Page udaje się do Paryża. Początkowo dochodzi do siebie po wydarzeniach opisanych w Pieśni jutra, ale bardzo szybko rzuca się w wir nowych wydarzeń. Próbuje nawiązać nowe sojusze, dalej stawiać opór Sajonowi, przejmuje się wojną na półwyspie Iberyjskim oraz działa w Manekinie. Pojawiają się dawni sojusznicy i wrogowie, a zagubienie i problemy zaczynają się piętrzyć.
Jeśli czytaliście Chór świtu, to prolog już będziecie znać. Jeśli nie czytaliście, to będzie on przyzwoitym wstępem, choć bez szczegółów. Nie wykluczam, że pewne aspekty będą się w nim wydawały potraktowane po macoszemu, więc zachęcam do sięgnięcia po nowelkę przed przeczytaniem tego tomu.
Koniec maskarady ma bardzo dynamiczną fabułę ? w każdej dotychczasowej części serii było bardzo dużo wydarzeń, wszystko działo się bardzo szybko i następowały zwroty akcji, ale w tym tomie następuje ich apogeum. Naprawdę trudno odłożyć książkę w trakcie czytania, bo przez cały czas dzieje się coś, co przyciąga uwagę, czego rozwiązanie chcemy poznać. Niestety, w tej mnogości wydarzeń Page zaczyna się nieco plątać ? przestaje słuchać co się do niej mówi, ignoruje trochę faktów, trochę przeczuć i niestety wynika z tego trochę problemów dla niej i dla czytelnika ? momentami powieść staje się przewidywalna i choć sporo wydarzeń nadal zaskakuje, to kilka istotnych już nie.
Na okładce czytamy o Paryżu dzikszym niż Londyn, ale szczerze mówiąc odnoszę zupełnie inne wrażenie. Londyn był o wiele bardziej skomplikowany w swoich układach, łatwiej się tam lała krew i samo miasto ze swoim podziemiem było bardziej podzielone, bardziej niebezpieczne. W Londynie odczuwało się ten przestępczy, gotowy na wszystko klimat, natomiast Paryż w tym wszystkim wydaje się bardzo ugrzeczniony, ładnie schowany i raczej zgodny, nawet jeśli jedna grupa się z tej zgodności wyłamuje. Paradoksalnie tę mniejszą dzikość uznaję za plus ? Page jest w bardzo trudnej sytuacji i wejście do świata takiego jak Londyn mogłoby ją teraz przerosnąć. Tymczasem uporządkowanie sprawia, że w Paryżu może się odnaleźć, zawalczyć o nowe sojusze, bo stosunkowo łatwo jest określić z kim mogą się udać i co zrobić, by faktycznie tak się stało.
Page jest zmuszona do niemal stałego przebywania z Arcturusem, a to oznacza, że ich relacja się rozwija. Dzieje się to powoli, stopniowo, jest w tym trochę strachu i niepewności, co bardzo mi się podoba, bo wypada naturalnie. Jakby nie patrzeć mamy tu postaci z własnymi traumami, strachem, niechętne do zmian dla kogoś innego i mające swoje priorytety. Ciekawie wypada to, jak się znajdują w pół drogi, zaczynają ze sobą być, ale jednocześnie pozostają sobą. Tu wychodzi na jaw bardzo mocna i konsekwentna konstrukcja postaci ? wszystko co przeżyły nadal w nich jest, rzuca się cieniem na podejmowane decyzje, relacje z innymi, a bohaterowie muszą nauczyć się z tym żyć.
Koniec maskarady jest świetną kontynuacją Czasu żniw. Ma kilka drobnych wad, ale jestem pod bardzo dużym wrażeniem tego, jak rozwija się cała seria. Mamy czwarty obszerny tom, a wszystko nadal trzyma się kupy, jest logiczne i konsekwentne, nie zaczyna nużyć, a przeciwnie ? wciąż budzi coraz większą ciekawość. Nie mogę się doczekać kolejnych części, bo nie mam wątpliwości, że Shannon jeszcze nie raz zaskoczy i zachwyci w tej serii.
....
Opinia bierze udział w konkursie