?Jestem liściem rosnącym na drzewie. Spadam tam, gdzie mnie zwiało i tam pozostaję, póki nie zniknę. Liście nie mają nóg ani głowy. Liście nie mogą marzyć. Są częścią całości?. Jesienią zachwycamy się całą paletą barw opadających jesiennych liści, które poprzez swą symbolikę stanowią świetną metaforę dla snucia opowieści obyczajowych, co wykorzystał autor. Jako że wskazują na rozczarowania, rezygnację, umieranie myśli i uczuć, marzeń, a także niedokończone spory z przeszłości, czego w tej historii nie brakuje, tworzy niedługą, bo zaledwie 284 stronnicową opowieść społeczną, ciasno oplecioną wydarzeniami, duszącą pętlą powinności, oczekiwań i możliwości, jakie świat od urodzenia rozciąga przed jej bohaterami - Zośką, Łukaszem i Jankiem. Rozgrywa się w Karkoszce, jednej ze śląskich wsi, która dziś stanowi dzielnicę Wodzisławia Śląskiego. Ponieważ rozpoczyna się w 1960 roku i trwa przeszło czterdzieści lat, nie da się uniknąć ani historycznego tła, ani przemian zachodzących w mentalności społeczeństwa, ani też odniesień do stereotypów na temat Ślązaków, nakreślonych na tyle, by uchwycić bieg czasu, zmian oraz ich wpływ na dojrzewanie bohaterów. ?Jesienne liście? to powieść poruszająca całą paletę różnych, ważnych tematów. Opowiada m.in. o biedzie, nienawiści, homofobii, poszukiwaniu własnej orientacji seksualnej, zdradzie, rozczarowaniu, popełnianych błędach, za które czasem drogo płacą inni. Muszę przyznać, że choć momentami czułam się przytłoczona ciężarem cierpienia postaci, nie udało mi się od tej książki oderwać. Wszystkie zostały świetnie napisane, choć nie każdą da się i można polubić. To niesamowicie emocjonująca opowieść o ludziach, którzy choć ich życie przeplata się ze szczęśliwymi chwilami, mieszkają wśród wiejskiej społeczności, latami skrywając swe słabości, uczucia, cierpienie i ból. Poszukując odpowiedzi na egzystencjalne pytania, próbują poradzić sobie z przytłaczającym poczuciem braku sensu oddając się płytkim przyjemnościom, pozbawionym większych uczuć. Czy prawdziwe uczucia i sekrety ujrzą światło dzienne? Czy bohaterowie książki zrozumieją uczucia, które nimi targają? Czy możliwym jest uleczenie głęboko poranionych serc? To pierwsza książka z dorobku Andrzeja F. Paczkowskiego, po którą sięgnęłam i muszę przyznać, iż choć nie przepadam za książkami, w których jest tak obszernie poruszany temat Boga i wiary, było to całkiem niezłe spotkanie. Zdaje się, iż autor dobrze opanował sztukę obserwacji, studiowania i otwarcia się na zmieniający się świat oraz drugiego człowieka, dając nadzieję tym, którzy nie wierzą, że aby być szczęśliwym, należy znaleźć to, co daje nam szczęście. Walczyć o nie, czymkolwiek dla każdego z nas jest, bo przecież każdy z nas jest inny, a życie każdego z nas jest ciągiem odmiennych doświadczeń. Brać z życia garściami. Być czasem egoistycznym, by wyrwać z niego dla siebie najlepsze kąski. Wszystko po to, by nie stać się pożółkłym liściem, który po prostu zgnije, bądź trafi do spalenia. Będę czekała na kolejny tom, a Was namawiam do przekonania się, czy warto.
Opinia bierze udział w konkursie