Czy macie jakieś nieszablonowe tradycje świąteczne?
Andrew i Molly są przyjaciółmi początek ich znajomości nie był zbyt kolorowy. Oboje pochodzą z Irlandii i pewnego razu los chciał, że siedzieli obok siebie w samolocie wracając z Chicago do Dublina. Ich pierwszy lot nie był najpiękniejszy, ona wiedziała, że jej koleżanka chce właśnie zerwać z Andrew i za wszelką cenę starała się by on nie sięgnął po telefon.
I tak od lotu, do lotu stali się przyjaciółmi. Nie widywali się zbyt często, jednak ich tradycją był właśnie powrót do rodzinnego domu, zawsze wracali tym samym samolotem.
Jednak ich dziesiąta rocznica miała wypaść zupełnie inaczej, nad Atlantykiem szaleje burza śnieżna i wszystkie loty są odwołane. Molly ma bardzo obojętny stosunek do świąt, w jej rodzinie nie przystraja się choinki nie, ozdabia się domu, a kolacja świateczna to po prostu kolacja z rodzicami i siostrą, jednak u Andrew wygląda to zupełnie inaczej. U niego wszyscy mają świąteczne swetry, wszyscy spędzają ten czas wspólnie, rodzinnie, cieszą się na ubieranie choinki, cieszę się na wspólną rodzinną kolację, świąteczną kolację.
I tak też Molly stara się za wszelką cenę umożliwić im powrót do domu, a zwłaszcza Andrew, chce żeby on był szczęśliwy w te święta, a wie że to szczęście da mu rodzina.
Zaczyna się pościg z czasem, czy uda im się znaleźć połączenie do Dublina? Czy zdążą na czas? A może zdarzy się jakiś świąteczny cud?
Jest to moja pierwsza świąteczna książka w tym sezonie i muszę powiedzieć, że czytało ją się w fenomenalnie.
To ile razy Ta historia rozbawiła mnie do łez świadczy tylko o tym, że czas spędzony z tą książką był rewelacyjny.
Bardzo mi się podobała postać Andrew, to że kocha święta, kocha ten czas, ten klimat, to jak bardzo zależy mu na tym by wrócić do domu na święta, ale też to jego poczucie humoru. To ile razy dogryzał Molly i ile razy się z nią drażnił, to było coś ekstra. W pewnych momentach aż dziewczyna nie miała pojęcia czy on mówił serio czy żartuje i ja przy czytaniu czasami również się zastanawiałam tak jak ona, czy to żart?
Obie główne postacie są świetnie wykreowane. Andrew jest fotografem i dla niego na pierwszym miejscu jest rodzina. Molly natomiast jest adwokatką, jednak czuje, że to nie jest to, czym chciałby się zajmować. Walczy z myślami, co dalej robić w życiu. No i u niej ważniejsza od rodziny zawsze była kariera. Dla niej wyprowadzenie się z domu to nie był żaden problem. On i ona pochodzą z dwóch różnych światów a jednak coś ich do siebie zbliżyło.
Świetne było też to, że razem z bohaterami wspominaliśmy też te poprzednie loty. W ten sposób mogliśmy obserwować jak ich przyjaźń, z każdą rocznicą stawała się coraz bliższa.
Zabawnym wątkiem był również przedziwny zwyczaj kupowania najbrzydszych perfum w drogerii jakie Molly udało się znaleźć. Z początku zupełnie nie rozumiałam, po co to jej, czy po prostu musi komuś zrobić prezent, a go nie lubi, czy zwyczajnie dla żartów, jednak na koniec wszystko się wyjaśnia.
Ta książka jest przepełniona emocjami i tym klimatem Świątecznym. Bardzo przyjemnie mi się czytało to, jak zależało im by wrócić do domu na święta, chociaż Molly zrobiła to głównie ze względu na Andrew, oraz na siostrę, która jest w ciąży. Osobiście chyba bym się zapłakała gdybym musiała spędzać święta sama, bez nikogo, czy nawet ze znajomymi, to jednak jest święto bardzo rodzinne i nie wyobrażam sobie ich bez najbliższych.
Czy polecam? Jak najbardziej, jeśli tylko macie ochotę na książkę ze Świątecznym klimatem, to koniecznie musicie sięgnąć po tę historię.
Opinia bierze udział w konkursie