"- Myślę, że nie wiesz, czym jest miłość ? odpowiedziałam szeptem.
[...]
? Myślę, że nikt tego nie wie, skarbie ? zripostował. ? Miłość to enigma. Ulega redefinicji za każdym razem, gdy ktoś ubiera ją w słowa..."
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją jednej z najgłośniejszych ostatnio w Polsce premier z tej kategorii, która wcześniej zyskała ogromną popularność za granicą, a jej czytelnicy dzielą się na tych, którzy kochają lub nienawidzą "Haunting Adeline".
Do której grupy ja należę? Śmiało mogę przyznać, że do tej pierwszej, choć nie jest to książka, którą poleciłabym każdemu.
Przede wszystkim, zawiera wiele zachowań toksycznych, ale też dotyka bardzo trudnych tematów, jakimi są pedofilia i handel ludźmi, więc polecam zapoznać się z ostrzeżeniami przed sięgnięciem po tę lekturę.
"Wiesz, dlaczego tak kocham domy luster? ? wyszeptał. [...]
? Dlaczego? ? zapytałam równie cicho.
? Rozejrzyj się ? rozkazał łagodnie, a ja niepewnie oderwałam od niego wzrok i omiotłam nim tysiące odbić. ? To, co teraz widzisz, to moja codzienność. Nieważne, jak daleko się udam, jak bardzo próbuję przed tobą uciec? jesteś wszędzie. Jesteś wszystkim, co widzę. Miłość do ciebie przypomina uwięzienie w domu luster, myszko. Nigdy wcześniej nie czułem się tak bardzo w domu, jednocześnie będąc tak głęboko w kimś zagubionym."
Jest to historia tytułowej Adeline - pisarki, która zamieszkuje wiktoriańską posiadłość odziedziczoną po swoich przodkach, właściwie oddzieloną lasem od cywilizacji.
Pewnego dnia odkrywa pamiętniki swojej prababci, z której wynika, że kobieta miała stalkera.
Widocznie historia lubi się powtarzać, bo i ona wkrótce zaczyna mieć nieproszonego gościa, lubiącego zostawiać jej róże i liściki.
W końcu jej cień wyjdzie na światło dzienne, nie tylko pokazując jej swoją twarz, ale też rozpoczynając niebezpieczną relację.
Jak ta znajomość skończy się dla Addie?
Jak skończyła się dla jej prababci?
Przynajmniej jedną z tych zagadek odkryjemy na kolejnych stronach książki.
"To nie powinno być możliwe: jednocześnie odczuwać i nienawiść, i pożądanie. Ale bez złożoności ludzkich emocji wszyscy bylibyśmy tylko pozbawionymi życia powłokami."
Jest to bardzo trudna do opisania książka, zdania o niej też są mocno podzielone, ale jedno trzeba jej przyznać na pewno - ma wspaniale zbudowany klimat!
Autorka od samego początku rysuje mroczny obraz, a ja czytając, miałam wrażenie, jakbym oglądała film. Wyobraźnia mi szalała, a sam dom Parsonsów stał się świetnym tłem do wydarzeń, które się w nim i w jego okolicach działy.
Wiedziałam, o czym jest książka, ale nie spodziewałam się wątku rozwiązywania kryminalnej sprawy z przeszłości i przyznam, że szalenie wkręciłam się w odkrywanie życia Gigi. Teksty jej pamiętników przeplatały się z teraźniejszością bohaterki, budując jeszcze większe napięcie i zaciekawiając na tyle, że te kilkaset stron książki minęło mi w mgnieniu oka. Byłam bardzo ciekawa, jak potoczą się dalej obie historie, które były dość podobne, co zresztą sprawiło, że bohaterka miała w głowie jeszcze większy mętlik.
"Nie wiedziałem, czy Bóg naprawdę istniał. Nie wiedziałem, czy ludzkość kiedykolwiek postawiła stopę na Księżycu. Nie wiedziałem, czy istniały równoległe wszechświaty. Ale wiedziałem jedno: właśnie odnalazłem sens swojego życia. Siedział za stołem z niezręcznym uśmiechem na twarzy."
Druga ważna i turbociekawa sprawa, to kwestia handlu ludźmi i pedofilii. Nie trzeba chyba przyznawać, że te dwie kwestie są okrutne i ciężko uwierzyć, że nadal się dzieją, jednak nie czytałam żadnej innej książki z podobnego gatunku, która by dotknęła tematu w taki sposób i na taką skalę.
Rola Zadea w tym "biznesie" wcale nie łagodziła w moim odczuciu jego postępowania, ale zdecydowanie dała szerszy obraz jego postaci, sprawiła też, że w jakimś stopniu dało się go zrozumieć.
Najtrudniejsza do oceny jest oczywiście najważniejsza relacja tutaj, czyli ta pomiędzy stalkerem i jego ofiarą. Bo tak, Adeline to ofiara, nie da się zaprzeczyć, że Zade był wobec niej ekstremalnie okropny. Trochę jednak o to w tym chodzi, żaden związek pomiędzy śledzącym, a śledzoną nie mógłby być normalny i zdrowy, więc powiedziałabym, że to w tego typu książkach normalne.
Nie nazwałabym Zadea moim książkowym mężem, absolutnie nie chciałabym spotkać go w rzeczywistości, ale to nie oznacza, że nie mogę podziwiać stworzenia jego postaci, czy w jakimś stopniu zrozumieć jego zachowania.
Nie da się też nie zauważyć, że Adeline to nie jest zwykła ofiara, szara myszka bojąca się własnego cienia.
Ona od zawsze kocha się bać, kocha horrory, domy strachu, czuje ekscytację z powodu obecności duchów i sama niejednokrotnie prowokuje Zadea, o czym sama wspomina. W pewnym momencie przyznaje też, że pragnie tego wszystkiego, co on jej robi, choć jej usta w różnych momentach mówią co innego.
Tylko proszę, nie oskarżcie mnie o jakiś victim shaming, bo nie o to mi chodzi. Oczywiście, że każde wypowiedziane słowo NIE, oznacza NIE. Pamiętajmy jednak, że to mroczny romans, w którym bohaterowie nie są rozsądni i prawi, a ich działania kierowane są często najgłębszymi pragnieniami, takimi, o jakich ciężko komukolwiek nawet pomyśleć.
Pokuszę się więc o stwierdzenie, że Zade wiedział, co robi i na co może sobie pozwolić. Czy jego zachowanie było okropne i chore? Tak. Czy można czerpać przyjemność z tak skonstruowanej fabuły? Również tak. Czy autorka może kochać bohatera, którego stworzyła? Oczywiście, nawet, jeśli czasem bywa bohaterem, a czasem potworem.
"Choć jego kompas moralny ewidentnie uległ pewnemu wykrzywieniu, czułam się przy nim bezpieczna. Nawet teraz, gdy strach robił mi gruntowne przemeblowanie w mózgu."
Podsumowując mój wywód, dodam tylko, że jest to książka wzbudzająca wiele różnych, skrajnych emocji, a ja takie pozycje kocham. Co mnie zaskoczyło, kilka razy też było bardzo zabawnie! Pomimo tej mrocznej otoczki i trudnej tematyki. No i zdecydowanie była to jedna z najbardziej spicy powieści, jakie w życiu przeczytałam.
Bardzo czekam na drugi tom, jestem ciekawa czy bohaterowie pokażą nam się od jeszcze jakiejś innej strony, ale na pewno dostarczą wielu emocji!
Z oceną mam podobny problem, jak często z książkami P. Douglas - waham się między 1, a 10.
A tak serio, biorąc pod uwagę styl pisania, który bardzo mi się podobał, ciekawą, wciągającą fabułę i emocjonalny rollercoaster, zostawię tu 9.
Jestem ciekawa Waszych opinii, więc dajcie znać!
"Parsknęłam.
? Ojej, tak mi przykro, że zakłóciłam spokój twojego stalkingu. Następnym razem postaram się przybrać dla ciebie jakąś pozę albo dwie.
Nigdy nie zamierzałam przyznać się do dreszczy, o jakie przyprawiła mnie jego odpowiedź. Były lodowate i gorące zarazem.
Mężczyzna uniósł kącik ust, a mnie zrobiło się smutno, że uśmiech nie sięgnął jego oczu.
? Będę wdzięczny ? odpowiedział w rozproszeniu."
Opinia bierze udział w konkursie