Remigiusz Mróz to człowiek tysiąca pomysłów. Wystarczy podsunąć mu temat czy nawet jeden wyraz a on odda nam gotową fabułę. Tym razem słowem kluczowym był Nepal, a tematem przewodnim pewne wydarzenie z przeszłości, w które zamieszana była Chyłka. Autor jak zwykle poszedł po bandzie. Choć to dopiero moje drugie spotkanie z pisarzem, to mam podstawy by stwierdzić, że cała fala hejtu i morze krytyki, wylewanej niczym pomyje na głowę tego niezwykle płodnego autora, są jedynie oznaką ludzkiej zawiści. Remigiusz Mróz robi to co lubi i na co czytelnicy czekają. Daje nam rozrywkę przez duże R, książki, których fabuła zaskakuje i wzbudza skrajne uczucia od zafascynowania do rosnącego niedowierzania. Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy nie płakałam czytając kryminał...aż do teraz. A do osób sentymentalnych raczej nie należę.
W Himalajach, na stokach jednej z najniebezpieczniejszych gór świata, Annapurny, ginie grupa polskich wspinaczy. Pomimo szybkiej akcji ratunkowej nie udaje się ich odnaleźć. Kilka tygodni później, na granicy, zatrzymana zostaje Klara, jedna z uczestniczek ekspedycji. Kobieta jest ścigana przez policję. Zostaje przetransportowana do Polski, gdzie odpowiadać będzie przed sądem, za zabójstwo swoich towarzyszy. W całą sprawę wmanewrowana zostaje Joanna Chyłka, a to wszystko za sprawą jednego smsa. Pani adwokat sama będzie musiała wybrać się do Nepalu, w poszukiwaniu odpowiedzi na, pojawiające się jak grzyby po deszczu, pytania.
Było to moje pierwsze spotkanie z Joanną Chyłką i jej przyjaciółmi z kancelarii, lecz z pewnością nie ostatnie. Wprost przeciwnie, mam sporo do nadgonienia, gdyż chcę z tego cyklu wycisnąć wszystko to co najlepsze, a bez znajomości poprzednich tomów mi się to nie uda. Joanna chyłka, Zordon, Kormak, mają przeszłość, której echa było czuć w tej książce. Autor często odwołuje się do wydarzeń z poprzednich książkach, i choć "Kontratyp" jak najbardziej można traktować jako samodzielną książkę, to w przypadku kiedy czytelnik chce dowiedzieć się czegoś o naszych bohaterach i tym, dlaczego znajdują się akurat na tym etapie swojego życia, to musi sięgnąć po poprzednie tomy. Ale nie jest to powód do smutku ponieważ, przeglądając recenzje utworów Remigiusza Mroza przychodzi nam na myśl tylko jedno zdanie : "tysiące czytelników nie mogą się mylić", i czeka mnie niezwykła, ekscytująca przygoda.
Autor cyklu ze stołeczną prawniczką wie, czego oczekują odbiorcy, jaki styl lubią, jakie żarty do nich trafiają, co ich bawi a co wzrusza. Język, którego używa jest jak najbardziej współczesny, znany nam z ulicy, dzięki czemu przemawia do nas w sposób naturalny. Uwielbiałam czytać dialogi pomiędzy Chyłką i Zordonem, owszem zgadzam się z niektórymi recenzentami, że porównań i słownych przepychanek było nieco za dużo, jednak tworzyły one specyficzny klimat powieści. Autor garściami czerpie z popkultury, co świadczy o jego niesamowitej pamięci. Porównania i metafory, które są obecne na kartach książki to cytaty z filmów, książek, znane powiedzonka oraz satyryczne teksty rodem z filmów animowanych dla dzieci. Narracja jest lekka, łatwa i przyjemna lecz jednocześnie wzbudza emocje i gra na uczuciach czytelnika. Nie spodziewałam się, że zwykły kryminał, będzie w stanie sprawić, że łzy ciurkiem będą mi płynąć po policzkach. Jeśli mnie, już przy pierwszym spotkaniu z bohaterami, tak bardzo wzruszył ich los, to nie potrafię sobie wyobrazić jak niektóre nieszczęśliwe zwroty akcji przyjmą Ci, którzy towarzyszą Chyłce i spółce od lat.
Nepal, kraj w którym rozgrywa się spora część akcji książki, to miejsce gdzie współczesność miesza się z praktykami rodem ze średniowiecza. Podczas lektury "Kontratypa" dowiedziałam się o tym kraju rzeczy, które wbiły mnie w oparcie fotela, zmusiły do pogłębienia wiedzy oraz stały się tematem dyskusji w gronie przyjaciół. Jedną z nich był chhaupadi czyli zwyczaj, który zakazuje kobiecie przekraczania progu domu, podczas menstruacji. Zmuszona jest do życia ze zwierzętami, bez jedzenia i picia. Panuje przekonanie, że wygnanie ma uchronić zarówno ją jak i jej bliskich, przed demonami. Nie może w tym czasie ani się uczyć, ani czytać. Nikt nie można jej dotknąć ani porozmawiać, gdyż jest nieczysta. Zdarzały się przypadki śmiertelne, kiedy ugryziona przez żmiję kobieta, nie otrzymała na czas pomocy. Choć kilka lat temu zmieniono prawo, i za stosowanie chhaupadi grozi kara więzienia, to w nepalskich wioskach nadal jest on praktykowany. Szacuje się, że około 19 procent kobiet jest nadal zamykanych w chatkach menstruacyjnych.
Kolejnym tematem, mającym pośredni wpływ na fabułę książki, są kamlari czyli niewolnicza pomoc domowa. Przypomnę tutaj głośny przypadek 9-letniej Manjity Chaudhary, którą ojciec sprzedał, za równowartość 75 złotych za rok, pewnemu policjantowi. Po trzech latach niewoli, dziewczynka została wyzwolona przez aktywistów fundacji Nepal Youth Foundation. Szacuje się, że w całym kraju ponad 1000 dziewczynek, zmuszanych jest do niewolniczej pracy. Często są wykorzystywane seksualnie. Muszę przyznać, że czytałam z otwartymi ustami, nie mogąc się nadziwić ludzkiemu okrucieństwu. I to wszystko dzieje się w kraju gdzie 80 procent ludności to uśmiechnięci Hindusi. Takie praktyki kojarzą mi się z najsurowszym odłamem Islamu a nie tą pokojowo nastawioną do świata religią. Choć usługi kamlari zostały zakazane w 2006 roku, to osoby odpowiedzialne za ten proceder są bezkarne i trwa on w najlepsze. Właśnie w taką rzeczywistość wkracza warszawska pani prawnik. Kobieta wyzwolona, nie dająca sobie w kaszę dmuchać, odważna i zdesperowana. Jest przeciwieństwem zaszczutych, nepalskich kobiet, które są traktowane jak własność mężów i ojców. Nasza bohaterka próbuje zmierzyć się w walce z górą, która zabija jednego na trzech śmiałków. Czy jej się uda? Czy da się bez jakiegokolwiek treningu i przygotowania osiągnąć szczyt? Od razu widać, że autor zgłębił temat i zebrał materiał, który stał się punktem wyjścia dla całej fabuły. Poznajemy tutaj parę faktów z historii himalaizmu, przybliżone nam zostają sylwetki największych polskich wspinaczy. Autor daje nam posmakować czym jest choroba wysokościowa, jak sobie z nią radzić i jakie może mieć konsekwencje. Nie przypuszczam by Remigiusz Mróz, był członkiem ekspedycji na któryś ze szczytów Dachu Świata, jednak całość wyszła bardzo realistycznie. Potrafiłam uwierzyć, że właśnie tak czuje się człowiek przebywający na kilku tysiącach metrów. Przerażające.
Remigiusz Mróz napisał książkę od której nie sposób jest się oderwać. Od pierwszego wejrzenia pokochałam naszych bohaterów, zarówno tych pierwszo jak i drugoplanowych. Joanna Chyłka wzbudziła mój niesłabnący podziw. Troszkę żal mi było Zordona, który jest przykładem typowego pantoflarza, który tylko czeka by to kobieta wybrała za niego danie w restauracji czy skarpetki do pracy. Choć w życiu realnym ten układ by mi działał na nerwy, tutaj tworzy mieszankę wprost wybuchową i składa się na swoisty folklor książki. Rozmowy dwójki głównych bohaterów to w większości zabawne kłótnie i słowne przepychanki, lecz nie sposób oprzeć się wrażeniu, że pomiędzy tą dwójką jest chemia i bezgraniczna miłość. Całe szczęście autor nie rozbuchał zbytnio tego tematu. Muszę przyznać, że jedynym co mi działało na nerwy i sprawiało, że przewracałam oczami, to iks piątka, BMW Joanny Chyłki. Zastanawiam się czy autor choć raz użył słowa samochód czy auto. Ciągle tylko iks piątka tu, iks piątka tam. Rozumiem, że nasza bohaterka miała słabość do tej super maszyny, jednak czasem odnosiłam wrażenie, że przeglądam folder reklamowy salonu.
Moja kolejna randka z Remigiuszem Mrozem była jak najbardziej ekscytująca. Autor zabrał mnie aż na sam szczyt. Nieustająca akcja i jej zwroty, ciekawi bohaterowie i zabawne dialogi, wszystko to złożyło się w kompletną całość, którą czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem. No i to zupełnie zaskakujące zakończenie, które zupełnie zmieni rozkład sił w książce. Przypuszczam, że większość czytelników postanowi rozprawić się z tą powieścią za jednym posiedzeniem. Jeśli "Kontratyp" to Annapurna pisarskich możliwości autora to kolejny tom powinien być literackim Mount Everest. Tego właśnie Mrozowi życzę. A sama zamieniam się w słuch i zabieram się za słuchanie playlisty Zordona, do której link znajduje się na końcu książki.
Opinia bierze udział w konkursie