Rzadko się zdarza, żeby odpowiedni klimat w książce udało się autorowi stworzyć od samego początku, jak to ma miejsce w przypadku "Kozła". Fabułę swojej powieści Przemysław Kowalewski oparł na dwóch liniach czasowych. Wątek z 1946 roku mrozi krew w żyłach, a ten z 1957 intryguje i wciąga. Cała akcja "Kozła"rozgrywa się w latach powojennych, zahacza o politykę i historię, więc sądzę, że ta książka powinna się spodobać, w szczególności tym czytelnikom, którzy lubią powieści osadzone w historii, gdzie fikcja literacka miesza się z prawdą. To jest to, co bardzo lubię w książkach i może dlatego ten kryminał tak bardzo przypadł mi do gustu, jako że czasy PRL-u mi są doskonale znane.
Autor w wyjątkowy sposób przedstawił powojenny Szczecin, który na skutek bombardowania aliantów został doszczętnie zniszczony. Wielkie Miasto Szczecin stworzone przez Niemców w październiku 1939 roku przestało istnieć, jedynie pozostały po nim stosy gruzów, trupów i resztki znienawidzonych przez Polaków Niemców. Powojenny zrujnowany Szczecin stał się miejscem akcji jednego z wątków "Kozła". Autor wykreował przerażającą postać mordercy z tatuażem kozła na plecach, który roztacza wokół siebie zapach fiołków, niebudzący w swoich ofiarach podejrzeń.
W tamtym okresie Szczecin był trudnym miejscem do życia, bo oprócz powszechnie panującej biedy i powojennych gruzów, miasto stało się polem bezkarnego działania różnego rodzaju przestępców. Nowa władza bowiem, zamiast ich ścigać, wolała zamiatać pewne sprawy pod dywan. W Polsce Ludowej nic nie miało prawa działać niewłaściwie, żeby przyjaciel za wschodniej granicy nie dopatrzył się w postępowaniu nowej władzy czegoś niestosownego, co mogłoby tej przyjaźni zagrozić.
W powieści Kowalewskiego przede wszystkim zachwyciły mnie doskonale odwzorowane realia czasów głębokiego PRL-u. Na uwagę zasługuje także fakt, że autor w fabule wykorzystał archiwalne materiały ze sprawy zabójstwa Ireny Jarosz, zwanej także sprawą Józefa Cyppka, nazwanego później z racji swego czynu Rzeźnikiem z Niebuszewa. Za zamordowanie sąsiadki Ireny Jarosz, skazano go na śmierć, miał podobno też przyznać się do morderstw wielu dzieci. Jak było naprawdę? Nie wiadomo, ta sprawa do końca nigdy nie została wyjaśniona. Do dziś nie wiadomo, czy Józef Cyppek faktycznie był krwawym mordercą, czy tylko ofiarą systemu. Prawdziwy zabójca mógł być władzom doskonale znany, lecz nie mieli w tym interesu, by prawdziwy winowajca miał ponieść konsekwencje za popełnione zbrodnie. Ówczesna historia naszego kraju ma zapewne wiele takich tajemnic. Niewygodnych ludzi usuwało się w cień, a najlepiej na zawsze.
Druga linia fabularna to czasy PRL-u. Do szczecińskich szpitali zgłaszają się chorzy cierpiący na tajemniczą chorobę, która zbiera śmiertelne żniwo. Lekarze nie potrafią zdiagnozować jej przyczyny, lecz gdy jednemu z lekarzy udaje się to w końcu ustalić, prawda okaże się szokująca. Władze obawiając się wybuchu paniki, powołują zespół, składający się z czterech nietypowych śledczych i wyznacza ich do zbadania tej trudnej i delikatnej sprawy. Dowództwo zostaje powierzone Ugne Galantowi, milicjantowi znanego z tego, że gdy raz podejmie trop, nie odpuści aż do końca. Ślady prowadzą do nierozwiązanych śledztw sprzed lat, a szczególnie do jednego, które jest pokryte kurzem zmowy milczenia. Nikt nie chce rozmawiać na temat morderstwa, które miało miejsce we wrześniu 1952 w domu przy ulicy Wilsona 7 na Niebuszewie.
Niezwykle podobał mi się sposób, w jaki została skonstruowana fabuła książki, bo z jednej strony uczestniczyłam w śledztwie Ugne Galanta i jego ekipy, a z drugiej z zapartym tchem obserwowałam przerażające poczynania mordercy.
Autor nie zapomniał o charakterystyce żadnej postaci, którą umieścił w powieści. Robi to przy okazji, mimochodem, nienachalnie. Historia toczy się gładko, a z zakamarków przeszłości niczym diabeł z pudełka wyskakują kolejne elementy przerażającej układanki. Śledczy muszą ścigać się nie tylko z czasem, ale także walczyć z piętrzącymi się problemami i własnymi słabościami, dotyczy to zwłaszcza mocno pokiereszowanego przez życie Ugne, który nie potrafi funkcjonować bez odpowiedniej dawki alkoholu. Nie ukrywam, że to on właśnie najbardziej skradł moje serce. To człowiek, który często miewa chwile słabości, ale gdy zaczyna działać, to robi to z wielką determinacją. Jest człowiekiem czynu, niepozbawionym jednak instynktu samozachowawczego, oddanym swoim partnerom i sprawie. Za wszelką cenę dąży do odkrycia prawdy, ale gdy mu się to uda, wynik dochodzenia zaskoczy nie tylko jego, ale także czytelnika.
Świetna książka, w której oprócz kryminalnego wątku, czytelnik otrzymuje sporą dawkę wiedzy o powojennym Szczecinie i jego pierwszych mieszkańcach osiedlających się w tym okresie. Przemysław Kowalewski zaimponował mi niesamowitą wiedzą na temat swojego miasta. Dotąd po ulicach Szczecina oprowadzał mnie Marek Stelar i zakochana w tym mieście Sylwia Trojanowska, a teraz do tego wyśmienitego grona dołączył także Przemysław Kowalewski. Nie da się nie zauważyć, ile pracy autor włożył w napisanie tej książki. Śmiało mogę stwierdzić, że ta powieść usatysfakcjonuje ambitnego czytelnika, który w książce szuka nie tylko kryminalnej intrygi.
Nie ukrywam, że Przemysław Kowalewski zaimponował mi osadzeniem fikcyjnej intrygi kryminalnej w prawdziwych wydarzeniach. Główny bohater jest tak stworzony, że idealnie pasuje do czasów głębokiego PRL ? u, to prawdziwy człowiek z krwi i kości. Można by się czepiać do litrów wypitego przez niego alkoholu i wielu paczek wypalonych papierosów, ale po co. Takie były wtedy czasy, a Ugne wiele przeszedł i te nałogi często pozwalały mu zwyczajnie nie zwariować. Wtedy przymykano oko na pijackie wybryki pracowników, wiele tłumaczono zamroczeniem alkoholowym, usprawiedliwiano niewłaściwe zachowanie, jeśli ktoś był pod wpływem. Szczecin Przemysława Kowalewskiego to miasto, jakiego jeszcze nie znałam. Realistycznie przedstawiona społeczność, jego bolączki i historia. Miasto, które swego czasu utknęło w kleszczach głodu i brutalności, a miało być miastem nadziei. Autorowi połączenie historii miasta z intrygą kryminalną pozwoliło stworzyć niezwykle wciągającą fabułę, przy tym doskonale odzwierciedlił powojenny klimat, podejście ówczesnych władz do wielu spraw, pracę w milicji oraz światopoglądy ludzi, karmionych peerelowską propagandą, przedstawicielką których jest milicyjna koleżanka Ugne, Basia.
Wspaniale napisany kryminał, który chwilami epatuje brutalnością i bardzo działa na wyobraźnię. Do rozwiązania kryminalnej zagadki autor prowadził bardzo zawiłymi ścieżkami, trzeba się skupić, bo w powieści nie brakuje historycznych wzmianek, postaci oraz sporej liczby wątków. Może oczekiwałam innego zakończenia, ale czy było złe? Absolutnie nie. Wpisało się znakomicie w klimat całej książki i historię tamtych czasów. Moim zdaniem ????????????????????ł, to bardzo dobra książka, lecz uważam, że raczej dla dojrzałego czytelnika, który pamięta tamte czasy lub się nimi bardzo interesuje.
Na koniec po przeczytaniu książki nasunęła mi się pewna dygresja. Wielcy świata wciąż rozgrywają naszą ojczyznę. Od czasów PRL-u minęło mnóstwo czasu, ludzie przy sterach państwa wciąż się zmieniali i zmieniają, nie zmieniają się tylko ich nawyki.
Opinia bierze udział w konkursie