Karolina, będąc w trudnym związku, choć samej ciężko jej się do tego przyznać, poznaje młodego goprowca Pawła. Młodszy od niej o kilka lat mężczyzna, staje się jej bliskim przyjacielem. Z czasem rodzi się między tą dwójką coś więcej. Niestety... Próba zerwania z osaczającym ją coraz bardziej Maksymilianem, kończy się tragicznie. To staje się początkiem wielkich zmian w życiu Karoliny i nie tylko w jej życiu... Tylko czy będą to zmiany na lepsze?
"Kiedy znów zakwitną irysy" to historia, której nie zapomnę bardzo długo. Spotykamy w niej postacie znane nam już z poprzednich tomów, więc to trochę jak powrót do domu. Trzecia część tryptyku, w której na pierwszy plan wysuwa się Karolina, traktuje w sposób szczególny o nie rzadko spotykanym problemie toksycznych relacji. Historia przedstawiona w książce jest najlepszym odzwierciedleniem powiedzenia "nieoceniaj książki po okładce". Piękna, wyzwalająca ciepłe uczucia okładka, skłania, by myśleć, iż czeka nas urocza, lekka opowieść. Nic bardziej mylnego.
Czytelnik wraz z Karoliną, przechodzi trudną, pełną bólu drogę. Obserwuje jak kobieta buduje wokół siebie zasieki najeżone kolcami, w obawie przed kolejnym zranieniem. I rozumie to wszystko. Ale jednocześnie, ma wielką ochotę potrząsnąć nią porządnie, by po chwili przytulić i powiedzieć, że to wszystko to już przeszłość. I właśnie ta huśtawka emocji sprawiła, że żyłam tą historią. Fabuła rozgrywała się tu i teraz, na wyciągnięcie ręki. I tak jak w życiu... Beznadzieja nigdy nie ma ostatniego słowa, chyba, że sami na to pozwolimy. Bo "miłość może rozkwitnąć wszędzie, jeśli tylko odważymy się zasiać i pielęgnować właściwe ziarno". Tylko musimy dostrzec szansę na nowe, gdy wokół wciąż zalegają gruzy.
Opinia bierze udział w konkursie