Jakiś czas temu krążyły plotki, że Amerykanie kupili prawa do nakręcenia angielskiej wersji kultowego polskiego filmu "Kiler". Niestety remake nigdy nie powstał. Nasi bohaterowie, para scenarzystów z kraju na Wisłą, mieli więcej szczęścia.Ich filmem zainteresował się jeden z amerykańskich producentów.Para wybrała się więc za ocean by podpisać lukratywny kontrakt. Jak się jednak okazało, sława i dolary, nie były jedynym co czekało na nich w Hollywood. Na miejscu wpadli w sam środek kryminalnej intrygi. Zaginięcie, katastrofa lotnicza, bale maskowe i tajemnicze zgromadzenie na wzór loży masońskiej..to wszystko oferuje nam Nerkowski w swojej najnowszej powieści. Gdy dodamy do tego palące słońce Kalifornii, drinki z palemką, przystojnych aktorów i ponętne aktorki, to wyjdzie nam istna mieszanka wybuchowa. Jak na Hollywood przystało jest naprawdę kolorowo i...filmowo.
Para scenarzystów, Sylwia i Kuba, stają przed życiową szansą napisania scenariusza na potrzeby jednego ze znanych hollywoodzkich producentów. Po przylocie do Los Angeles wplątują się jednak w zagadkę zniknięcia jednej z początkujących aktorek, dziewczyny Adama, informatyka związanego z firmą dla której pracuje rodzeństwo. Wkrótce przyjdzie im się zmierzyć się z przeciwnikiem przebieglejszym i bardziej wymagającym niż kiedykolwiek dotąd. A przecież nie po to tu przyjechali!
Twórców komedii wszelkiego autoramentu, traktujemy zazwyczaj z lekkim przymrużeniem oka. To co nie ujdzie autorom powieści obyczajowych czy literatury pięknej, im zostanie wybaczone. Mogą oni do woli korzystać z oklepanych schematów i stereotypów,wręcz jest to nawet wskazane, gdyż nic nie śmieszy bardziej, niż szydera z tego co nam znane z własnego podwórka. Nie bez powodu żarty z tak zwaną "brodą" cieszą się ciągłą popularnością. Choć pewnie wywracamy oczami czy wzdychamy, jak słyszymy kolejną odsłonę żartu o blondynce, czy żabie, tak stały się one elementem naszej kultury, i zapewne nie znajdzie się nikt komu nie wyrwie się chociażby nieśmiały uśmieszek. Podobnie jest w "Końcu scenarzystów". Żarty i humor, jakim operuje autor, jest nam dobrze znany. Pośmiejemy się z mniejszości seksualnych, maniaków komputerowych czy zadufanych w sobie aktorzyn, których największą rolą jest ta w reklamie keczupu. Jest tu obecny również humor sytuacyjny, jak pędząca ulicami blondynka,która na tylnym siedzeniu wiezie swoją "chorą" koleżankę.To na co umiera pasażerka, rozbawi nas do łez.Jednym słowem było naprawdę zabawnie.Choć nie jestem fanką książek komediowych, tak muszę przyznać, że są one doskonałą odskocznią od "poważniejszej" lektury. Czymś, co można przeczytać po ciężkim dniu w pracy, co spokojnie da się odłożyć "na później" gdyż nie wymaga od nas ani wielkiego zaangażowania. Taka literatura jest jest najbardziej potrzebna.
Jak już wspomniałam,książka nie jest wolna od stereotypowych postaci. Spotkamy tutaj (zapewne inspirowaną Dżoaną z Tap Madl), Dżolantę, aktoreczkę która zasłynęła głównie tym, że jest żoną bardzo bogatego księgowego. Jest ona typową, platynową blondynką. Swoje problemy leczy zakupami i wizytami u chirurgów plastycznych. Ma jedno "dziecko", którym jest szkaradny piesek i uparcie uważa, że jej ukochany mąż zdradza ją z kim popadnie. Na nic zdają się tłumaczenia iż ten domniemany lowelas, wygląda niczym krewny Berlusconiego (porównanie zaczerpnięte z książki). Postać Dżolanty i jej styl irytuje. Jej polsko-angielskie zdania doprowadzają do szewskiej pasji. I to jest piękne, gdyż jest prawdziwe. Niestety znam parę takich blondyneczek, dla których szczytem ambicji był botoks i bogaty mąż. W głowie mają mniej więcej to samo co główka kapusty a rozmowa z nimi jest wyzwaniem iście karkołomnym.
Kolejną stereotypową postacią jest Adam,maniak komputerowy i uzdolniony twórca gier. Znacie kogoś z Zespołem Aspergera?Jeśli nie to przedstawiam wam Adama. Posiada on wiele cech ze spektrum autyzmu : jest samotnikiem, ciężko przychodzi mu nawiązywanie relacji, nie rozumie myślenia metaforycznego. Rozmowa z nim przypomina przeglądanie encyklopedii. Wszystko traktuje serio, nie rozumie abstrakcyjnego poczucia humoru. No i bezwzględnie respektuje przepisy, nawet te dotyczące ruchu drogowego. Aż ciężko uwierzyć w to,że tak zamknięta w sobie osoba ma dziewczynę. Która niestety zaginęła.
Szablonowych postaci jest tutaj więcej : narcystyczny chłopak Sylwii, przewrażliwiony na swoim punkcie aktor, chłopak z polskiej wsi aspirujący do roli wielkiego amanta, uduchowiona Tybetanka i wiele, wiele innych. Są tutaj po to by nas bawić, byśmy mogli wyśmiać ich przywary. W życiu nic nie przychodzi tak łatwo jak w książce, nic nie jest tak proste, więc dziękuję autorowi za to, że rozebrał te postaci na części pierwsze, stworzył bohaterów nieskomplikowanych i takich, którzy nie obrażą się za to, że są przedmiotem niewybrednych żartów.
Niestereotypowa jest za to dwójka naszych głównych bohaterów. Rzadko się zdarza, żeby to właśnie rodzeństwo wiodło prym w powieściach, nawet tych komediowych. Zazwyczaj autorzy wybierają do ról protagonistów samotników czy mających się ku sobie singli. Jednak nie martwcie się, mimo faktu iż jeden z naszych bohaterów jest gejem a drugi jego siostrą, to wątek romantyczny jak najbardziej będzie. A nawet kilka. Cieszę się, że nie przytłoczyły one fabuły i nasza zagadka kryminalna nadal pozostała na pierwszym planie. A muszę przyznać,że jest ona zacna. W niewyjaśnionych okolicznościach znika młoda dziewczyna, partnerka Adama. Sylwia wraz z Kubą, którzy dowiadują się o tym zaginięciu, pragną pomóc.Na własną rękę rozpoczynają śledztwo, które prowadzi ich przez nędzne mieszkania do wynajęcia, sale balowe pełna zamaskowanych, nagich postaci czy jachty wielkich i bogatych aktorów. Czuć było tutaj inspirację wielkimi produkcjami filmowymi w stylu "Oczy szeroko zamknięte" Kubricka. Było tajemniczo, zagadkowo, gorąco i niebezpiecznie. Po kryminałach komediowych spodziewamy się tego, że ich fabuła będzie lekka i przyjemna. Zabójstwa ograniczone do minimum, a całość podana po lukrową pierzynką. Tym razem autor się wyłamał. W tej komedii giną ludzie, i to w sposób bardzo dramatyczny. Trupy są i choć krew nie leje się tak jak w horrorach,tak muszę przyznać, że w pewnym momencie poczułam się jak przy czytaniu prawdziwej rasowej powieści sensacyjnej. Tylko ten humor...on zawsze rozładowywał atmosferę.
"Koniec scenarzystów" , to książka, której 90 procent fabuły rozgrywa się w Los Angeles, w środowisku potentatów filmowych, producentów i aktorów. Momentami czułam się jak za kulisami "prawdziwej" władzy. Autor przejrzał jej mechanizmy i pokazał nam, że świat Fabryki Snów, nie jest tak bajeczny jak go malują. Również tutaj wszystkim rządzą znajomości i pieniądze.Setki ludzi przyjeżdżają do Hollywood licząc na to, że zostaną zauważeni, a najczęściej kończą na ulicy. By zaistnieć i odnieść sukces trzeba być brutalnym, mieć oczy szeroko otwarte i roszczeniową postawę. Kontrakty czyta się kilkukrotnie, każdego traktuje jak wroga. Nasi bohaterowie na początku byli niczym owieczki prowadzone na rzeź, jednak udowodnili swoją wartość, co udaje się jedynie nielicznym. Czytając tę książkę uświadomiłam sobie, że to co widzimy na ekranie jest produktem finalnym. Historia każdego filmu jest bolesna. Zawsze ktoś zostanie zdradzony, wyrzucony, pominięty, zmieszany z błotem. Ten dostanie rolę obiecaną innemu, wykupiony scenariusz w niczym nie przypomina swojej wersji finalnej. Aby odnaleźć się w świecie filmu trzeba mieć serce z kamienia i głowę na karku. I oczywiście wiele, wiele szczęścia.
Wojciech Nerkowski napisał książkę na poziomie. Było to moje pierwsze spotkanie z autorem (tak wiem, wiem muszę się oduczyć zaczynania od środka serii) i muszę uznać je za udane. Recenzując książki zwracam uwagę na prawdziwość postaci, styl, płynność fabuły i ogólny obraz jaki się wyłania przed moimi oczami. Tutaj wszystko do siebie idealnie pasowało. Bohaterowie dawali się polubić, fabuła angażowała a Los Angeles kusiło pięknymi plażami, blichtrem i "rumem". Jeśli w moje ręce wpadnie kolejna książka z cyklu o zabawnych scenarzystach to na pewno ją przeczytam.Oczywiście z uśmiechem na ustach. Polecam tym, którzy mają ochotę na relaks w kryminalnym stylu. Nie zawiedziecie się.
Opinia bierze udział w konkursie