Mając w pamięci wydarzenia z pierwszego tomu, nie stawiałam książce Bóg marnotrawny Jakuba Ćwieka szczególnych wymagań. Raczej nawet spodziewałam się czegoś w podobnym stylu, dlatego niewiele mnie zaskoczyło podczas lektury.
Podobnie jak w Kłamcy akcja toczy się w różnych miejscach, chociaż tym razem autor nieco się ograniczył ? większość fabuły ma miejsce w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie w Nowym Jorku, gdzie mieszka Jenny. Została kiedyś uratowana z pożaru przez samego archanioła Michała, który od tamtej pory stał się jej stróżem i opiekunem. Dziewczyna odgrywa dosyć ważną rolę w całej akcji. Co rusz się pojawia. Czasami znajduje się w samym środku akcji, a czasami nieco z boku, ale nadal jako istotna postać.
Z ciekawych bohaterów można też wymienić Kłamczucha, pluszowego niedźwiadka, którego Loki dostał od małej dziewczynki, gdy w Kłamcy został zaproszony wraz ze Światowidem na kolację wigilijną u pewnej rodziny. Nie mam pojęcia, co bóg figli mu zrobił, ale misiek zdaje się żyć własnym życiem, chociaż nigdy nawet nie machnie łapką, jeśli ktoś na niego patrzy. Jednak dobrze radzi sobie z przełączaniem stacji w radiu czy rozbrojeniem pistoletu, a to już i tak całkiem sporo, jak na pluszową zabawkę.
Pojawiają się też bogowie greccy, a dwóch z nich stanie się nawet podwładnymi Lokiego. Będą mu pomagać w nawracaniu ludzi. Wpadną na ?genialny? pomysł, dzięki któremu miałyby się nawrócić dziesiątki czy setki osób. Szkoda tylko, że ich ?wspaniały? plan niemal doprowadziłby do zupełnie odwrotnego skutku, gdyby Kłamca nie wziął sprawy w swoje ręce.
W tym tomie nie znajdziemy zbitki niepowiązanych ze sobą opowiadań, których łączy jedynie postać tytułowego Kłamcy. Wręcz przeciwnie historie przeplatają się, tworząc niemal powieść. Niemal, bo jednak każdy rozdział stanowi odrębną opowieść, którą możemy przeczytać w oderwaniu od reszty. Fabuła jest poprowadzona o wiele lepiej niż w pierwszym tomie, ale nie mogę powiedzieć, że mnie szczególnie wciągnęła. Były ciekawe fragmenty, ale większość czytałam z oporem, czekając na coś, co mnie poruszy. I znalazłam, niestety, taki moment.
Motyw teatru był dosyć trudny. Autor szedł po grząskim gruncie, przytaczając fragmenty scenariusza. Potem zreflektował się, zmieniając jego treść tak, że nawet ojciec Maksymilian wstał na koniec przedstawienia i głośno klaskał, roniąc łzy wzruszenia. Jednak Loki nie mógł tego zostawić bez swojego komentarza, który musiał zepsuć całe dobre wrażenie zbudowane w tym rozdziale.
Bóg marnotrawny jest nieco lepszy od Kłamcy, ale nadal nie jest to książka, do której chciałabym wrócić po latach, by jeszcze raz ją przeczytać. Dlatego też nie wiem, czy sięgnę po następne tomy z cyklu o bóstwach i aniołach żyjących w jednym świecie.
Opinia bierze udział w konkursie