Czasami wszystko potrafi poprzysiąc się przeciwko nam. Katie Dark na pozór ma wszystko. Kochającą mamę, świetnego chłopaka Aleksa, cudownego przyjaciela Gusa, przyjaciółkę Rosie i pasję jaką jest taniec. To z tym ostatnim więżę spore nadzieję. Ma wsparcie najbliższych. Jednak już wkrótce jedna osoba zada jej cios w plecy. Ta, której w życiu nie brałaby pod uwagę. Na domiar złego w wypadku ginie jej chłopak. Machina zła ruszyła pełną parą. Ile jeszcze jest w stanie znieść młoda tancerka? Ile razy będzie się jeszcze podnosić? Jak zakończy ta historia?
Debiut Karoliny Trochimiak skusił mnie i okładką i opisem (tylko mam nadzieję, że opis w wersji ostatecznej tej książki zostanie troszkę okrojony bo moim zdaniem zdradza zdecydowanie zbyt wiele). Przeczuwałam, że w tej historii będzie dominował ból. I tak było. Główna bohatera to miła, uprzejma i radosna młoda kobietka zafascynowana tańcem. Ma dobre serducho. I jak to w powiedzonku: kto ma miękkie serce, ten musi mieć twardą... Szkoda mi jej było. Strasznie. Tego wszystkiego czego doświadczyła. Czym sobie zasłużyła? Zbyt wiele na jej barki spadło w tak krótkim czasie.. Jej psychika jest strasznie krucha a ona sama mimo wsparcia i pomocy nie daje sobie ze wszystkim rady. Musi sama doświadczyć wszystkiego i sama się z tego podnieść. Niczym feniks z popiołów. To w głównej mierze to o niej jest ta książka. Choć śmiało można się skupić także na postaciach drugoplanowych. Tych pozytywnych w odbiorze, jak i tych które najchętniej gołymi rękoma chciałoby się udusić. Jeśli chodzi o fabułę i wszystkie wydarzenia to ciągłość wydarzeń jest ok. Odpowiednie wzloty i upadki. Tylko w moim odczuciu zbyt dużo się działo. Zbyt wiele wydarzeń goniło się na wzajem. Zabrakło mi w tym wszystkim zatrzymania się na dłuższą chwilę przy każdym z epizodów. Dodania opisów, refleksji, przemyśleń. Miałam wrażenie, że wątki były wystrzeliwane niczym z karabinu maszynowego. Troszkę za mało emocji. Może gdyby tak w drugą stronę i ująć coś z tej historii? Nie wiem. Sam pomysł na książkę de facto nie jest zły. Bardzo mi się podobał. Relacje: dziewczyna-chłopak, koleżanka-kolega, zazdrość i chora obsesja na punkcie zdolniejszej osoby. Także otwarcie swego serca na nową miłość. Pogodzenie się z sytuacją, która wyczerpuje i nie daje o osobie zapomnieć. Zawsze będzie we wspomnieniach, i że trzeba się nauczyć z tym żyć. Jak również akceptacja nowego stanu rzeczy, tego jaki jest człowiek. Jaki się rodzi, jakie ma charakter i czy jest dobry czy łzy. Dążenie do perfekcji i pogoń za marzeniami. Rozwijanie swojej pasji. To wszystko jak najbardziej na plus - i to ogromny. Nawet o dziwo dialogi były w punkt. Nie wymuszone i nie stworzone z kosmosu. Debiut z ogromnym potencjałem. Niestety w moim odczuciu nie do końca wykorzystanym. Liczę na to, że kolejne książki autorki (wierzę, że powstaną) będą lepsze i na pewno po nie sięgnę. Z ciekawości, by zobaczyć progres autorki. A także by poznać kolejne historie zamknięte pod okładkami. Szczególnie, że i styl i sposób przelewania słów na papier oraz łączenia wątków jest lekki i naturalny. Płynny. Życzę autorce dalszego rozwoju i nie poddawania się. Doskonalenia swego pióra.
A Wy kochani czytelnicy śmiało czytajcie i wyróbcie sobie własne zdanie na temat tej lektury ( chęcią je tak a propos poznam). Poznajcie sami te wszystkie wstrząsające wydarzenia i to, jak sobie radzić z taką Puszką Pandory. Zachęcam do czytania szczególnie, że poruszane w niej problemy są warte uwagi. To nie błahostki - to samo życie.
Opinia bierze udział w konkursie