Adriana Lisboa to człowiek renesansu. Urodzona w Brazylii, od zawsze wiedziała, że jej życie będzie związane z podróżami. Mieszkała we Francji i Stanach Zjednoczonych, gdzie osiadła na dłużej. Była muzykiem i tłumaczem, pisarką, nauczycielką i artystką. Spod jej pióra wyszło 6 powieści, dziesiątki opowiadań i książki dla dzieci. Zdobyła wiele prestiżowych Nagród. "Kruczogranatowe" to druga wydana w Polsce książka autorki, którą miałam okazję przeczytać, i kolejna która podbiła moje serce. Powieść, której fabuła osadzona została w USA, jest komentarzem i analizą amerykańskiego społeczeństwa, widzianego oczami "przybysza". Odzwierciedla nasz nowoczesny, wielokulturowy świat i jest pełną nadziei opowieścią o poszukiwaniu swojej tożsamości, miejsca na świecie oraz stworzeniu domu tam, gdziekolwiek rzuci nas los. Adriana Lisboa napisała fenomenalną ,inteligentną i niezwykle współczesną powieść, która nie bez powodu znajduje się na liście najlepszych brazylijskich nowel.
13-letnia dziewczyna po śmierci matki wyrusza z Brazylii do USA w poszukiwaniu ojca, którego nigdy nie widziała. Zatrzymuje się w domu byłego męża swojej matki, Brazylijczyka z Denver, strażnika w bibliotece miejskiej. Temu powrotowi do przeszłości towarzyszy powolne odkrywanie
zaskakującej historii rodziców, bojowników o wolność Brazylii w latach 60. XX w. Historie i losy tej trójki bohaterów zazębiają się ze sobą, a z narracji wyłaniają się pytania: kim jesteśmy i skąd się wzięliśmy. Piękna poetycka proza o poszukiwaniu korzeni.
Inspiracją dla tytułu niniejszej książki, był wiersz znanej amerykańskiej poetki Marianne Moore, pod tytułem "The fish". Niestety nie udało mi się nigdzie znaleźć polskiego tłumaczenia. Twórczość tej modernistycznej, związanej z nurtem imagizmu, pisarki poznałam na warsztatach z języka angielskiego. Styl Moore jest suchy, dokładny, zwięzły, niemalże minimalistyczny. Adriana Lisboa próbuje go naśladować i przychodzi jej to z łatwością. Ten ?kruczogranatowy?, zapożyczony z wiersza Moore kolor, odnosi się zarówno do ?błękitnych muszli?z plaży Copacabana w Rio, jak i do ?niebieskich wron, latających nad Denver.Kolor ten jest stałym punktem, wokół którego toczą się poszukiwania tożsamości naszej głównej bohaterki, Vanji. Kiedy dziewczyna po siedmiu latach od przeprowadzki wraca do miejsca swojego urodzenia zauważa, że miasto zmieniło się lecz jednocześnie pozostało takie same. Zupełnie tak jak ona. Vanja wydoroślała, przeszła przemianę a jednocześnie była tą samą dziewczyną, która odeszła. Punkt zwrotny, w którym zakotwiczona jest tożsamość, jest równie ulotny jak kolor, a błękitna poświata uderza w oczy niczym wyrzucone na brzeg muszle. Muszę przyznać, że gdyby autorka skupiła się tylko i wyłącznie na historii dziewczyny, pomijając wszystko inne, to książka jeszcze bardziej zyskała by na wartości. Jednak korzenie i pochodzenie pisarki, musiały upomnieć się o swoje. Brazylia, skąd pochodzi Lisboa, to kraj, który podobnie jak polska ma za sobą tragiczną historię. W latach 60-tych i 70-tych ogarnięty był wojną domową, która zabrała wiele ludzkich istnień i zniszczyła gospodarkę. Nie dziwi mnie, że autorka chciała przybliżyć czytelnikom te straszne czasy, wojnę o której nie wspomina się za granicą. Przypuszczam, że 90 procent czytelników nie będzie mieć pojęcia kim byli partyzanci Araguaia, skąd wywodzi się ich nazwa i z kim, ani przeciwko czemu walczyli. Jeśli lubicie historię, fakty, daty, miejsca i nazwiska, to fragmenty odnoszące się do przeszłości ojczyma naszej bohaterki, z pewnością przypadną wam do gustu. Ja niestety czytając te suche informacje, momentami traciłam nimi zainteresowanie. Być może miał na to wpływ fakt, że naszym głównym narratorem była trzynastolatka, do której nie pasuje wizerunek komunistycznego partyzanta. Niestety książka ta została napisana w tak chaotyczny sposób, że często w jednym rozdziale historie były wymieszane. Teraźniejszość przenikała się z przeszłością a fakty z przemyśleniami. Oczywiście zgadzam się z tym, że to co spotkało Fernando było ważne, jednak nie miało bezpośredniego wpływu na przebieg fabuły. Zdecydowanie bardziej podobały mi się fragmenty opisujące życie Vanji. Matka dziewczyny, prawdziwy "wolny ptak" nie potrafiła nigdzie zagrzać miejsca, szczególnie przy mężczyznach. Narodziny dziewczynki były konsekwencją upojnej nocy, po której kochanek zniknął. Teraz dziewczyna chce go odnaleźć. Niech was jednak nie zwiedzie notka wydawnicza, i nie spodziewajcie się, że to poszukiwania będą głównym elementem fabuły. A przynajmniej nie poszukiwania biologicznego ojca. Poznamy tutaj życie emigrantów w Kolorado, którzy usiłują znaleźć miejsce na świecie, które będą mogli nazwać domem.
Po śmierci matki Vanja, zmuszona została do opuszczenia swojego rodzinnego domu oraz kraju, i przeprowadzenia się do Stanów Zjednoczonych, miejsca zupełnie różnego od tego w którym została wychowana. Miejsca gdzie trzeba zapytać o pozwolenie zanim pogłaszcze się cudzego psa, gdzie obrośnięte tłuszczem obywatelki chwalą naturalną opaleniznę, jak by była czymś co można sobie kupić, lub "wypalić" na solarium. Na samym początku dziewczyna jest zagubiona, jednak szybko się dostosowuje, asymiluje. Książka ta to w dużej mierze monolog wewnętrzny na tematy takie jak dorastanie i dorosłość, dom i miejsce zamieszkania, rodzina i ojczyzna. Vanja jest mądra, nad wiek dojrzała. Jej myśli cechuje sarkazm, jest obserwatorką, która nie boi się wyciągać wniosków. Fernando wydaje się być jej przeciwieństwem. Od lat mieszka w Ameryce, jednak za wszelką cenę stara się nie wychylać. Nie ma przyjaciół, pracuje jako stróż w bibliotece, a weekendami sprząta po domach. Zastanawiałam się, czy te podróże w przeszłość, i odnośniki do wojny, w której brał udział mężczyzna, nie są po to, by nadać głębię jego przeszłości, pokazać że to co przeszedł go nacechowało, sprawiło że stał się wyalienowanym, zamkniętym w sobie złamanym człowiekiem. Vanja jest tą, która może mu pomóc zburzyć mur, który wzniósł wokół siebie.
Kolejną ważną postacią jest Carlos, 9-letni chłopiec, sąsiad Vanii. Pomimo tego, iż jego rodzina mieszka w Denver od lat,a on sam się tu urodził, mały nadal się boi że zostaną deportowani. Czytając o jego obawach zastanawiałam się co to znaczy ojczyzna. Czy papiery, zielone karty, prawa pobytu, są tożsame z naszą świadomością narodową? Czy można deportować ludzi, którzy nigdy nie opuścili granic kraju swoich narodzin? Książka ta stawia bardzo ważne pytania odnośnie przynależności narodowej, tożsamości i miejsca, które nazywamy "domem".
Prozę Adriany Lisboa czyta się z prawdziwą przyjemnością. Jej przejmująca w swojej prostocie, trafna w spostrzeżeniach, i mądra w przekazie. Może się wydawać, że tematy które porusza autorka, były już wielokrotnie wałkowane, i jest to prawdą, jednak rzadko się zdarza by naszym bohaterem była trzynastoletnia dziewczynka i jej dorosła wersja. Książka ta zajmuje się tematem kultury, rodziny i więzi międzyludzkich. Gdyby pominąć wszystkie "wojenne" historie i anegdoty, które w moim mniemaniu jedynie dodają książce objętości, to byłaby to piękna opowieść o dojrzewaniu. Jako pisarka, a jednocześnie tłumaczka, Lisboa doskonale wie jak korzystać z języka, by był jednocześnie liryczny i zrozumiały dla przeciętnego czytelnika.
"Kruczogranatowe" to piękna, melancholijna i niezwykle współczesna powieść, która zachwyci wymagających czytelników i wielbicieli literatury pięknej. Książka ta to wielka podróż po umyśle dziecka próbującego zrozumieć swoje miejsce w świecie, dziecka które nie "należy" do nikogo i jest obce, wszędzie dokąd idzie. Ukojenie znajduje jedynie w "rzeczach" takich jak wrony czy muszle, unoszące się tuż pod powierzchnią oceanu w pobliżu tętniącej życiem plaży Copacabana. Historia ta do mnie przemówiła, postacie ożywały tuż przed moimi oczami, a tekst był przyjemny do czytania. Polecam tę książkę każdemu, kto szuka przemyślanej lektury.
Opinia bierze udział w konkursie