Kiedy z dnia na dzień twój najlepszy przyjaciel wyjeżdża, a ty zostajesz sama, ciężko ci się pozbierać i na nowo odnaleźć w ponurej rzeczywistości. Zwłaszcza kiedy każdą, choćby najmniejszą rzecz, robiliście razem. W tak smutny sposób los postanawia zadrwić z Bee, głównej bohaterki "Let me know", debiutanckiej powieści Zuzanny Wólczyńskiej. Bee od dziecka przyjaźni się z sąsiadem Noah. Są nierozłączni, o czym wie chyba każdy mieszkaniec Santa Monica. Wspólne nocowanie w ogrodzie pod namiotem, objadanie się kwaśnymi żelkami i picie Dr Peppera, pizza z ananasem czy coroczne świętowanie festiwalu na plaży związane z puszczaniem lampionów w nocne niebo to ich chleb powszedni. Do czasu, aż rodzice Noah nie postanowią wyprowadzić się do Chicago. Mało prawdopodobne, że tak nierozerwalną przyjaźń podzieli odległość. A jednak. Kilka tragicznych wydarzeń sprawia, że Bee jak i Noah tracą wiarę we własne oddanie. Kontakt się urywa. Dopiero po kilku latach Bee jest w stanie normalnie funkcjonować. Zawiera nowe znajomości, zaczyna spotykać się z chłopakiem... Aż pewnego dnia niespodziewanie Noah wraca. Czy świat Bee na nowo wywróci się do góry nogami? Czy przyjaźń zakwitnie na nowo? A co jeśli już nie są tymi samymi, beztroskimi małolatami i aktualnie dogadanie się będzie niemożliwe? "Let me know" to sympatyczna, przyjemna młodzieżówka, która fabularnie skupia się na relacji między Bee a Noah. W historii występuje kilka dodatkowych wątków, lecz w rzeczywistości niczego one nie wnoszą. Styl Zuzanny Wólczyńskiej jest lekki i przyjemny, dzięki czemu książkę czyta się zawrotnie szybko. Podobało mi się, że autorka nie zrobiła z bohaterów osób idealnych. Zarówno Bee, jak i Noah mają wady (i to sporo), dzięki czemu ich zachowania, charaktery czy wybory wypadały bardziej realistycznie. W "Let me know" pojawiły się również przeskoki między latami, co z jednej strony było intrygujące (bohaterowie jako małe dzieci wydawały się niezwykle urocze), ale z drugiej wprowadzało odrobinę chaosu. Na szczęście każdy taki przeskok czasowy obarczony był dokładną datą, więc summa summarum dało radę się nie pogubić. Mimo tylu zalet Let me know jednak nie do końca przypadło mi do gustu. Nie potrafiłam kompletnie zżyć się z bohaterami, nie polubiłam ich. Irytowały mnie również nagminne rozważania Bee o zachowaniu Noah, a co się z tym wiązało - jej wahania nastrojów: wściekłość, bo ją porzucił, współczucie, bo przecież umarł mu ojciec, zazdrość, udawanie niedostępnej, aż ostatecznie ogromny smutek, bo przecież! Noah ją porzucił, a jak śmiał?! Co z tego, że to rodzice chłopaka o tym zdecydowali, a on nie miał nic do gadania... Tak będąc zupełnie szczerą, to gdyby wyrzucić połowę treści z książki, i tak w fabule niczego by to nie zmieniło. Sprawiło to, że podczas czytania się po prostu nudziłam. Czy polecam? Może. Jeśli lubicie historie kręcące się wokół relacji między głównymi bohaterami, obfitującej w całą kakofonię emocji, to polecam. Nie gwarantuję jednak, że z tego wyjdzie wielka, bezwarunkowa miłość. "Let me know" to interesujący pokaz umiejętności debiutującej autorki, a także lekka i sympatyczna opowieść dla młodszych, ale nic więcej. Przykro mi.
Opinia bierze udział w konkursie