Od kiedy skończyłam czytać "Immunitet" czekałam na kontynuację, bo zakończenie okazało się prawdziwą bombą dla głównej bohaterki. Jednak nie tylko dlatego. Chciałam po prostu poznać kolejną trudną sprawę, której podejmie się mój ulubiony duet, bo z tomu na tom, te historie są coraz bardziej zagmatwane i skomplikowane.
Chyłka i Zordon już po raz piąty współpracują ze sobą w wielkiej sprawie. Tym razem ich zadaniem jest obrona człowieka, który został oskarżony o chęć przeprowadzenia ataku terrorystycznego. Fahad Al-Jassam przyjechał do Polski z któregoś państwa arabskiego i jest wyznawcą islamu. Okazuje się jednak, że istnieje możliwość, że podejrzany to tak naprawdę Przemek Lipczyńki, który zaginął wiele lat temu na wakacjach w Egipcie. Rodzice go rozpoznają i są przekonani, że właśnie odnalazł się ich syn, natomiast sam Fahad twierdzi, że nie ma z tymi ludźmi nic wspólnego. Sprawa jest ciężka, co jest idealnym rozwiązaniem dla Joanny, która postanawia odbudować swoją reputację w kancelarii, do czego potrzebne jej jest efektywne zwycięstwo w z góry przegranej sprawie. Chyłka i Zordon podejmują się obrony muzułmanina i tym samym wplątują się w szeroko zakrojony spisek, w którym biorą udział wysoko postawieni ludzie w państwie...
Co mnie zaskoczyło tym razem? To co zwykle, dzięki czemu książki Mroza, a przede wszystkim te z serii o Chyłce i Zordonie biorę w ciemno - wszystko! Historia jest jak zwykle bardzo poplątana. Intryga goni intrygę, wciąż pojawiają się nowe dowody w sprawie, nowe problemy, nowe zdarzenia. Nie można zastanowić się nad jakimś wątkiem, czy wysnuć własnej teorii, bo za chwilę zostaje ona zmiażdżona przez kolejne fakty. Fabuła jest bardzo dynamiczna, nie zatrzymuje się nawet na moment, nie daje chwili oddechu i możliwości przemyślenia sprawy. Jak zawsze została ona bardzo dobrze przemyślana i jest zdecydowanie "na czasie". Jak wszyscy zapewne wiedzą, fala uchodźców z Bliskiego Wschodu zalała Europę, co nie podoba się ogromnej liczbie osób, co sprawia, że społeczeństwo pokazuje swoją niechęć do muzułmanów. Dlatego też, gdy jeden z nich zostaje posądzony o zamierzenie przeprowadzenia ataku terrorystycznego, na jego obrońcę spada wielka fala niechęci. Nikogo nie obchodzi, czy są na to jakieś dowody, bo nienawiść do islamistów tak trwale zakorzeniła się w umysłach Polaków, że ich to zwyczajnie nie obchodzi. Historia ma oczywiście drugie dno, bo przecież nie można nikogo skazać bez udowodnieni winy, ale dla zwykłego szarego człowieka nie ma to znaczenia. Jestem prawie pewna, że ostatnie wydarzenia były wielką inspiracją dla autora do stworzenia takiego, a nie innego obrazu oskarżonego. Pokazał on nie tylko fikcyjną historię, fikcyjną zbrodnię, czy fikcyjnego oskarżonego, ale prawdopodobny obraz tego, co mogłoby mieć miejsce, gdyby faktycznie zaistniała taka sytuacja. Po raz kolejny autor pokazał, że trzyma rękę na pulsie i wie, co się dzieje na świecie w okół niego i jest w stanie to bardzo dobrze wykorzystać we własnej twórczości. A że zrobiło to całkowicie po swojemu i w taki sposób, że szczęka opadła mi z wrażenia - to już inna sprawa.
Pani adwokat zdążyła nas już przyzwyczaić do swoich ciętych ripost (szczególnie pod adresem uwielbianego przeze mnie aplikanta), wyszukanych epitetów, wymyślnych porównań oraz ciętego humoru, jednak w tym tomie jest jeszcze bardziej nieobliczalna, poprzez wpływ pewnego elementu, o którym nie napiszę, bo nie chcę zdradzać tajemnicy z poprzedniej części. A co tam u aplikanta Kordiana? Jak to u niego - ciągle się zamartwia - o Joannę, o egzamin adwokacki, o to, czy nadaje się na bycie adwokatem, o brak wolnego czasu i o kilka nowych problemów... Jak to Zordon, zawsze ma dużo do przemyślenia. Niestety musi wziąć odpowiedzialność za pomaganie swojej impulsywnej i trochę szalonej mentorce. Chyłka i Oryński są jak ogień i woda, dlatego tak świetnie się uzupełniają i tak wspaniale do siebie pasują. Nie wiem, czy w życiu osobistym również by tak było, bo jak na razie nie mieli za bardzo okazji się o tym przekonać, a to mógłby być bardzo ciekawy związek... Ale póki co, nie wybiegam w przyszłość, bo wszystko może się zdarzyć. Wyobraźnia Mroza nie zna granic, czego dowiódł wielokrotnie, więc wiele jeszcze może się zdarzyć pomiędzy tą dwójką.
Jak zawsze po skończeniu lektury któregokolwiek tomu z serii o Chyłce i Zordonie, już myślę o następnym - kiedy będzie, jaką sprawą będą zajmować się bohaterowie, jak zmieni się ich sytuacja życiowa, jednak w przypadku "Inwigilacji" te myśli wprost buzują mi w mózgu. To zaczyna stawać się standardowym zachowaniem i zaczyna przypominać obsesję. Ale co tam, na punkcie książek Remigiusza Mroza nie tylko ja wariuję! O zakończeniu nie powinnam w ogóle wspominać, bo udaję, że go w ogóle nie było, że w ogóle nie przeczytałam ostatniego rozdziału. Bo niby jak mam dalej funkcjonować po czymś takim??