Alison Clarke zostawia wypełniony tłumem ludzi Nowy Jork i wraz z przyjaciółką przeprowadza się na jedną z Wysp Kanaryjskich. Chce zacząć życie od nowa, zapomnieć o przyszłości i cieszyć się wypoczynkiem. Nie ma pojęcia, że dopiero tutaj sprawy naprawdę się skomplikują.
Na drodze dziewczyny ponownie staje jej były chłopak. Na jaw wychodzi cała prawda o nim i okazuje się, że zamiast być muzykiem jest członkiem rodziny mafijnej. Tak poznaje Masona Harrisa, kuzyna Dereka i jednocześnie dona, który wciąga ją do swojego brutalnego świata. Życie Alison, w którym projektowała szpilki zamienia się w chaos - ścieżki usypane są z kokainy, a wybory mają smak ołowianych kul.
Dziewczyna szybko wpada w pętle kłamstw i brudnych interesów. Dopiero kiedy poznaje Sergio Carlosa Navarro, jej serce się budzi.
Czy mężczyzna okaże się jedynym światłem w ciemności w życiu Clarke?
------- recenzja
Czytelnicy dzielą się na tych, którym książka się podoba, ,,w sumie była fajna", ale też ,,nie, totalnie nie mój klimat". Ja chciałabym powiedzieć, że jestem chociaż w tej środkowej kategorii, ale niestety nie. Z bólem muszę przyznać, że już od pierwszych stron czułam, że książka mi się nie spodoba, mimo że miałam duże pokłady nadziei.
Zupełnie mi się siadła. Nie wciągnęłam się i książka do samego końca mnie nudziła.
Zacznijmy może od wątku mafii, na którym stricte opiera się ,,Hypnosis". Główna bohaterka z normalnej dziewczyny projektującej szpilki zamienia się w płatną zabójczynie. Z dnia na dzień porzuca dotychczasowe życie i przechodzi do zabijania ludzi I zarządzania odziałem. Na dodatek śmierć, przemoc i inne podobne rzeczy, z którymi nie miała dotychczas dotycznienia nie robiły na niej dużego wrażenia.
Cała ta mafia nie była jakaś brutalna i ostra. Przez czterysta stron nie dało się tego odczuć, a na końcowych rozdziałach bum niespodzianka i opis jak główny bohater torturuje i wreszcie zabija swoją matkę.
Wokół głównej bohaterki krąży najwięcej minusów. Najbardziej zdziwił i można powiedzieć rozbawił mnie fakt, że w ciągu całej książki obskoczyła trzech facetów. Najpierw Derek, jej były, którego niby nienawidziła i tego jej się nie dziwię , ale z drugiej strony kiedy zaczął się do niej ponownie zbliżać, to zaczęła się do niego przekonywać. No a na końcu ta historia skończyła się jak się skończyła. Potem Mason, którego podobno bardzo kochała. Planowali ślub, dzieci, wszystko cacy a nagle porywa ją wróg ich kartelu i w jego obecności przychodzą ją te ,,dreszcze", które sprawiają, że zaczyna zapominać o swoim narzeczonym, którego przecież tak kochała. Najlepsze było to, że jak przyszla kolej na zabicie go to ona usprawiedliwiała się tym, że zasługuje bo uderzył jej przyjaciółkę i zrobił jej krzywdę.
A największym minusem, w który do końca nie dowiedziałam, było to że swój szczęśliwy koniec miała z facetem, który ją porwał i więził w swoim domu.
Muszę poruszyć jeszcze kwestię przyjaciółki głównej bohaterki. Dziewczyna kiedy by się nie pojawiła w książce mówiła jaką to ma ochotę na bzykanie. Najśmiesznieszy jest fakt, że zaliczyła chyba wszystkich facetów, z którymi była później Alison.
Żałuję, że sięgnęłam po tą książkę. Czytałam ją prawie dwa tygodnie i o mało co się wpadłam w zastój czytelniczy. Styl pisania autorki również mi nie podpasował, a dialogi między bohaterami wydawały mi się sztuczne i nienaturalne. Nie umiem podać wam żadnego plusa tej książki, mimo że zauważyłam, że wielu osobom ,,Hyonosis" przypadło do gustu. Może w tym przypadku nie sugerujcie się moją opinią a sami zdecydujcie, czy przeczytacie debiut Klaudii?
Opinia bierze udział w konkursie