Niesamowita, fantastyczna książka, w której Ryziński niezwykle umiejętnie przedstawia fakty dotyczący inwigilowania homoseksualistów w PRL zakończone trzykrotnie powtarzaną akcją Hiacynt", a przeplata je niezwykłymi historiami uczestników wydarzeń. Co istotne - autor nie skupia się jedynie na ofiarach systemu, ale oddaje też głos drugiej stronie - dowiemy się również, jak całą sprawę postrzega funkcjonariusz SB. To co w tym reportażu chyba najbardziej uderzające, to zdemaskowanie motywów i sposobów inwigilacji i prześladowań mniejszości, które... nie różnią się specjalnie od tego, co robi aktualna władza w stosunku do ludzi LGBT+. Ryziński wnikliwie, aż do bólu analizuje język, którym posługiwano się wobec homoseksualistów, odkrywa manipulacje i kłamstwa, które stosowano, by uwiarygodnić i usprawiedliwić akcję masowej inwigilacji i zastraszania. Pod absurdalnymi pozorami "ochrony" homoseksualistów przed morderstwami i kradzieżami postanowiono skatalogować absolutnie wszystkich gejów w Polsce. Na taki pomysł nie wpadł nikt (!) w jakimkolwiek innym kraju. Książka Ryzińskiego jest nadzwyczaj cenna i ważna, szczególnie dzisiaj. Z jednej strony ukazując drobiazgowo system prześladowania i zastraszania drugiego człowieka, nakazuje pamiętać o tamtych wydarzeniach, o jej negatywnych i pozytywnych (znajdziemy w tej książce historie najróżniejszych osób) bohaterach, z drugiej strony jest wielką przestrogą przed powtórką. Ogromnie cenną rzeczą jest oddanie w tym reportażu prawdy - nie ma żadnego podkolorowywania, wybielania postaci czy pomijania "niewygodnych" tematów. Zapewne Ryzińskiemu oberwie się za to z obu stron - od niektórych środowisk usłyszy, że przecież nie wszyscy geje się spotykali w toaletach, nie wszyscy donosili na innych, nie wszyscy popadali (jak choćby jeden z bohaterów - Waldemar Zboralski) ze skrajnej obrony gejów w obsesyjną religijność połączoną z obrzydliwym atakiem na homoseksualistów, od innych usłyszy zapewne, że w przedstawionych wydarzeniach nie znajdują nic oburzającego, że nie było żadnej inwigilacji, a wręcz że "katalogowanie" gejów było potrzebne, bo należało bronić się przed AIDS... Z tego względu współczuję autorowi, na którego wyleje się z pewnością fala nieprzychylnych (delikatnie mówiąc) komentarzy. Podziwiam, że miał odwagę, aby opisać prawdę, ogromnie się cieszę, bo dostajemy do rąk doskonały i ponadczasowy reportaż.
Opinia bierze udział w konkursie