SPRAWDŹ STATUS ZAMÓWIENIA
POMOC I KONTAKT
Ulubione
Kategorie

Leonidy Spektrum (twarda)

Tom 1

O Akcji

Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.
Dowiedz się więcej
  • Promocja
    image-promocja

książka

Wydawnictwo Driada
Data wydania 2017
Oprawa twarda
Liczba stron 544

Opis produktu:

Leonidy to pierwsza część serii SPEKTRUM, w której przyjaźń, miłość i ważące na całym życiu wybory splatają się w teraźniejszości, przeszłości i przyszłości.

Do zalet `Spektrum. Leonidy` należy zaliczyć prosty, przystępny język, intrygującą fabułę i paranormalną otoczkę, która budzi zainteresowanie znacznej części czytelników literatury Young Adult. Nie bez znaczenia są również entuzjastyczne recenzje, które książka otrzymała w rodzimym kraju.
S
Szczegóły
Dział: Książki
Kategoria: Dla dzieci,  Dla młodzieży,  Książki o miłości
Wydawnictwo: Driada
Oprawa: twarda
Okładka: twarda
Rok publikacji: 2017
Wymiary: 150x210
Liczba stron: 544
Wprowadzono: 23.11.2017

RECENZJE - książki - Leonidy Spektrum, Tom 1 - Nanna Foss

Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.

4.2/5 ( 10 ocen )
  • 5
    6
  • 4
    2
  • 3
    0
  • 2
    2
  • 1
    0

Wpisz swoje imię lub nick:
Oceń produkt:
Napisz oryginalną recenzję:

Karolina Pająk (Dzosefinn)

ilość recenzji:64

brak oceny 4-02-2018 19:31

Pod koniec listopada 2017 roku na polskim rynku wydawniczym pojawiła się pierwsza książka duńskiej autorki Nanny Foss pt. Spektrum. Leonidy. Otwiera ona niezwykły cykl dla młodzieży, który został dobrze przyjęty w innych krajach Europy. Czy w Polsce również znajdzie uznanie? O tym dowiemy się za jakiś czas, kiedy to zostaną opublikowane pozostałe tomy z serii Spektrum. Na razie skupmy się na tym, co mamy czyli pierwszej części: Leonidy.

Autorka przenosi nas w na pozór zwyczajny świat, gdzie życie toczy się swoim rytmem. Dorośli chodzą do pracy, a dzieci i młodzież uczęszczają do szkół i przedszkoli. W tym na pozór zwyczajnym świecie żyje Emi, uzdolniona plastycznie piętnastolatka, której pewnego dnia świat wywraca się do góry nogami. Zaczynają się dziać niewytłumaczalne rzeczy, na które dziewczyna będzie chciała znaleźć odpowiedź. W zadaniu tym nie będzie jednak sama, będzie mogła liczyć na Albana i Linusa: starych przyjaciół oraz? nowych, którzy niewątpliwie namieszają jej w życiu. Nastolatkowie zmierzą się z siłami mocno związanymi z kosmosem. Czy będą gotowi na to, co ?przygotował? dla nich wszechświat? O tym, po części, dowiedzie się z pierwszej części Spektrum.

Historia, którą stworzyła Nanna Foss skierowana jest do młodzieży: mamy tutaj nastoletnich bohaterów, który oprócz tej sci-fi (science fiction) otoczki zmagają się z typowymi problemami nastolatków: szkolnymi, rodzinnymi oraz międzyludzkimi. W książce pojawiają się także pierwsze zauroczenia i przyjaźnie, ale to przede wszystkim przyjaźń odgrywa tu kluczową rolę. Bohaterowie razem próbują rozwiązać zagadki, mimo początkowych awersji, bo wiedzą, że w pojedynkę są tylko małymi nic nie znaczącymi elementami większej układanki. Pod tym względem Leonidy jest naprawdę dobrą, pouczającą i mądrą książką.

W powieści Foss pojawia się wachlarz różnorodnych postaci i szczerze powiedziawszy byłam pod wrażeniem, że autorce udało się je wszystkie tzw. ?ogarnąć?. Mamy tutaj (powiedzmy) sześcioro pierwszoplanowych bohaterów, na drugim rodzinę Emi oraz Albana i Linusa, klasę nastolatki, kilku nauczycieli, astrofizyków oraz wiele, wiele innych mniej istotnych (na razie) postaci. Gdyby Nanna Foss ich nie ujarzmiła to zrobiłby się na tej płaszczyźnie niezły chaos.

Jeśli chodzi o fabułę to jest ona naprawdę wciągająca. Bardzo zauroczyły mnie opisy przyrody, już tłumaczę dlaczego. Akcja dzieje się w Danii, w okresie zimowym. Nanna Foss sprawiła, że poczułam się, jakbym tam była, jakbym z Emilią przemierzała zaspy, słyszała jak śnieg skrzypi mi pod nogami, w ciągu dnia oślepia moje oczy, a mróz szczypie w policzki. Intensywności tego wszystkiego dodawał fakt, iż czytałam ją właśnie w okresie zimowym. W miejscu, gdzie mieszkam śnieg pojawia się różnie, a jak spadnie to leży góra dwa-trzy dni (jak jest mróz, to tydzień ewentualnie dwa). Książka Foss, ku mojemu zaskoczeniu wypełniła tę pustkę na kilka dni, szczególnie wtedy, kiedy byłam w trakcie jej lektury. Powracając jednak do fabuły: autorka stworzyła nawet ciekawą historię z gatunku sci-fi dla młodzieży, jednak jak dla mnie niczego odkrywczego ona do mojego życia nie wniosła. Okazała się tylko miłą rozrywką. Mam wrażenie, że większość rzeczy, które Nanna Foss zawarła w Leonidach już gdzieś ktoś poruszył i wykorzystał. Mam jednak nadzieję, że w drugiej części cyklu autorka mnie zaskoczy.

Na koniec mojego wywodu zostawiłam kwestię języka. Szczerze powiedziawszy to przez całą książkę mnie irytował, szczególnie te angielskie wtrącenia, które (chyba) miały nadać całości bardziej młodzieżowy charakter. Pojawiają się one głównie w wypowiedziach bohaterów i jest ich naprawdę sporo, może autorka chciała przez to sprawić, by postacie były bardziej ?cool?? Jeśli chodzi o mnie to mocno mi ten zabieg działał na nerwy, ale należą się redakcji książki podziękowania za przypisy z tłumaczeniami tych słówek. Dzięki temu młodzież może nie tylko sprawdzić co dany wyraz oznacza, ale również szybciej przyswoić sobie je na przyszłość. Taka forma nauki przez zabawę. W sumie jest to ciekawy zabieg na naukę języka, ale nie wszystkim czytelnikom może on przypaść do gustu.

Jako całość Leonidy okazała się naprawdę fajną i pouczającą książką. Spokojnie mogę ją polecić młodym czytelnikom, ponadto myślę, że fani sci-fi, kosmosu, wszechświata, podróży w czasie i zjawisk nadprzyrodzonych także znajdą w niej coś dla siebie. Jeśli chodzi o starszych czytelników? pozostawiam wolną wolę, niektóre elementy książki mogą zwyczajnie nie przypaść do gustu (chociażby wcześniej wspomniany przeze mnie język powieści). Ja w sumie się cieszę, że miałam możliwość ją poznać, chociażby za te niesamowite śnieżne opisy oraz dar Emi, jakim jesteśmy w pewnym sensie połączone. Tak, to była magia? Jestem strasznie ciekawa kontynuacji cyklu, mam nadzieję, że będę miała okazję powrócić do świata wykreowanego przez Nannę Foss.

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

Książkowe Wyliczanki

ilość recenzji:1

brak oceny 27-12-2017 08:27



Właściwa akcja powieści zaczyna się dość szybko, nowo przybyłe rodzeństwo wzbudza wiele emocji w szkole Emi, jej samej ciężko jest przejść do porządku dziennego nad niedawnym snem. Cały czas też ma w głowie drugi sen, niezwykle brutalny i trudny. Wydarzenia doprowadzają do stworzenia pewnej grupy przez uczniów klasy Emi, wszyscy razem przeżyją też wydarzenia, które zmienią ich postrzeganie świata.

Mimo szybkiej akcji, podobały mi się rozmyślania głównej bohaterki, jej rozterki i dylematy na temat wydarzeń, które miały miejsce. Pokazuje to realizm tamtego świata, nie ma czegoś, co zawsze mnie drażni - wydarza się coś niezwykłego, co nie ma prawa się zadziać i za chwilę wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego. Tym razem wszystkie wydarzenia Emi roztrząsa w swojej głowie, próbuje sobie je wytłumaczyć i zastanawia się co może robić, a czego nie.

Mimo, że ta trylogia, ze względu na wiek bohaterów, jest skierowana do czytelników nastoletnich, to również w późniejszym wieku można mieć dużo radości z lektury tej książki. Czuć tu młody wiek bohaterów, jednak wydarzenia są ciekawe i wciągające.

Czy recenzja była pomocna?

MargoRoth

ilość recenzji:132

brak oceny 22-12-2017 19:55

Pewnej nocy nastoletnia Emi doświadcza dziwnego snu: widzi nieznajomego chłopaka o turkusowych oczach i fioletowe światło promieniujące z jej własnych dłoni. Tworzy rysunek przedstawiający tajemniczego chłopaka, a następnego dnia doznaje szoku, gdy widzi go wchodzącego do jej klasy w szkole. Okazuje się, że Noa właśnie przeprowadził się do miasta wraz ze swoją siostrą bliźniaczką. Wkrótce Emi zauważa, że przybyciu bliźniaków towarzyszą coraz dziwniejsze zjawiska - na jej dłoniach pojawiają się trójkątne znaki, a kilkoro z jej kolegów i koleżanek potrafi robić nadnaturalne, niewytłumaczalne rzeczy.

Dziewczyna szybko zaczyna zastanawiać się, czy, to, co dzieje się wokół niej, jest rzeczywistością, czy może kolejnym wybujałym snem. Ogarnia ją coraz większy chaos, w którym ciężko jest jej myśleć racjonalnie. Wkrótce jednak zdarzy się coś, co raz na zawsze rozwieje jej wątpliwości. To tylko kwestia czasu...

Od pierwszej chwili, gdy dostałam propozycję przeczytania Spektrum, byłam tą książką zafascynowana. Nie da się ukryć, że dużą część pracy, mającej na celu zachęcenie mnie do lektury, odegrała okładka, która wygląda przecudownie, jednak sama fabuła przedstawiała się tak samo interesująco. Gdyby moje relacje z tą książką przedstawić w postaci wykresu, pokazałby on, że początkowo powieść nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, stopniowo stawała się jednak coraz lepsza, wręcz fascynująca, aby na koniec zakończyć naszą znajomość rozczarowaniem. Ale od początku...

Pierwsze rozdziały wydały mi się dosyć typowe - zjawił się obowiązkowy w powieściach młodzieżowych bad boy, mający cały świat w głębokim poważaniu i budzący postrach u połowy szkoły. Była też nasza główna bohaterka Emi - szara myszka, nigdy niezabierająca głosu na lekcji, całkowicie zanurzona w swoim szkicowniku i rysunkach. Aby dopełnić całości, musiałaby pojawić się także klasyczna piękność i klasowa kujonka w jednej osobie, która samą siebie ceni w świecie najbardziej. I w istocie, taka osoba także się pojawia. Ten cały schemat nie napełnił mnie bynajmniej nadzieją na dobrą lekturę - jest to jeden z najbardziej irytujących motywów dla mnie. Gdzieś tam w tle (bardzo odległym tle) czaiła się tajemniczość, na którą czekałam...

I doszła ona do głosu, gdy książka nieco się już rozkręciła. Z biegiem czasu Spektrum zdawało się rozkwitać, łapiąc czytelnika w swoją sieć. Bohaterowie odkrywali w sobie coraz to nowe nadnaturalne umiejętności, które były dla nich tak samo wielką tajemnicą, jak dla mnie. Były to zdolności, których nie powstydziłby się żaden superbohater Marvela, przyrzekam. Książka stawała się coraz bardziej fascynująca, jednak była zajmująca w taki niewymuszony sposób - nie zajmowała myśli całkowicie, lecz stanowiła przyjemny umilacz gdzieś w tle. Wiecie, nie wszystkie książki od razu porywają nas w wir wydarzeń, nie dając czasu na jedzenie, oddychanie, czy jakiekolwiek inne czynności życiowe. Niektóre stanowią po prostu miłą odskocznię, do której z chęcią wraca się wieczorami, i Spektrum było jedną z nich.

Nasza postać bad boya, czyli Noa, zasługuje na jeszcze jedno wspomnienie. Z tego schematu postaci da się zrobić dużą zaletę historii i mogłabym naprawdę wymienić kilku takich bohaterów, których naprawdę uwielbiam. Jednak czasem taka osoba staje się tylko upierdliwym elementem powieści, który nie daje o sobie zapomnieć, jakkolwiek bardzo się tego pragnie. Noa doprowadzał mnie do białej gorączki za każdym razem, gdy otwierał usta. Był to chłopak, któremu nieustannie towarzyszyła ogromna porcja pogardy dla całego świata oraz odpowiednia porcja uwielbienia dla samego siebie. Autorka zapewne chciała stworzyć bohatera-buntownika, jednak bunt Noa przeciwko wszystkim i wszystkiemu nie miał najmniejszego sensu i tym samym chłopak ten stał się najsłabszym i najbardziej nieznośnym elementem Spektrum.

Sprawą, której nie potrafię zrozumieć, jest fakt, że naprawdę sporą liczbę słów w książce stanowią wstawki z języka angielskiego. Wiecie, są to zwroty, których używają bohaterowie, typu ,,smart-ass", ,,survival of the fittest" lub ,,loverboy", a które nie zostały przetłumaczone na język polski. Podejrzewam, że był to zabieg zastosowany przez samą autorkę, a tłumacze z duńskiego na polski dostosowali się do jej koncepcji, ale taka stylizacja tekstu wypadła moim zdaniem bardzo sztucznie. Rozumiem, że młodzi ludzie nieraz używają słów pochodzenia obcego, ale tutaj było to za bardzo przerysowane i nieco przeszkadzało mi w czytaniu.

Zanim zabrałam się za Spektrum, zdążyłam już zobaczyć kilka pierwszych recenzji tej książki, które rozpływały się w zachwytach. Możecie więc uwierzyć, że miałam co do niej całkiem spore oczekiwania. Patrząc na jej całokształt, była to powieść całkiem ciekawa, jednak odbieram ją raczej jako wstęp do naprawdę interesującej historii, przedsionek czegoś lepszego, co mam nadzieję przeczytać w przyszłości. Nie mogę jednak ukryć, że zdołałam wyłapać kilka znaczących wad Spektrum, które sprawiły, że po zakończeniu książki byłam lekko rozczarowana.

Spektrum. Leonidy to pierwszy tom serii, która ma potencjał, aby w przyszłości rozwinąć się w dobrym kierunku i stać się czymś wyjątkowym. Sama książka miejscami mnie zachwycała, czasem irytowała - ogólnie rzecz biorąc była więc ciekawa, jednak nieco niedopracowana. Na pewno dam szansę kolejnym tomom i trzymam kciuki, aby okazały się lepsze.

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

www.ohnoitsmega.wordpress.com

ilość recenzji:1

brak oceny 12-12-2017 23:16

Pewnego dnia, piętnastoletnia Emi śni o chłopcu o turkusowych oczach. A potem, ten sen przelewa na papier, dbając o każdy szczegół jego idealnej twarzy. Dziewczyna nie wyróżnia się wśród rówieśników. Jest nieśmiała i woli spędzać czas ze swoim niewidomym przyjacielem Albanem i jego bratem Linusem. Lecz, gdy pewnego dnia widzi swojego ?chłopca ze snów? w prawdziwym życiu, nie może uwierzyć w to, co widzi. I od tamtej chwili, jej zwyczajne życie zamienia się w pasmo niesamowitych przygód?A co z nich wyniknie? Tego już musicie się dowiedzieć, sięgając po tę opasłą, jak na pierwszy tom, książkę.

Jeśli mam być zupełnie szczera, to początkowo nie była zbyt przekonana co do tej historii. Wydawała mi się jakaś taka nudna. Główna bohaterka była trochę niewyraźna i szara. Pomimo, iż to ona prowadziła narrację tej historii, to miałam wrażenie, że jej tam w ogóle nie ma. Jednak z każdą kolejną stroną, moje odczucia co do niej się zmieniały. Tak samo, jak i do całej historii. Gdy zaczynałam przygodę z tą książką, nie wróżyłam jej zbyt dobrze. Lecz dałam jej szansę i nie żałuję. Jedną z najmocniejszych stron tej opowieści, są jej bohaterowie, z którymi każdy może się zidentyfikować. Osobiście bardzo polubiłam niewidomego przyjaciela głównej bohaterki, Albana oraz jego brata Linusa. Przypominali mi moich dawnych przyjaciół z dzieciństwa.

Historia sama w sobie wydaje się być połączeniem kilku motywów w jeden, co jak dla mnie grało na plus całej opowieści. Lecz przez cały czas czekałam na jakiś wielki zwrot akcji, na coś więcej niż tylko pokazywanie szczątków informacji przez pryzmat relacji między bohaterami. A gdy już go dostałam to miała takie? Aha. No w sumie, coś się wreszcie tutaj zaczęło dziać. I do samego końca nie mogłam się oderwać od lektury.

Zgrabnie napisana powieść młodzieżowa z elementami fantastyki. Czytało mi się ją całkiem dobrze, choć początek był trochę nudny. Chętnie sięgnę po kolejne tomy, by dowiedzieć się czegoś więcej o naszych bohaterach, którzy są tak różni a jednocześnie tak podobni do siebie. Jestem ciekawa kolejnych tomów i na pewno po nie sięgnę, gdy się ukażą, gdyż końcówka pozostawiła wiele pytań.

Nie mogę też nie wspomnieć o pięknej szacie graficznej książki. To ona sprawiła, że przykuła moją uwagę. I w tym przypadku okazało się, że jednak okładka jest równie dobra, co sama treść.

Czy recenzja była pomocna?