Opis produktu:
Stwierdzamy czasem Jak głosi legenda.... Skoro więc głosi, to znaczy, że jest czymś uosobionym. Jeżeli zaś uosobionym, to już nie czymś, lecz... kimś. A ponieważ dalej w tym procesie personifikacji, czy personalizacji posunąć się nie da, muszę wyjaśnić, skąd wzięła się we mnie ta niekłamana sympatia dla Pani Legendy. Otóż Legenda jest dla mnie jak prastara i mądra kobieta, która pamięta dalej - bo niekoniecznie więcej - niż jakakolwiek inna osoba. Ta wiekowa już niewiasta, mądra upływem czasu, opowiada swym potomnym to, co pamięta ze swego dzieciństwa. A co nie pamięta, to też opowiada, i to nie mniej przekonywująco. Jej pamięć nie jest doskonała, ale za to bardzo żywa, chętnie więc opowiada jeżeli już nie co i jak było, to z pewnością jak być mogło.
Głęboko wierzę, że tak naprawdę jest tylko jedna Legenda, która za to zna wiele historii. Łatwo to poznać, bo o różnych wydarzeniach z odległej przeszłości opowiada w ten sam - wszystkim dobrze znany - sposób. W czym tkwi je sekret? Otóż legenda - jak można się domyślać - uważnie obserwuje i zapamiętuje: wydarzenia, dialogi, oderwane słowa. A potem dowodzi, że te właśnie zaistniałe niegdyś fakty mają związek z naszą codziennością. Dla przykładu Legenda opowiada, jak to król ze swoją świtą zatrzymał się na nocleg w nieznanym miejscu. Tu będzie czeladź - zarządził - a tu my będziem. Jaki to król - tego albo Legenda już nie pamięta, albo ja nieuważnie jej słuchałem - i kiedy to było, też nie wiem, ale wiem, skąd się wzięła nazwa Czeladzi i Będzina.
Niektórzy takie wyjaśnienie nazywają opowiadaniem, czy legendą etiologiczną, to znaczy taką, która wyjaśnia co, jak i dlaczego się stało, jakby legend rzeczywiście było wiele. A ja powiadam, że to owa jedna i jedyna Legenda tak opowiedziała o najdawniejszych dziejach tychże miast. Jeśli bowiem we wszystkich opowiadaniach dostrzec można te same prawidłowości, to pewny znak, że stoi za nimi niejako jedna osoba, jedna Legenda. Żeby nie być gołosłownym przypomnę, skąd się wzięły nazwy innych miejscowości - na przykład Grodkowa i Otmuchowa. Grodków - jak głosi Legenda - założony został w XIII wieku. Pierwsi osadnicy, którzy tam przybyli, znaleźli duży staw, w którym było mnóstwo niewielkich ryb, zwanych grotami. Z tego względu założone tam miasto otrzymało nazwę Grotków, pisaną potem jako Grodków. Nic dodać, nic ująć - wszystko jasne i przekonywujące. Legenda bowiem nie wprowadza w błąd, lecz wyjaśnia. Jeśli ktoś jej nie wierzy, to już jego sprawa.
Z Otmuchowem zaś było tak. Dwóch braci rycerzy na śląskiej ziemi mieszkało. Otto u brzegu Nysy, zaś jego brat, którego imienia Legenda nie pamięta, na górze Ślęży. Ten to rycerz musiał kiedyś uciekać przed wrogiem i u brata Otta postanowił poszukać schronienia. Jak opowiada Legenda, galopował co koń wyskoczy. W ciemną noc dotarł do bram grodu Otta. Otto, mach auf! - zawołał, co znaczy: Otto, otwórz!. Brat przyjął brata z radością, a od tej pory kasztel, w którym mieszkał Otto, zaczęto nazywać Otmuchowem.
W ten to sposób Legenda zaprowadziła nas na Górny Śląsk (przystanek w Czeladzi miał tylko wyjaśnić, że żadna część świata nie jest jej obca), by opowiedzieć nam o niezwykłej historii różnych zakątków tej ziemi. Należałoby więc - zgodnie z tym - co wiemy już o Legendzie - zmienić tytuł dzieła. Nie powinno być, jak jest: Legendy Górnego Śląska, lecz: Legenda o Górnym Śląsku. Taki tytuł informowałby bardziej, niż w błąd wprowadzał. Przekonywałby bowiem Czytelnika, że w księdze pod nim ukrytej znajdzie to, co Legenda - ta znana wszystkim na świecie towarzyszka ludzkich dziejów - opowiada o historii ziem Górnego Śląska. Tyle chciałem Czytelnikowi wyjaśnić, a Wydawcę o błędzie pouczyć i przed następnym przestrzec. Swoje zrobiłem: co myślę - powiedziałem, a wnioski innym pozostawiam.