"Kiedyś" autorstwa Alison McGhee to przepiękna opowieść, która trafi w niejedno małe i większe serduszko. Cudnie ilustrowana przez Petera H. Reynoldsa książeczka, wyciśnie z Was niejedną łezkę, bo... w sumie trudno jest dokładnie napisać, jakie emocje wywołuje ta historia, ale należy zaznaczyć, że bezapelacyjnie dotyczy miłości ? przez wielkie "M". To zaskakujące, bo na opowieść ? uwaga! ? składa się około dwudziestu zdań. Wierzcie mi jednak, że tak potężnego ładunku emocjonalnego się nie spodziewałam. Kompletnie zbiło mnie to z tropu, ale też udowodniło, że opowieść dla dzieci ? czytana córce, wieczorem, pod kocem ? może zaprzątać potem myśli jeszcze przez wiele, wiele dni.
"Kiedyś" to AŻ tyle w tak niewielu. Co jest takiego w tej opowieści, że powala matki i cieszy dzieci? Prawdę mówiąc, trudno odgadnąć ? powiedziałabym, że to jakaś magia ? taka czysta, jasna i dogłębna ? to po prostu miłość matki, która wie, rozumie, pragnie, jest i będzie. Historia dotyczy małych wielkich rzeczy ? prostych i niby banalnych gestów, emocji oddanych w zaledwie kilku słowach, a jednak... każda z Was doskonale zrozumie, jak to jest, i każda przyzna, że chciałaby, aby jej dziecko KIEDYŚ ? nie mówimy o tym głośno, bo trudno ująć w słowa tak intymną relację, trudno zmieścić w ramach tyle uczuć... Zrozumiecie, gwarantuję.
Myślę, że trudno jest ująć w słowa to, jak mocno kochamy, ale wydaje mi się też, że gdybym miała już to zrobić ? "Kiedyś" stanowiłoby kwintesencję tego, co mogłabym powiedzieć. Na koniec dodam, że nie trafiłam jeszcze na książkę, która rozbrajałaby mnie za każdym ? absolutnie za każdym! ? razem, przy każdym otwarciu, na każdej stronie, każdym słowem i obrazem...
Kiedyś to opowieść nie tylko dla mam (dodajmy, że nie mówimy tu tylko o młodych mamach, ale o mamach w każdym wieku), ale również dla dzieci, a w szczególności dla córeczek. Moja sześciolatka jest tą opowieścią zachwycona, a najważniejsze ? zainteresowała ją, a każde kolejne zdanie wywoływało uśmiech na jej twarzy (no, poza jednym, ale życie to życie, po prostu).
"Kiedyś" dostarczyło nam "materiału" do dyskusji, a dodatkowo pozwoliło bardziej poznać siebie ? zdradziłam córce kilka malutkich, osobistych sekretów, które od teraz należą również do niej. Takie odkrywanie siebie (i mamy) było dla mojego dziecka interesującą przygodą ? córa śledziła moje reakcje (ciepły uśmiech, śmiech przez łzy) i rozkładała na czynniki pierwsze tę chwilę, kiedy nie mogłam, bo nie umiałam czytać dalej... Czy zrozumiała? Nie wiem, wydaje mi się, że aby w pełni pojęła piękno tej opowieści, musi minąć jeszcze wiele, wiele lat. Rozbroiło mnie jednak jedno: "Mamusiu, kiedy będę miała córeczkę, też przeczytam jej >>Kiedyś<<".
Książeczki dla dzieci ? poza ciekawą, poruszającą czy wartościową treścią ? powinny być funkcjonalne, czyli dać się czytać długo i często bez większego uszczerbku dla formy. "Kiedyś" to historia wydawana porządnie, co niesamowicie mnie cieszy, bo wymarzyłam sobie, że podaruję tę książkę córce, kiedy... KIEDYŚ, gdy przyjdzie na to odpowiednia pora. Szyta, w twardej oprawie i z porządnymi, grubiutkimi stronami przetrwa niejedno ? tego jestem pewna. Oczywiście bez obrazków ? szczególnie w przypadku wspólnego czytania - ani rusz. Tu warto wspomnieć, że książeczka jest ujęta w minimalistycznej, ale eleganckiej formie. I chyba to daje jej taką moc, a mamom i dzieciom takiego "kopa". Tu doskonale sprawdza się stwierdzenie, że czasem mniej znaczy więcej ? tu znaczy po prostu wszystko. I kiedy tak patrzę na te ilustracje, i kiedy tak czytam te kilkanaście zdań ? widzę moją córę... kiedyś.
"Kiedyś" należy do tych książeczek, których nigdy w życiu nikomu nie oddam, do których jeszcze wielokrotnie wrócimy i o których będę opowiadać, polecając z czystym sumieniem kolejnym mamom. Poleciłam swojej, podsunęłam, poprosiłam, by przejrzała. Mówiłam Wam już, że ta opowieść ma moc? Widziałam w oczach mojej mamy to, co mogę zobaczyć w swoich (i na pewno w Waszych również) ? miłość, po prostu. Mam nadzieję, że nie macie żadnych wątpliwości? Tę książkę po prostu trzeba przeczytać. To jest to ? wszystko i jeszcze więcej.