HELL-END
Najnowszy ? i jednocześnie ostatni (mam jednak nadzieję, że jeszcze coś tam Egmont wydać się zdecyduje, bo jest parę fajnych runów, jak Milligana czy Jenkinsa) ? tom ?Hellblazera? do końca doprowadza run Careya. No i ten run to właściwie jedna wielka opowieść, podzielona na kilka mniejszych, więc wiadomo, jak czytać to na raz. Poza tym jeszcze dodatkowo dostajemy tutaj powieść graficzną, wydaną jeszcze w trakcie trwania głównej opowieści, a ta zajmuje tak ze czterdzieści procent tomu. Ale wszystko, co tu znajdziecie, dobre jest i to bardzo.
John Constantine niemal całe życie igra z piekłem. Teraz będzie musiał do piekła zstąpić, a wszystko po to, by zająć się swoim demonicznym potomstwem, które zagraża każdemu ? a szczególnie wszystkim mu bliskim. Ale wyprawa nie będzie tak łatwa, jak w przypadku Johna mogłoby się wydawać. To miejsce kryje w sobie wielu jego wrogów, a jeden z nich wkrótce staje mu na drodze i?
Jeśli runowi Careya było do czegoś najbliżej, do zdecydowanie do runu Delano, który stworzył serię i zdefiniował postać stworzoną przecież przez Alana Moore?a. Gdyby nie on, ?Hellblazer? a zatem i John Constantine nie staliby się tym, czym byli przez lata, dekady. Poza tym to, co zrobił, to dla mnie jedno z najlepszych, co seria ma do zaoferowania ? jedni mówią, że to grafomaństwo, ale mi jego kwieciste pisarstwo przypadło do gustu, ten ciężar, słowotok, który buduje nastrój i stara się wnieść literacką jakość ? więc to, że Carey czerpie z jego historii to wielki plus. Tym bardziej, że jednocześnie Carey to pisarz, literat i literacko umie i fajnie mu to wychodzi.
A jaki jest jego run? Jaki tego runy finał? Skupiony na postaci, na rodzinie i na grozie, która z różnych stron atakuje, ale przede wszystkim służy to czemuś jeszcze większemu. Bo, jak pisałem, to jedna duża opowieść. Poprzednie tomy można było mniej lub bardziej czytać niezależnie od siebie, u Careya trzeba jednak w całości. Ale warto. Brudny świat, pełen seksu, przemocy, najgorszych ludzkich wynaturzeń i demonicznych mocy, które często okazują się wcale nie gorsze od ludzi. Jednocześnie, jak każda dobra opowieść o Constantinie, i ta opowiada o zastanej rzeczywistości, problemach społecznych i naszej naturze. A im bliżej końca, tym w coraz większe piekło pakuje się bohater, aż? No to sami już przeczytacie.
A czytać warto. DC ma masę świetnych serii do zaoferowania, ale ta należy bez dwóch zdań do najlepszych. Dojrzała, mocna, kontrowersyjna, wulgarna, ale jednocześnie z ambicjami. Świetnie wykonana, pełna klimatu i rzeczy, które zostają z czytelnikiem na dłużej. Fajnie zilustrowana, czasem bardziej realistycznie, czasem prosto, zawsze mrocznie i z takim w punkt trafionymi wszystkimi elementami. Graficznie to, obok runu Delano, najspójniej rysowany ?Hellblazer? i to też doceniam. Suma tego wszystkiego daje znakomitą serię. Wielką rzecz dla tych, którzy od komiksu chcą czegoś dojrzałego i ostrzejszego. A gdy będzie Wam mało, na podstawie tej dodatkowej powieści graficznej, o której już wspominałem, nakręcono animację ?Constantine: City of Demons? ? acz adaptacja to bardzo luźna.
Opinia bierze udział w konkursie