Irenka, to matka czterech synów i żona jednego, kochającego męża. Gdy dowiaduje się, że tym razem pod sercem nosi dziewczynkę, początkowo ją to przeraża. Bo jak to teraz ma być , tiule, różowe sukieneczki, laleczki? Ona, twardzielka w glanach, w męskich gronie, właścicielka sklepu hydraulicznego? Jednak gdy nad nienarodzonym dzieckiem wisi groźba choroby, wszystkie te dylematy Ireny wydają się być mało istotne, wręcz niedorzeczne.
"Imię dla Róży" to historia, która jest niczym miód na moje serce. Cudowna, głęboka, wzruszająca, ale i przywołująca uśmiech, opowieść, która niesie ogrom nadziei i wiary, że ten świat nie do końca jest taki zły. Autorka, która prezentuje postawę kobiety niosącej życie, a nie odbierającej je, wlała w moje serce otuchę i radość. Historia matki walczącej o godność, nie tylko swoją, ale i dziecka, kobiety, która nie buduje swojej wartości na ocenie innych osób, która przełamuje stereotypy, a jej siłą jest miłość, wiara i modlitwa, zdobyła moje serce. Jestem zakochana w tej opowieści. Tutaj znajdziemy szacunek dla ponadczasowych wartości, prawdę, niezwykłą mądrość i głęboką treść. Nie jest to cukierkowa historyjka, ale bardzo życiowa historia. Może być jedną z wielu, jakie każdego dnia przeżywają kobiety na całym świecie. Z fabuły, która nie do końca jest fikcją, nie jedna z nas może wziąć coś dla siebie. A nawet powinna. A co? To już zostawiam wam kochane. Tylko musicie przeczytać "Imię dla Róży" i osobiście się o tym przekonać.
Nadmienię jeszcze, że w tej opowieści znajdziemy wzmianki o znajomych postaciach. W końcu Irenka to najlepsza przyjaciółka Julki z "Zapach soli i wiatru". Cudownie też było, dzięki autorce, spacerować po ukochanym Krakowie. Polecam !!
Opinia bierze udział w konkursie