"Księga Etty" Meg Elison jest bezpośrednią kontynuacją "Księgi bezimiennej akuszerki". Mimo że mamy tutaj do czynienia z zupełnie innymi bohaterami i odrębną historią, nie polecam czytać bez znajomości poprzedniego tomu. Cała fabuła kręci się wokół plagi, jakiej skutki wytłuszczono w pierwszej części, więc wiele wydarzeń może wydać się nielogicznych. Poza tym w książce przewinęło się wiele opowieści będących swoistymi smaczkami wyłącznie dla osób znających "Księgę bezimiennej akuszerki".
Główną bohaterką "Księgi Etty" jest - ku zdziwieniu - Etta, córka Iny. Dziewczyna mieszka w Nowhere, osadzie założonej lata temu przez Bezimienną, gdzie powinna uczyć się, jak zostać albo akuszerką, albo przyszłą matką. Sęk w tym, że Etta czuje się kompletnie wyobcowana, a przebywanie wśród mieszkańców wywołuje wyłącznie wewnętrzne rozterki. Z tego powodu zajmuje się szabrownictwem, ponieważ wyłącznie w drodze może przestać udawać. W drodze bowiem przybiera postać Eddyego. To w skórze mężczyzny Etta czuje się najbezpieczniej i chociaż udaje, w rzeczywistości pokazuje swoją prawdziwą twarz, zdradza pragnienia oraz głęboko zakorzenione uczucia.
Etta odnajduje życiowy cel: chce pomóc wszystkim kobietom i dziewczynkom, a handlarzy niewolników zamierza bez skrupułów zabić. A przy okazji pragnie odnaleźć osadę, gdzie związek kobiety z kobietą nie będzie traktowany jako coś strasznego czy niesmacznego i z góry skazanego na porażkę.
Podczas wędrówki Etta spotka wiele osób, które w pewnym sensie ukształtują jej charakter i które otworzą oczy na tematy tabu i poszerzą granicę. Pozna amazonki, Lwa z Estiel - rządzącego chyba najbardziej zmilitaryzowanym miastem w Ameryce, czy przepiękną oraz zagadkową postać Almy. Etta stanie również twarzą w twarz z największym koszmarem kobiety: mężczyzną z nieopanowaną rządzą...
Z góry zaznaczę, że "Księga Etty" podobała mi się nieco mniej niż poprzednia część. Ogólnie dobrze się czytało: fabuła gładko płynęła do przodu, pojawiło się parę zaskakujących momentów, a opisy zachowań ludzi w trakcie próby odbudowania świata na nowo zasługują na ogromną pochwałę. To z główną bohaterką miałam problem, a konkretnie - z jej zachowaniem. Etta przez całą książkę irytowała mnie swoją jawną hipokryzją. Biadoliła, że kobieta nie może trwać oficjalnie w związku z kobietą oraz że woli siebie w postaci Eddyego, ale na myśl o mężczyznach czujących się lepiej w skórze kobiet dosłownie pluła jadem. Trochę uciążliwe było też niewyważenie akcji: przez trzy czwarte książki działo się dosyć niewiele, a pod koniec nastał istny armagedon, chociaż trwał zaledwie przez kilka rozdziałów.
Warto wspomnieć, że autorka w "Księdze Etty" porusza wiele trudnych tematów. Pokazuje, że jeśli na świecie pozostanie zaledwie garstka kobiet i staną się one przysłowiowym białym krukiem, mężczyźni i tak będą traktować je jak rzeczy czy maszyny rozpłodowe. Ponadto przewiną się również motywy queerowe, czyli związki homoseksualne, biseksualne, transpłciowość, poligamia oraz transwestytyzm. Meg Elison stawia pytanie, dlaczego jedne wydają się lepiej akceptowalne od innych.
W książce doskonale przedstawiono przykrą prawdę na temat ludzkości: mimo nadejścia plagi i wybicia prawie całej populacji, ludziom i tak brak tolerancji, a najlepszym (wyłącznym) wyborem jest podążanie za ogólnie przyjętym "dobrem/schematem". Jeśli więc odbiega się od grupy, mając inne marzenia czy cele, to poza krzywymi spojrzeniami można dostać również bana na życie w społeczeństwie.
Nie pozostaje mi nic więcej, tylko polecić Wam lekturę "Księgi Etty". Książkę warto poznać ze względu na nietuzinkową fabułę, interesujących bohaterów oraz mnogość poruszanych wątków skłaniających do refleksji. Historia jest jedyna w swoim rodzaju, podobnie jak styl autorki (chociaż w "Księdze bezimiennej akuszerki" mocniej go wyeksponowano), a zakończenie zrobiło ogromną furorę. Ja już czekam na ostatni tom trylogii, a Wam radzę szybko nadrabiać. :)
Opinia bierze udział w konkursie