Wyobraźcie sobie ten sam świat, w którym obecnie żyjemy, ale bez przemocy, agresji, złości, bez chorób. Wszystkiego byłoby pod dostatkiem i za nic nie trzeba byłoby płacić. Niemal idealnie prawda? Dlaczego użyłam słowa "niemal"? Otóż moi drodzy, to łączy się tym samym z brakiem spontanicznego działania, życia mechanicznego. Niestety, ale nie można mieć wszystkiego, a świat idealny nie istnieje...
Zacznę od tego, że pomysł na książkę autorka miała świetny. Po wybiciu się na świat sagą "Zmierzch" zaserwowała nam ponownie swój talent autorski i ciekawą fabułę, która różni się wszystkim od poprzedniego światowego dzieła. "Intruz" to książka zupełnie się różniąca od aktualnie popularnych paranormali czy fantasy, nie znajdziemy tutaj żadnych wampirów, wilkołaków, elfów, a i prawdę mówiąc ludzi tutaj mało (jeśli chodzi o ścisłość). Za to są Dusze. Zupełnie odrębna bytność, która przemierzając wiele światów, wzięła sobie pod "opiekę" naszą Ziemię, twierdząc, że my szarzy ludzie dążymy do jej zagłady (w sumie gdyby się tak nad tym głębiej zastanowić, to czyż właśnie tego nie czynimy?). Dusze sądzą, że ludzie jako priorytet obrali sobie samozagładę i nie zasługują, aby zamieszkiwać tak piękną planetę - tym samym ją niszcząc. Dlatego też oto wybawiciele - samozwańczy - postanawiają przejąć ciała zwykłych śmiertelników i osiedlić się tutaj na stałe. Niestety - jak to się często zdarza - znajdą się i tacy, którzy się z tym nie zgadzają. Tacy, którzy chcą żyć - rebelianci. Taką rebeliantką, pragnącą żyć jest Melanie, która sądzi, że prócz niej i jej brata nie ma już nikogo, kto mógłby jej pomóc. Jednak pewnego wieczoru narażając swe życie, by zdobyć pożywienie dla swojego brata i siebie udaje się do domu intruzów i wpada na Jareda. Chłopaka, który tak samo jak ona myślał, że jest jedynym człowiekiem na tej planecie...
Jak wspomniałam, pomysł naprawdę dobry i wykorzystany również bardzo dobrze. Autorka zadbała o najmniejsze detale. Opisy miejsc, przeszłości bohaterów, emocji jakie się w nich kłębią, oraz pochwalę również same postaci (?) Intruzów/Dusz. Przyznać muszę, że jeżeli chodzi o książkę, to pierwszy raz się z takim czymś spotykam. Obawiałam się po opisie, że może mi się to nie spodobać, ale jak widać jestem naprawdę zadowolona z tego co autorka mi zaserwowała. Kolejną rzeczą, na którą chciałabym zwrócić uwagę jest język jakim posługuje się pani Meyer. Lekki, niewymuszony, elokwentny, barwny i na pewno uprzyjemniający odbiór historii zawartej na stronicach książki. Podobały mi się również wszystkie opisy miejsc i przygód, były tak realistycznie stworzone, że czułam się jakbym sama uczestniczyła w tych wydarzeniach i była w tych wszystkich zaprezentowanych przez autorkę miejscach.
Jeżeli zaś chodzi o postaci... Postać Melanie jakoś nieszczególnie wzbudziła moją sympatię, za to Wagabunda/Wanda o wiele bardziej sprawiła, że ją polubiłam. Co prawda czasami było mi żal Melanie, w końcu była uwięziona we własnym ciele, a sterowała nią zupełnie inna forma życia w postaci Wagabundy/Wandy. Postać Jareda i Iana bardzo fajnie wykreowana, chociaż obaj czasami działali mi na nerwy. Moim ulubionym bohaterem był niezaprzeczalnie brat Melanie, Jamie - bardzo pozytywna postać. Nie mogę się niestety, albo stety, doczepić do żadnej z postaci. Każda według mnie jest świetnie stworzona, każda ma w sobie coś, co sprawiło, że się z nią zżyłam.
Jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że książka nie porwała mnie od pierwszych stron, gdyż autorka trochę przynudzała. Jednak gdy już pierwsze - te mniej ciekawe - opisy były już za mną, zaczęła się prawdziwa pożywka dla mojej wyobraźni. Tak piękna historia, jaką zawiera książka "Intruz" nie może być zignorowana. Piękno tej książki polega głównie na historii, która łapie za serce, ale również to, jak autorka wprowadziła nas w świat Melanie i Wagabundy - tutaj chodzi mi o narrację, którą prowadzi Wagabunda. Właśnie dzięki niej mamy możliwość poznać ją i Melanie najlepiej jak tylko się da, co również sprawia, że wszystkie uczucia, jakie obie postaci odczuwają w danym momencie, przelewają się na nas, jako na czytelnika.
Reasumując, książka jest jak najbardziej warta przeczytania. Już sam pomysł potrafi przyciągnąć uwagę, a co dopiero to świetne wykorzystanie go i stworzenie czegoś tak pięknego. Postaci są niezaprzeczalnie jednym z największych atutów książki. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko zachęcić Was do przeczytania "Intruza".