Depresja to temat mało seksowny i "brzydki" dla literatury pięknej. A depresja poporodowa to już w ogóle. Po co to komu, po co do słodkich historii o macierzyństwie ładować taki balast wielkiego kalibru? Przecież "każda to przechodzi", "jak minie Ci huśtawka hormonalna to będziesz sobą", a jak "zacznie przesypiać noce to odżyjesz". #takietoproste
Z depresją zmaga(ła) się autorka książki "Jak pokochać centra handlowe". Ale to nie jest książka o depresji. Nie jest to również historia parentingowa ani powieść o problemach wychowawczych. Ani o galeriach handlowych! Natalia Fiedorczuk przeniosła środek ciężkości macierzyństwa na uczucia i emocje matki. Matki, która oprócz zmęczenia musi zmagać się ze swoimi stanami lękowymi, zupełnie nowymi emocjami i... standardami sexymam. Dzieci i depresja są tu nie tyle powodem, ile tłem do prowadzonej krótkimi zdaniami narracji życia w szczególnym momencie egzystencji przedstawicielki polskiego Pokolenia X.
Fiedorczuk nie przedstawia swojej własnej, intymnej historii. Wplata osobiste wątki w osnowę materiałów zebranych na grupach parentingowych, podczas rozmów z kobietami o podobnych doświadczeniach czy w trakcie obserwacji życia w XXI wieku. Dzięki temu staje się niejako vox populi matek dla których rozmowa o depresji poporodowej czasem jest tak samo trudna jak sama depresja. Jak wstanie rano z łóżka po kolejnej od dwóch lat nieprzespanej nocy gdy świat za oknem zamiast cieszyć, straszy szponami.
Nie jest to historia ani przygnębiająca ani z happy endem. Gdzieś na granicy (jak stwierdza sama autorka) reportażu i prozy powstał screenshot, czy jak kto woli migawka z sekwencji zdarzeń. Taki zrzut ekranu z kilku lat życia. Niby czyta się to jak powieść, a jednocześnie pozwala na własną interpretację i stawia wiele nowych pytań, niezależnie jaki ma się staż w wychowywaniu dzieci.
O co chodzi z centrami handlowymi? Dają namiastkę wolności, decyzyjności, sprawczości co do swojej osoby, tak ograniczonych, gdy zostaje się matką. Dają przestrzeń do obserwacji, stają się rozrywką i szansą na anonimowe pokazanie się wśród ludzi. W tej książce stają się niemalże synonimem utraconej wolności za którym gonią matki w depresji.
Mimo wszystko nie polecę jej w ciemno wszystkim. Znam matki, które zupełnie świadomie akceptują swoją nową rolę życiową z jej plusami i minusami, matki które czują się powołane do macierzyństwa, matki które nie mają skłonności depresyjnych i wreszcie matki, którym mężowie czy reszta rodziny pozwoliły przez okres dojrzewania do świadomego macierzyństwa przejść z wielkim wsparciem. Myślę, że takie osoby będą miały mocno negatywny odbiór tej książki. Ojcowie, single, kobiety w ciąży ? czytajcie na własną odpowiedzialność.
Opinia bierze udział w konkursie