Każdy z nas, na pewnym etapie życia, zakłada maskę. Udajemy kogoś, kim nie jesteśmy. Przed światem ukazujemy zupełnie inną twarz, radosną, szczęśliwą, zakochaną. Koloryzujemy naszą rzeczywistość, nadajemy jej barw, przepychu, nie chcąc, by inni dostrzegli nasze nieszczęście, gorycz, smutek, bezradność, rezygnację. Fantazjujemy o czymś, co jest nieosiągalne, marzymy o kimś, kto tak naprawdę nie jest nam pisany, usuwamy sobie zmarszczki, retuszujemy krągłości, by na łamach Internetu poczuć się zauważonym, zostać przez otoczenie dowartościowanym, pożądanym, móc być przez innych podziwianym. Zazdrościmy innym zagranicznych wojaży, świetnej figury, pięknych zdjęć, przez co chcemy pokazać naszym znajomym, że i u nas bardzo dobrze się powodzi, jesteśmy szczęśliwi i to oni powinni nam zazdrościć tego, co osiągnęliśmy. Zapominamy jednak o tym, że rzeczywistości się nie oszuka i że czasami warto cieszyć się z tych rzeczy, które mamy, bo można je szybko utracić, a na ratunek może być nieraz za późno. Dlaczego stwarzamy pozory? Zakłamujemy naszą codzienność? Czy nasze życie jest aż tak fatalne, byśmy ją koloryzowali dla innych? Nie liczy się już, co my czujemy, czego pragniemy, o czym tak naprawdę myślimy, tylko po to, by usłyszeć kilka pocieszających słów od innych, gdy pokażemy nieprawdę? A gdzie nasze poczucie wartości? Kochanie siebie takim, jakim się jest? To my powinniśmy być dla siebie ważni i powinniśmy tak kreować nasze życie, byśmy czuli się w nim dobrze i szczęśliwie. A jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi w obecnej sytuacji, to warto to zmienić. Nikt za nas naszego życia nie przeżyje, ktoś może nas nakierować na odpowiednie tory, wesprzeć w podejmowaniu decyzji, jednak od nas zależy, jak pokierujemy naszym losem. Czy pozwolimy sobie na smutki, żale, złości czy weźmiemy się w garść, zaczniemy chwytać byka za rogi i działać. Autorka doskonale pokazała świat osoby, która chce dowartościować własne życie, ukazując nieskazitelność domu, bogactwo, przepych, dobre ujęcia, ciepło miru domowego na łamach mediów społecznościowych. Gdzie po drugiej stronie aparatu ukrywa się osoba, która coraz źle czuje się w swojej rzeczywistości. Która zakłamując otoczenie, chce ukazać, jak to jej jest dobrze we własnym gnieździe, a tak naprawdę niemo krzyczy o zmianę, jakiś ruch, bo w jej rzeczywistości pojawiła się stagnacja, gnuśność, obojętność i samotność. Jak źle czuje się w miejscu, w którym żyje. Że mimo bliskości osób, które ma wokół siebie, doświadcza pustki, braku zainteresowania od drugiej połówki i ogromnej niechęci ze strony własnej córki. Do tego przedstawia, jak trudne i bolesne wspomnienia, potrafią często oddziaływać na teraźniejszość, powodując załamania, momenty zatrzymania w przeszłości i ciągłe tkwienie w próżni bez żadnego wyjścia. Nie znajdziecie tu jednak rozmemłanej postaci. Czasami nie wie, jak postąpić, popełnia błędy, jak to w życiu, ale pokazuje własną siłę. Że nie da się prowadzić za rękę, ma własne zdanie, czasami przeklnie, powie, co tak naprawdę ma na myśli. To sprawia, iż postać jest realna, namacalna i uświadamia, że kobiety też mogą wiele zdziałać. Oprócz tego uwidacznia mankamenty, że nikt z nas nie jest idealny, każdy z nas pragnie szczęścia, radości i miłości. A gdy tego zabraknie, szukamy substytutu, zastępujemy go czymś innym, by poprawić sobie naszą szarą rzeczywistość czymś kolorowym. To słodko-gorzka historia nakreślająca to, jak z pozoru szczęśliwa rodzina, która pięknie wygląda na zdjęciach, może być oddalona od siebie o wiele mil świetlnych, żyjąc razem pod jednym dachem. To, jak z pozoru idealne życie na fotografii, tak naprawdę wcale takie nie jest, a osoby na nim uwiecznione poszukują zrozumienia, akceptacji, miłości i szczęścia. I to, jak z pozoru perfekcyjna pani domu, która inspiruje innych, w rzeczywistości zmaga się z własnymi słabościami, samotnością, rozgoryczeniem, niechęcią. Gorąco polecam!
Opinia bierze udział w konkursie