodziewać. Rzeczywiście, książka to jedna wielka emocja.
Ariella Bannon, żydówka, podejmuje najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. W obliczu nasilających się represji wobec Żydów postanawia wysłać dwójkę swoich dzieci do kuzynki męża. Błaga, na wszystkie świętości, by Elizabeth zaopiekowała się i pomogła przetrwać Liesel i Erichowi w (teoretycznie) bezpiecznej Anglii.
Elizabeth nie zastanawia się długo. Właściwie od razu podejmuje decyzję o sprowadzeniu maluchów pod swój dach, choć osobiście jest wystraszona. Jako bezdzietna, młoda wdowa, nigdy nie miała możliwości, by zdobyć doświadczenie w opiece nad dziećmi.
I tu zaczyna się proces budowania relacji, wzbudzania zaufania i wszelakie próby, by stworzyć tym pokiereszowanym psychicznie dzieciakom, w miarę normalne życie.
Fabuła z początku miała dwutorową formę opowiadania, jednak od momentu dotarcia dzieci do Anglii, opowieść skupiła się tylko na tym wątku. Obserwujemy przede wszystkim psychiczną przemianę dzieci. Z zastraszonych, nerwowych maluchów stają się wesołymi dzieciakami, otwartymi na nowe znajomości. Poznają też własną świadomość religijną i dzięki wyrozumiałej i wrażliwej ciotce, pielęgnują pamięć o zaginionych rodzicach. Sam proces integracji w nowej rzeczywistości, czy to w Liverpoolu, czy później w Irlandii, przebiegał stopniowo. Oczywiście nie obyło się bez wątpliwości. Głęboko zakorzeniony strach objawiał się w różnych momentach i w różny sposób. Od nocnych krzyków i koszmarów po bunt i zrezygnowanie.
Elizabeth, jako matka zastępcza musiała zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem, ale okazując serce i wyrozumiałość, potrafiła w tych poranionych sercach wzbudzić ciepłe uczucia i pozytywne emocje.
Autorka wplotła w fikcję literacką ważny temat, jakim było wywożenie dzieci z okupowanych terenów i umieszczanie ich w rodzinach zastępczych. Takie procedery miały miejsce, to fakt. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie uczuć rodzin, które decydowały się na rozłąkę tylko w imię nadziei, że pociechy zostaną uratowane. To jeden z dramatów, z którymi społeczność żydowska musiała się mierzyć. Za każdym razem czuję ból, bunt i oburzenie gdy czytam, że w imię chorej ideologii jednego człowieka, niewinni ludzie cierpieli i tracili życie.
W tej powieści obyło się bez brutalnych opisów działań ze strony okupantów, jednak strach jest dominującym uczuciem w pierwszych rozdziałach powieści, a później można zauważyć, jak wielki wpływ na psychikę wszystkich miała ta polityczna sytuacja.
Oprócz historii Liesel, Ericha, poznajemy też prywatne uczucia i rozterki Elizabeth. Wątek powoli odkrywanych uczuć do Daniela ciągnie się właściwie przez całą książkę, jednak jest to opisane w tak dyskretny i subtelny sposób, że stanowi taki przyjemny przerywnik między innymi wątkami.
Wątkiem znaczącym jest poznawanie tożsamości religijnej zarówno dzieci jak i Daniela. Mężczyzna zupełnie świadomie, bez naleciałości wychowawczych, wybiera przejście na judaizm i z pełnym zrozumieniem poznaje żydowskie obrzędy.
Autorka ciekawie opisała integrację mieszkańców wioski Ballycreggan. Obok życzliwości tubylców, wszechstronnej pomocy i tolerancji religijnej, pojawiają się jednak wątki zwątpienia, które podyktowane jest przede wszystkim właśnie strachem. To takie naturalne zachowanie, każdy boi się przede wszystkim o swoich najbliższych, a w naturę człowieka niestety wpisane jest obwinianie innych o zaistniałą sytuację. Mieszkańcy Irlandzkiej wioski przeszli chyba przez wszystkie etapy uczuć wobec uchodźców, jednak dzięki rozsądkowi i rozmowom, udaje się stworzyć zgodną multikulturową społeczność.
Nawet w tak małej i wydawałoby się zżytej społeczności, pojawia się szpieg. To było dla mnie spore zaskoczenie, bo ten wątek dyskretnie, ale znacząco pojawiał się do samego końca powieści. Autorka doskonale opisała dywersyjne działania szpiega, to w jak przemyślany sposób działał. Szczerze mówiąc, od początku podejrzewałam, kto jest winny szpiegowskich działań, jednak bardzo doceniam, jak autorka lawirowała słowem i wprowadzała co jakiś czas momenty zwątpienia, czy to aby nie kto inny jest zdrajcą. Fajnie pokazana została też walka wewnętrzna, jaką szpieg toczył. Bo jednak przywiązał się do wszystkich, miał nawet momenty gorących uczuć, które walczyły z poczuciem obowiązku i wręcz fanatyczną wiarą w politykę Hitlera.
Książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Styl autorki jest lekki, przyjemny. Nie zawiera niepotrzebnych ozdobników i przydługich opisów, co bardzo cenię. Cała historia opiera się przede wszystkim na emocjach i przeżyciach wewnętrznych bohaterów.
Nie czułam się ani przez chwile znużona. Akcja prowadzona jest dynamicznie, a czas spędzony na czytaniu upłynął mi równie szybko.
Oceniam tę powieść na 7/10. Zachęcam Was do czytania.
...
Opinia bierze udział w konkursie