Przemysław Kowalewski imponuje mi swoją wiedzą, pracowitością i determinacją w dociekaniu prawdy. Autor tworzy interesujące historie osadzone w czasach, w których dorastał, a na potrzeby powieści ubiera je w fikcję literacką. Cała bibliografia, z której korzystał przy pisaniu "Latawca", znajduje się na końcu książki. Autor budzi mój wielki szacunek za to, że zabiera czytelników w pouczające i niesamowite podróże w czasie.
Tym razem ukazuje rzeczywistość Polski Ludowej, gdzie tradycyjnie ojciec - głowa rodziny - zaglądał do kieliszka, co nie było wtedy czymś nadzwyczajnym; tak po prostu wyglądała codzienność w wielu rodzinach. Nikomu, oprócz najbliższych tych ludzi, to nie przeszkadzało - pijanym narodem łatwiej było rządzić. Autor zaznacza w posłowiu, że w powieści przywołał obrazy zapamiętane z tamtych czasów, historie opowiedziane przez znajomych z dawnych lat oraz sytuacje, które na długo utkwiły mu w pamięci. Wiele z nich jest prawdziwych, inne powstały w wyobraźni autora. Niestety, jak sam stwierdza, tych wymyślonych jest o wiele mniej, gdyż tak właśnie wyglądało życie Polaków w Polsce Ludowej pod rządami jedynie słusznej władzy.
Ugne Galant, po tym jak podczas akcji stracił swoją ukochaną Basię, nie potrafi się podnieść. Jeszcze więcej pije niż wcześniej, zadaje się z żulami i ma luki w pamięci. Dlaczego nie wyrzucono go dotąd z milicji? Bo po pół litra wypitego alkoholu, jego umysł i tak działa lepiej niż kilku innych milicjantów razem wziętych.
Jesienią 1976 roku w Szczecinie, w dzielnicach Niebuszewo i Warszewo, dochodzi do serii wypadków śmiertelnych. Giną w nich znani wszystkim pijacy, po których nikt nie płacze. Nie wzbudziłoby to zainteresowania śledczych, gdyby na miejscu zdarzeń nie odnaleziono tajemniczych przedmiotów. Do sprawy zostaje przydzielony porucznik Ugne Galant. Szybko okazuje się, że milicjant będzie musiał zmierzyć się nie tylko z kimś, kto poluje na lokalnych pijaczków, ale także z demonami przeszłości, gdyż śledczy na miejscu zdarzeń znajdują ślady pozostawione przez Galanta. Okazuje się, że znał ofiary domniemanych wypadków, gdyż wraz z nimi niejednokrotnie upijał się do nieprzytomności.
Przyjaciele Ugne nie wierzą, że za tymi zbrodniami stoi on sam. Pił z ofiarami, to fakt, i niewiele z tego pamięta, ale dlaczego miałby ich mordować? Niestety dowody jego winy są dość jednoznaczne, więc Ugne zostaje odsunięty od śledztwa. Kto tak naprawdę morduje lokalnych pijaczków i dlaczego postanowił w te zbrodnie wrobić Ugne?
Milicjanci nie mają wątpliwości, że wyrafinowany sposób, w jaki morderca wysyła pijaków na tamten świat, jest spowodowany jakąś zadrą z przeszłości. Nie bez powodu wziął na cel przemocowych pijaków, którzy krzywdzili swoje rodziny. Ekipa śledczych nie może dłużej udawać, że na miejscach zbrodni nie znaleziono przedmiotów ze śladami Ugne, tym bardziej że informacje o tej sprawie przeciekły do prasy. Mają wśród siebie kreta, który donosi pismakom i w ten sposób ewidentnie chce pogrążyć Ugne. Pętla wokół szyi milicjanta się zaciska, a czas ucieka. Nie pomaga już ochrona przyjaciół; jeśli nie znajdzie dowodów na swoją niewinność, winnym zbrodni będzie on.
Ugne, gdy trzeba, ma umysł jak brzytwa i rozgrywa wszystko jak najlepszy szachista, chociaż wiele przeszedł i ma sporo słabości. Przez ostatnie dziesięć lat mało było w jego życiu jasnych chwil. Jego jedna trzecia życia to podróż przez alkoholową mgłę. Teraz jest jak chart, który poczuł krew i podąża za ranną zwierzyną. Zapomniał o całym świecie, nic dla niego się nie liczy, nawet alkohol.
Ta sprawa jest dla niego szczególnie ważna. Nie ma znaczenia, że to on jest podejrzanym; trafienie do więzienia byłoby dla niego drobnostką. Perspektywa trafienia za kratki go nie przeraża; niejedno już przeżył i przetrwał. Toczy walkę z własnymi demonami, to jego czyściec. Może uda mu się odkryć prawdę, która go wyzwoli. Czy mu się to uda?
"Latawiec" to perfekcyjnie napisana powieść, od której nie sposób się oderwać. To najlepszy kryminał, jaki przeczytałam w tym roku, i piszę to z pełnym przekonaniem, że tak jest. Po raz kolejny Przemysław Kowalewski zachwycił mnie doskonałą znajomością tematu i pomysłowością w kreacji bohaterów. Pozwolił mi przenieść się w czasy, które dla niektórych są już tylko zamierzchłą historią, ale dla osób takich jak ja, doskonale pamiętających tamtą rzeczywistość, stanowią smakowitą ucztę literacką na najwyższym poziomie.
Na koniec autor dzieli się smutną refleksją, że od tamtych lat dzieli nas spora odległość w czasie, ale niestety nie brakuje złych ludzi, którzy zajmują się przestępczym procederem. Praca policji nie różni się aż tak bardzo od tej milicyjnej. Może teraz organy ścigania mają do dyspozycji bardziej nowoczesne środki w walce z przestępczością, jednak przestępcy również dysponują nowocześniejszymi narzędziami, które ułatwiają im dokonywanie przestępstw.
Opinia bierze udział w konkursie