- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.
Copyright (C) 1979 Wojciech Witkowski Copyright (C) 2008 Wydawnictwo BIS Książka ukazała się po raz pierwszy w 1979 r. nakładem SW ,,Czytelnik". ISBN 978-83-7551-216-8 Wydawnictwo BIS ul. Lędzka 44a 01-446 Warszawa tel. (22) 877-27-05, 877-40-33; fax (22) 837-10-84 e-mail: Plik ePub przygotowała firma al. Szucha 8, 00-582 Warszawa e-mail: BURZLIWE DZIEJE PIRATA RABARBARA Spis treści Okładka Karta tytułowa Karta redakcyjna AWANTURA O KICHANIE Z GNIAZDEM NA GŁOWIE OBIAD U LUDOŻERCÓW WIELKIE POSTANOWIENIE PIRACKI STRÓJ SPOSÓB NA SEN PIERWSZA BITWA TAJNA BROŃ ZAKŁAD Z MAJSTREM STĘPKĄ O WŁOS OD ŚMIERCI GŁODOWEJ KRZTYNEK POŻYTEK Z REKINA PIRACKA KREW ,,NIEUSTRASZONY KRWAWY MŚCICIEL, POGROMCA I POSTRACH" ZNOWU U LUDOŻERCÓW SPOSÓB NA UPAŁ ORAZ BRAK PIENIĘDZY KRÓLOWA BALU DRUGA BITWA MALAGA NA KWAŚNO - GROCHÓWKA NA SŁODKO URLOP POLECAMY Okładka tylna AWANTURA O KICHANIE Słońce przygrzewało, a wiatr był tak łagodny, że ocean marszczył się miękko jak łan kwitnącego lnu. Fregata wracała z Indii do kraju, wioząc w ładowniach herbatę, cynamon, goździki i pieprz. Na pokładzie pachniało jak przy wielkanocnym stole. Załoga wąchała i kichała raz po raz: - A psik! - Na zdrowie! - A psik! - Na zdrowie! Nadzwyczaj głośno kichał bosman Huk i wtedy marynarze wołali chórem ,,na zdrowie!", ale jeszcze głośniej najdzielniejszy z żeglarzy - Rabarbar - aż trzęsły się maszty. Rabarbar siedział w bocianim gnieździe i wypatrywał ziemi, choć wszyscy wiedzieli, że przez dwa miesiące żadnego brzegu nie zobaczy, ale tak na morzu trzeba, bo zawsze można się natknąć na nieznany ląd. A jednak żeglarze nie byli szczęśliwi. Co który spojrzał na nazwę fregaty, to aż pluł niegrzecznie do wody, czego ryby bardzo nie lubią, zwłaszcza złote i latające. Na burcie był napis ,,Kaczy Kuper". Kto chciałby pływać na ,,Kaczym Kuprze", choćby i najpiękniejszym? Jak trudno będzie znieść kpiny kamratów z innych statków! A do niedawna ich fregata nazywała się przecież całkiem przyzwoicie: ,,Pierś Łabędzia". Ale kiedy dowództwo objął kapitan Ocet, zaraz kazał zmienić nazwę i jeszcze śmiał się cienko jak brzytwa, chociaż załoga płakała rzewnie. Z takich łez marynarzy robią się w morzu perły, natomiast kiedy płaczą po rozbitej butelce rumu, lęgną się rekiny. I teraz właśnie wyszedł ze swej kajuty kapitan Ocet, malutki, chudziutki i skrzywiony, jakby bolały go wszystkie zęby. - Bosmanie Huk - zapiszczał - zawiązać wszystkim nosy! Dosyć mam tego ,,a psik! na zdrowie!". Sobie też, do stu tysięcy zgniłych śledzi! A przede wszystkim temu tam, jak mu tam, Rabarbarowi, co aż trzęsie ,,Kaczym Kuprem". - Tak jest, kapitanie! - huknął Huk. - O, nie! Wara od mojego nosa! Będę sobie kichał, ile mi się podoba! - krzyknął z bocianiego gniazda Rabarbar i zaraz kichnął tak potężnie, że nie tylko zatrzęsły się maszty, ale cała fregata zakołysała się jak w czasie najokropniejszego sztormu. - Łapać! Zakuć w kajdany! Przywiązać do masztu! Wychłostać! Buntownik! - piszczał kapitan Ocet i tupał ze złości cienkimi nóżkami. - Cha, cha! - rozległo się z góry. - A kto to zrobi? - Na Rabarbara, nuże kamraci - powiedział, najciszej jak umiał, bosman i zaraz zerknął na bocianie gniazdo, czy aby tamten nie dosłyszał. - Brać go! Brać tego buntownika! - zapiszczał i zatupał znowu Ocet. Nikt się nie ruszył. - Niech pan da spokój, kapitanie, nikt nie da mi rady - powiedział Rabarbar i kichnął sobie znowu: - A psik! - Co takiego?! Jeszcze mnie nie znasz, Rabarbarze! Ja cię zestrzelę jak kaczkę! - Kapitan zazgrzytał zębami i wyciągnął zza pazuchy wielki pistolet. Za wielki jak na jego siły. W żaden sposób nie mógł utrzymać lufy do góry. - Cha, cha, cha! - zaśmiał się na to Rabarbar. - Mam w nosie takiego kapitana, co chce do mnie strzelać. Żegnajcie, kamraci! A zresztą i tak już nie chciałem płynąć w następny rejs ,,Kaczym Kuprem". I przypilnujcie, żeby mi tam nic nie zginęło z kuferka! - krzyknął i skoczył do morza. Zanurkował. Wypłynął dobre pół mili dalej. - A z panem, kapitanie, to ja się jeszcze porachuję! - krzyknął raz jeszcze i popłynął sobie na skróty do domu. - Skandal, buntownik, zastrzelę! - zachrypiał Ocet i wreszcie wystrzelił. Nawet trafił... w pierwszą falę przy burcie. Strasznie to rozgniewało delfiny, które płynęły za fregatą. Podpłynęły do burty i wszystkie razem chlapnęły ogonami. Na kapitana spadła cała fontanna wody. Przemoczony do suchej nitki, pomknął do swej kabiny. Po chwili ukazał się w drzwiach w samych gatkach. - Bosman, wysuszyć mój mundur! - Tak jest, panie kapitanie! - huknął Huk, a że akurat zapach pieprzu dotarł do jego nochala, kichnął głośniej, niż Ocet wystrzelił: - A psik! - Na zdrowie! - zawołała załoga. - Do dwustu tysięcy zgniłych śledzi, zawiązać te nosy! - wrzasnął kapitan i zatrzasnął drzwi. A tymczasem głowa Rabarbara zniknęła za horyzontem. - Będzie prędzej niż my - powiedział Huk. Chciał huknąć po swojemu, żeby nawet szczur na dnie ładowni usłyszał, ale tylko zagęgał przez nos zawiązany kawałkiem liny okrętowej. - Teraz to będzie ,,Gęsi", a nie ,,Kaczy Kuper" - powiedział jeden z marynarzy i westchnął: - Żebym to ja tak pływał jak Z GNIAZDEM NA GŁOWIE Rabarbar płynął i płynął. Tydzień, dwa tygodnie. Jak spotkał stado delfinów, to pogwizdywał sobie razem z nimi piosenki żeglarskie, a jak wieloryba, który zmierzał w tę samą stronę, to przysiadał na grzbiecie olbrzyma i odpoczywał. Ale tak w ogóle - nudno mu już było. Aż tu jednego dnia patrzy - leci mewa i jakoś dziwnie niespokojnie rozgląda się wokoło. - Ahoj, koleżanko! - zakrzyknął Rabarbar. - A co cię tak zaniepokoiło? - Ojej, Rabarbarku, ojej! - zakwiliła mewa. - Mam straszny kłopot. Czuję, że zaraz muszę znieść jajko, a do najbliższego lądu okropny kawał morza. I co ja teraz zrobię? - I to ma być kłopot? Zaraz ci pomogę - powiedział wesoło Rabarbar i odwrócił swą marynarską czapkę dnem do góry, tak że zrobiło się wygodne gniazdo. - Nigdy ci tego nie zapomnę - odrzekła mewa. Zaraz złożyła do Rabarbarowej czapki jajko i usiadła na nim. Rabarbar poweselał. Miał teraz z kim pogadać, więc nawet nie czuł zmęczenia, tylko płynął i płynął. Tak minęło znowu parę tygodni. Aż któregoś dnia coś zastukało w jajku i po paru minutach wykluło się pisklę. Zaraz rozdziawiło dziób i wrzasnęło: - Mamo, jeść! Mamo, jeść! - Będzie się zdrowo chować, ma apetyt - powiedział Rabarbar. - O tak, Rabarbarku - rozczuliła się mewa. - Nie wiem, jak ci mam dziękować... - Drobiazg, nie ma o czym mówić - Rabarbar na to. - Ale, kto wie, może przyda się kiedyś twoja pomoc. Muszę się porachować z kapitanem Octem. - Będę zawsze do usług - zapewniła mewa. Po paru dniach Rabarbar pociągnął mocno nosem, przełknął ślinkę, bo poczuł jakby leciuteńkie, dalekie echo zapachu grochówki na wędzonce, uśmiechnął się i powiedział: - No, mewo, będę cię musiał wysadzić razem z maluchem na najbliższej wyspie. Do domu już nie tak daleko, muszę się ogarnąć i w ogóle nie wypada żeglarzowi wracać z rejsu z gniazdem na głowie. - Oczywiście, oczywiście - przytaknęła mewa. Rabarbar wylądował na pięknej wyspie o szerokich plażach, nad którymi chwiały się w lekkiej bryzie kokosowe palmy. Przełożył pisklaka do gniazda, które zrobiła mewa, pożegnał się ze swą przyjaciółką i poszedł brzegiem wyspy, bo po tak długim pływaniu nabrał ochoty na spacer. Ale niedaleko uszedł. Broda mu tak wyrosła, że ją przydeptywał, a ponadto była strasznie ciężka, bo obrosła muszelkami. Rabarbar zdrapał więc najpierw wszystkie muszle i wyrzucił do morza - przy okazji też kilka małych rybek, które schroniły się w gęstwinie brody przed rekinami. Potem usiadł na kamieniu i marynarskim nożem przyciął sobie brodę ślicznie w schodki. Równo nie mógł, bo włosy z przyzwyczajenia jeszcze falowały. Kiedy tak zajmował się upiększaniem swojej postaci, przyszły kraby kokosowe i proszą: - Rabarbarze, pomóż nam. Tyle kokosów leży wokół, a nie możemy się do nich dobrać. Za twarde na nasze kleszcze. Żeglarz wstał i zaczął grzmocić pięściami, a orzechy kokosowe pękały niczym bańki mydlane. Kraby dalejże dziękować, ale on tylko ziewnął, bo właśnie przypomniało mu się, że bardzo długo nie spał. Ułożył się pod palmą i zachrapał. I to jak zachrapał! Aż z palmy spadały orzechy! Prosto na głowę, ale nic go to nie obchodziło. Niestety, Rabarbarowe chrapanie usłyszano w głębi Ciąg dalszy w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej Dostępne w wersji pełnej
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Kategoria: | Dla dzieci |
Wydawnictwo: | Bis |
Oprawa: | twarda |
Okładka: | twarda |
Wymiary: | 205x195 |
Liczba stron: | 190 |
ISBN: | 978-83-7551-576-3 |
Wprowadzono: | 23.10.2009 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.