Kolejna książka, o której zdania są mocno podzielone. Ja niestety należę do grupy niezadowolonych czytelników. Kto by pomyślał. Według mnie zabrakło tutaj thrillera w thrillerze. Dostałam flaki z olejem w niebieskiej okładce.
"Idealna opiekunka" liczy 350 stron, a dla mnie 200 stron to była ciągła nuda. Nie działo się tam kompletnie nic. To był opis rozszerzony o wątki obyczajowe. Zero napięcia i gęstej atmosfery, których jednak od thrillera (nawet psychologicznego) oczekuję. Okej, byłam ciekawa, o co w tym wszystkim chodzi, ale to była zwykła ciekawość, która zawsze towarzyszy przy czytaniu, więc nie uznaję tego za jakiś wielki plus. Powiecie mi zaraz, że dobrze, że był wątek obyczajowy. No dobrze, dobrze, ale na pewno nie przedstawiony w taki sposób. Przez minimum 100 stron oni gadali w kółko o tym samym. Ciągle to samo tylko z różnych perspektyw i na tysiąc różnych sposobów, ale ciągle o tym samym. Wydarzenia w przeszłości, wydarzenia w teraźniejszości i całe śledztwo stały w miejscu. Wyobrażacie sobie moja frustrację czytać cały czas to samo?! Może pod koniec książki zrobiło się minimalnie lepiej, bo akcja trochę ruszyła, ale to i tak nie uratowało całej historii.
Bohaterowie też się nie popisali. Nie mieli kompletnie żadnego charakteru. Byli sztywni i bez wyrazu. Śmiałam się w duchu, że zachowują się, jakby musieli odwalić swoją robotę i marzą tylko o tym, żeby wrócić do domu.
Zakończenie. Kolejny problem. Wiele osób pisało, że zakończenie rekompensuje potworną nudę. W moim przypadku tak nie było, bo byłam tak znużona i zmęczona tą książką, że nawet końcówka nie zrobiła na mnie wrażenia. Do tego wszystkiego zakończenie składa się z dwóch elementów, a ja jednego z nich się domyśliłam, co się naprawdę rzadko zdarza, więc sami rozumiecie.