Tam, gdzie nie istnieją żadne granice.
Tam, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.
Tam- na wojnie.
Wyrusz w tę niesamowitą podróż, przez którą prowadzi Arkadiusz Wilczewski.
"Kapitanowie. Czerwony odwet" to historia zawarta w prawie siedmiuset stronach. Ktoś może przejść obok niej obojętnie, ktoś inny może pomyśleć, że skoro jest taka długa to pewnie i nudna, a jeszcze ktoś inny może po prostu spojrzeć na jej objętość, która wystarczająco go odstraszy i nawet nie weźmie jej w ręce. Jednak, czy gdy patrzymy na drugiego człowieka to oceniamy go po tym, czy ma nadwagę, czy jest za chudy, zbyt niski, a może za wysoki? No nie, więc dlaczego tak wielu z nas patrzy na objętość książki i często ją omija z tego powodu, że liczba stron przekracza więcej niż 400?
A taka objętościowo obszerna książka może być niesamowitą i pełną emocji przygoda, oczywiście jeśli autor wie, co robi i nie pisze nic na siłę. Czy tak było w tym przypadku?
Ta książka jest moim pierwszym spotkaniem z piórem autora i muszę przyznać, że jestem nim mile zaskoczona. Owszem, obawy jakieś małe miałam zanim po nią sięgnęłam, jednak zawsze towarzyszą mi one przed tym, co nieznane.
NA WOJNIE SPRYT MOŻE BYĆ BRONIĄ GROŹNIEJSZĄ NIŻ KARABINY.
"Początek II wojny światowej. Polscy kapitanowie z Korpusu Ochrony Pogranicza stają do obrony Gronda, strategicznego miasta, którego los wydaje się przesądzony. Żołnierze nie zgadzają się jednak z decyzjami tamtejszego dowództwa i, by powstrzymać nacierających wrogów, decydują się na desperacki krok - samodzielne przeprowadzenie akcji."
Powiem Wam, że autor w tematyce wojennej porusza się jak ryba w wodzie. Czuć to, że włożył w tą powieść całe swoje serce! Wszystko jest dopracowane w najdrobniejszym szczególe, nie ma się do czego przyczepić. Akcja toczy się kilkutorowo, więc jak możecie się domyśleć postaci też tu nie brakuje. Można by powiedzieć, że każdy z nich wnosi część siebie do tej historii. Chwilami miałam lekkie problemy, aby zapamiętać kto jest kim, ale z czasem już mi się to wbiło w głowie, także nic strasznego, mówię Wam!
Muszę Wam też wspomnieć o tym, że jest to tom drugi, i chyba przez to miałam lekkie problemy z rozpoznawaniem bohaterów. BO JAK WIADOMO - SERIE POWINNO ZACZYNAĆ SIĘ OD POCZĄTKU, ale ja to ja, więc to, że zaczęłam od końca uznajmy za normalne. Co więcej, po przeczytaniu tego klocuszka mam ogromną chęć sięgnąć po jego poprzednika!
Mimo ciężkiego tematu autor wykazał się ogromnym talentem i przelał to wszystko na papier za pomocą bardzo przyjemnego dla oka języka, jeśli można tak powiedzieć w tym przypadku.
Ja ze swojej strony polecam, bardzo! Jednak nie oczekujcie tutaj jakiejś lekkiej historii na nudny wieczór. To WOJNA. Jedno słowo powinno mówić samo za siebie.
M.
Opinia bierze udział w konkursie