Czy uwierzycie mi jeśli wam powiem, że aż do wczoraj, nie przeczytałam ani jednej książki Remigiusza Mroza? Już wyobrażam sobie wasze wielkie oczy : wow, jak to możliwe? Przecież jego powieści zajmują prawie całą powierzchnię polskich księgarń. Aż trudno uwierzyć, że jest jeszcze ktoś komu tak długo udawało się omijać najpłodniejszego polskiego autora. A jednak udawało się do wczoraj. Cóż więc skłoniło mnie do poddania się fali "mrozomanii"? Otóż proszę państwa, wasze recenzje. Dobra, niedobra, zła, wspaniała, szczyt nudy, majaki wariata, mistrzostwo świata, rewelacja. Zaczęłam się zastanawiać, jak jedna książka, może wyzwalać aż tyle różnych reakcji. Postanowiłam sprawdzić jaka będzie moja. I ? I czytajcie dalej...
Życie Tesy odmieniło się o sto osiemdzisiąt stopni za sprawą jednej, odebranej z paczkomatu, przesyłki. W niewielkim pudełku znajdowała się obsydianowa czaszka i kartka z napisem : apsyda. Po zalogowaniu na Twittera dziewczyna z przerażeniem stwierdziła, że tak otagowane wpisy, zamieszczane był przez osoby od lat uważane za zaginione, a niektóre nawet za martwe.
Zdezorientowana faktem, że to właśnie w jej ręce trafiła paczka, postanowiła rozwiązać jej tajemnicę. Osobą, która mogła jej w tym pomóc był dawny wykładowca z czasów studiów, Strachowski, mężczyzna z którym kiedyś łączyło ją coś więcej niż przyjaźń.
No przyznajcie się. Ilu z was specjalnie założyło konto na Tweeterze byle tylko sprawdzić jakie nowe wpisy pojawiły się pod książkowym hashtagiem? No nie wstydźcie się, ja mam łapkę w górze. Muszę przyznać, że najnowsza książka Mroza bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Podchodziłam do niej, jak i do samego autora, z dużym dystansem. Wiadomo, ktoś kto "produkuje" kilka tytułów rocznie, raczej liczy się z tym, że część czytelników może wątpić w jakość takich pisanych naprędce powieści. Ja już po pierwszej książce domyśliłam się co stoi za fenomenem Mroza, jeszcze tylko muszę to zweryfikować. Po pierwsze autor ma wyobraźnię, jest pomysłowy. Na dodatek te pomysły są oryginalne, a nawet jeśli kopiowane to z dzieł nieznanych mi autorów. Po drugie jego lekkość pisania wynika z tego, że jego powieści (wytknijcie mi jeśli nie mam racji) opierają się na dialogach. Wiadomo, łatwiej jest napisać coś w krótkich, zwięzłych zdaniach niż opisać. Kiedy inni autorzy zastanawiają się czy liście paprotki mają kolor seledynowy czy szmaragdowy, u Mroza będą po prostu zielone. Lub w ogóle zrezygnuje z paprotki . Właśnie tak, główną cechą tej powieści jest brak jakichkolwiek ozdobników. Mamy tutaj akcję rozgrywaną w dialogach, sporo wewnętrznych przemyśleń i dobrze w to wszystko wplecione zwroty akcji. Kolejną rzeczą, która sprawia, że "Hashtag" jest takim "speed read" są króciutkie rozdziały. Bach, bach, bach i , jak u Dana Browna, jesteśmy kilkadziesiąt stron dalej. Zresztą to nie jedyna cecha wspólna naszego rodzimego autora z Amerykaninem. Mróz, podobnie jak jego kolega po fachu, jest mistrzem budowania napięcia oraz komplikowania fabuły. I choć nie biegaliśmy tutaj po Rzymie w poszukiwaniu Iluminatów, tylko w większości siedzieliśmy jak Ferdynand Kiepski na fotelu, to i tak autor zaserwował nam niezłą przygodę. Lubię takie książki. Lubię szybko, z dreszczykiem i zagadką. Lubię jak już wszystko wiem a kiedy przewracam stronę autor do mnie mówi : żartowałem. I lubię też z przymrużeniem oka. Wiadomo były niedociągnięcia i luki w fabule ale w przypadku takiej książki stają one na drugim planie. No bo po co psuć sobie rozrywkę. Tym razem moja "Pani czepialska" przezornie się zamknęła.
"Hashtag" to książka skomplikowanych bohaterów. Cieszmy się, że jest ich zaledwie trójka, gdyż wskaźnik "pokręcenia" i psychozy mógłby być zbyt duży. Tą trójcę jeszcze dało się przełknąć, a nawet polubić. Tesa jest samobójczynią i to taką w wersji XL. Ulubiony posiłek : batonik bounty a napój : cola, oczywiście light, żeby licznik kalorii pozwolił na więcej sacharozy z kokosem. W kręgach szpitalnych nazywają ją Trutką, ot często wpada z wizytami, po odtrutkę właśnie, gdyż największym marzeniem Tesy jest zwrócenie na siebie uwagi. Nekrolog byłby najlepszy jednak brak jej odwagi do połknięcia o jedną tabletkę więcej. Więc Tes, w towarzystwie męża, równie pokręconego, siedzi na kanapie i ogląda seriale na Netflixie. Oj jak dobrze, że znalazł się taki Igor co wziął Tesę, wraz z jej aspołecznymi zachowaniami, paranoją i otyłością. Ten Igor to nie byle jaki gość, inteligentny informatyk, do tego początkujący pisarz. A i w łóżku spisuje się nie najgorzej. No i oczywiście lubi serowe nachosy.
Trzeci z naszej trójcy to Strach. Ale nie taki strach straszny jak go malują. Wykładowca uniwersytecki, socjolog z wykształcenia i zamiłowania. I wielbiciel kobiet, tych mniejszych i tych większych. Taki nieszkodliwy, ale z nutką stalkera? Czy ktoś taki nadaje się na psychopatę? No owszem, zdzielić studenta po twarzy to tak, ale żeby od razu z nożem? No ale w końcu najwięksi seryjni mordercy nie chowali się w nocy w piwnicach tylko wracali do swoich rodzin i dzieci.
I jak wam się podoba? Jak teraz to czytam to brzmi nieźle, a wierzcie mi Pan Mróz ma większe doświadczenie pisarskie niż ja, więc u niego jest jeszcze lepiej. Choć nie ma paprotki.
"Hashtag" to kolejna książka przypominająca nam o tym jak niebezpieczne są media społecznościowe. Wystarczy jeden psychopata z podstawową znajomością komputera i dość przeciętną wyobraźnię i cyberprzestępstwo gotowe. Jak widać, da się i trupa ożywić? A może trup wcale nie był trupem? Oj internet już nie takie rzeczy widział. Hashtagi, tweety, lajki, gdzie nas to wszystko doprowadzi? Kolejny raz jestem przerażona. Tak naprawdę mowa jest tutaj o zbrodni doskonałej. Dziś, kiedy adres IP, można zmieniać jak skarpetki, podobnie jak tożsamości, nikt nie powinien czuć się bezpiecznie. Oj ja się tylko modlę, by żaden psychopata czy nawet żartowniś nie
zainspirował się pomysłem Mroza. Zresztą coraz więcej portali usuwa nieaktywne konta, więc jest szansa, że nikt nie włamie się na profil mojego nieżyjącego już dziadka (R.I.P) i nie wyśle mi wiadomości o treści : co dziś na obiad?. Wiem, brzmi to przerażająco, jednak mi nie jest do śmiechu. Kiedy zaczęliśmy żyć bardziej online niż w realu to i zbrodnie będą bardziej wirtualne.
Nasza egzystencja w mediach społecznościowych oraz związane z nią zagrożenia nie są jedynym ważnym tematem, który porusza autor. Pojawiają się tutaj zagadnienia z zakresu socjologi (rozmowy między Tesą a jej mężem-brawo wy), filozofii (nieco oklepana Jaskinia Platona) oraz kapitalizmu i rynków finansowych. Jednym zdaniem : książka skłania do myślenia i wyciągnięcia odpowiednich wniosków.
Moją pierwszą randkę z autorem uważam za udaną. Zresztą mój ulubiony pisarz, Stephen King też jest twórcą raczej masowym a nie rzemieślnikiem, więc obejdzie się bez zbędnej krytyki. Nie lubię patrzeć wstecz więc specjalnie do księgarni po poprzednie książki lecieć nie będę, ale następne tytuły Mroza chętnie przeczytam. Oryginalna fabuła, ciekawe postaci (ah, Ci feedersi) i zaskakujące zakończenie (takie może troszkę otwarte, z przeciągiem) sprawiły, że z powieścią uwinęłam się w parę godzin i miałam czas na zgooglowanie apsyda. Gorąco polecam. Czytanie, googlowanie też.
Opinia bierze udział w konkursie