Stephen Hawking to osoba doskonale rozpoznawalna nawet dla ludzi, którzy z nauką nie mają nic wspólnego, zaś fizyka kojarzy im się głównie z męczarniami z lat szkolnych. Trudno bowiem zapomnieć tego człowieka, który jest niemal całkowicie sparaliżowany, lecz mimo defektów ciała pozostaje jednym z najtęższych umysłów ścisłych naszych czasów. I z wyżyn swej trudnej do ogarnięcia dla zwykłego śmiertelnika wiedzy zniża się od czasu do czasu ku prostym ludziom, przybliżając im w zrozumiały sposób zagadnienia dotyczące podstawowych aspektów naszej rzeczywistości – poczynając od skali makro, jak teorie wszechświatów, a kończąc na skali najmniejszej z możliwych, czyli strunach, o długości niewyobrażalnie małej: 10-33 cm (tzw. Długość Plancka).
„Krótka historia czasu” opublikowana została w 1988r. i przez 237 tygodni (niemal pięć lat!) nie schodziła z listy bestsellerów londyńskiego „Sunday Timesa”. Jak się jednak okazało, wiele z poruszanych kwestii autor potraktował – zdaniem czytelników – albo zbyt pobieżnie, albo też umieścił poprzeczkę nieco zbyt wysoko. Nadto każdy kolejny rok, od roku 1988 licząc, przynosił znaczące odkrycia w fizyce (w tym tzw. „rewolucję superstrunową” i idącą za nią M-teorię), które diametralnie zmieniły nasze spojrzenie na Wszechświat i jego materię. Dlatego też siedemnaście lat po wydaniu „Krótkiej…” na półki księgarń trafiła „Jeszcze krótsza historia czasu”, mająca za drugiego autora Leonarda Mlodinowa, fizyka flirtującego z fantastyką (piszącego m.in. scenariusze do „Star Trek: Next Generation” oraz… „MacGyvera”).
„Jeszcze krótszą historię czasu” można nazwać śmiało przeglądem współczesnej wiedzy fizycznej, wyłożonej w sposób łatwy i zrozumiały, a nadto bogato obrazowanej kolorowymi ilustracjami. Zaczynamy od małego podsumowania wyobrażeń wszechświata z czasów starożytnych, potem przechodzimy do Newtona, a następnie do człowieka, który go zastąpił – Alberta Einsteina. Jak się jednak okazuje, także Einstein nie przewidział wielu rzeczy, ogólną teorię względności miejscami trzeba podreperować, zaś wakat na stanowisku największego uczonego ludzkiej historii zdobędzie ktoś, kto odkryje właściwości przestrzeni 11-wymiarowej, która Einsteinowi nawet się nie śniła, choć podejrzewał ją w niektórych swych pracach.
W głównej części książki wybijamy się od Einsteina, który dał podstawy współczesnej fizyce, i docieramy do najnowszych odkryć. Oczywiście nie odbywa się to tak skokowo, jak tu opisuję, a cała ewolucja poglądów na naturę Wszechświata oraz odkrycia wyjaśnione są klarownie, wraz z przykładami. Szczególnie ciekawe są opisy paradoksów czasowych, które mogą zajść przy podróżowaniu z prędkością przy- i ponadświetlną, nadto – co może zaszokować kogoś nieobeznanego w temacie – że czas płynie zależnie od szybkości poruszania się i nie jest wartością stałą.
„Jeszcze krótsza historia czasu” jest dobrą pozycją, która może zaciekawić i skłonić czytelnika do lepszego poznania fascynującego świata fizyki. Miałem jednak okazję czytać wcześniej dwie tematycznie podobne pozycje: „Piękno Wszechświata” Greene'a oraz „Księgę nieskończoności” Barrowa. W porównaniu z nimi te same tematy podjęte przez Hawkinga opisane są niesamowicie pobieżnie, właściwie po łebkach. Dlatego też jeżeli interesuje Was nasza rzeczywistość i jej materia, sięgnijcie lepiej po wspomniane książki oraz „Hiperprzestrzeń” Michio Kaku. Jeżeli jednak nie macie pojęcia o fizyce kwantowej, M-teorii oraz zakrzywieniach czasoprzestrzeni, „Jeszcze krótsza historia czasu” może być doskonałym wstępem do zagłębienia się w temat praw rządzących całym wszechświatem.
Naprawdę polecam!
Opinia bierze udział w konkursie