Są dwie szkoły. Magiczna i zwyczajna.
Wielu marzy o tym, aby dostać się do magicznej szkoły, wykazać się umiejętnościami.
Jednak niewielu ludzi może tam się znaleźć. O tym, czy będzie im to dane decyduje test zdolności magicznych. To od niego wszystko zależy. On pokazuje, czy dana osoba je posiada.
Aeryla Valnes udając się na test, przekonana jest, że go obleje. W jej rodzinie nie było żadnego czarodzieja od bardzo dawna, nie wiedziała nawet, czy w ogóle kiedykolwiek jakiś był. Jednak los postanowił jej zrobić niespodziankę i okazało się, że jest ona magiczna i to jeszcze jak! Włada aż czterema żywiołami, zostaje Łowcą Czterech Żywiołów, a takiego nie było od bardzo dawna.
Jeden test sprawia, że jej życie przewraca się i zaczyna się dziać wiele przedziwnych rzeczy.
Aeryla jest bohaterką, którą nie do końca polubiłam. Podoba mi się jej żywiołowość i temperament, jest jak huragan, ciągle coś robi, gdzieś jest. Ciekawi ją świat, ma swój charakter, potrafi odpyskować. Sarkazmu jej również nie brakuje. Jednak czasami zachowuje się jak dziecko. Obraża się, krzyczy jak jakaś nienormalna. Momentami miałam wrażenie, że uciekła z psychiatryka, serio.
Niemiłosiernie denerwowało mnie jej szczeniackie zachowanie wobec Garreta. Jej mizdrzenie się do niego i wmawianie sobie, że oboje są w sobie zakochani było żałosne i wkurzające. Miałam wrażenie, jakbym czytała o napalonej nastolatce...
Jej przyjaciółka Annija w ogóle doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Lubię ją za szczerość, bo sobie cenię tą cechę, ale bardzo często przeradzała się ona w chamskie zachowanie, a tego już nie lubię. Ponadto ciągle wtykała nos w nieswoje sprawy, chciała wszystko wiedzieć. Uh... co za dziewczyna...
Ale jest ktoś, kto mi wszystko wynagrodził, ktoś, kogo od razu polubiłam.
A jest nim profesor Drehsen, bardzo silny mag, który od razu skradł moje serce. Może i zachowuje się momentami jak wariat, ale uwielbiam go za to. Jego olewcze podejście do życia, silny charakter, skrywanie w sobie tajemnic, zabójcze teksty. No po prostu gościu wymiata!
I chociaż momentami ma zbyt wybujałe ego, to i tak jest moim ulubieńcem. Niegrzeczni faceci górą!
W książce występuje również wiele innych postaci, ale na uwagę zasługują głównie:
Zekles, zakręcony elf, który owiany jest tajemnicami, a jego powolne poznawanie jest niesamowicie przyjemne. Wprowadza on do książki trochę akcji. Skradł moje serce tym, że jest elfem, a ja mam do nich słabość.
Merry ułożony chłopiec, który ciągle chodzi do szkoły w garniturze. To taka ciepła osoba, trochę ciamajdowata.
Heliusz, profesor wariat, wybuchowy, żyjący po swojemu i niesamowicie zabawny. Jego zachowanie jest komiczne.
Mieszanka bohaterów jest wspaniała i chociaż nie wszyscy mi pasują, to jest to absolutnie pożądane zjawisko. Nie lubię książek, gdzie wszystko jest aż tak idealne. W końcu bohaterowie też muszą mieć swoje wady i nie każdego się polubi, tak jak w prawdziwym życiu. Zdecydowanie jest to ogromny plus dla tej książki.
Fabuła jest niebanalna. Mamy szkołę magii, magiczny test, żywioły, przeróżne stwory, zaklęcia, peleryny i jedną, wyjątkową, osobę. Czytając tę książkę, miałam wrażenie, jakby była tutaj cząstka "Harrego Pottera", "Niezgodnej", "Władcy pierścieni" i wielu innych podobnych książek, ale także coś, co autorka dała od siebie. Absolutnie nie twierdzę, że wzorowała się ona na innych książka, o nie. Może jest jakiś punkt odniesienia, w końcu pomysły rodzą się na innych wzorach, jednak wszystko jest całkowicie inne i bardzo fajnie przedstawione.
Akcji jest mnóstwo, ciągle coś się dzieje, nie można narzekać na jej brak. Tu jakieś podpalenia, kradzieże, napady, a za chwilę problemy w szkole, nauka władania magią. Czyli jedna, wielka, wybuchowa bomba.
Czytając miałam ogromną chęć przerzucić kilka kartek, żeby w końcu dowiedzieć się, co za chwilę się wydarzy, jaki będzie rozwój wydarzeń. Nie mogłam oderwać się od książki. Losy Aeryli pochłonęły mnie i z każdą stroną coraz bardziej wnikałam w świat magii.
Już od pierwszych stron czułam się zachęcona, chciałam czytać i czytać.
Język autorki jest naprawdę dobry, lekki i przyjemny, co pozwala delektować się książką. Taki styl bardzo lubię.
Jednak nie jest to książka idealna. Jest tutaj sporo błędów, niedopatrzeń.
Przede wszystkim irytowało mnie to, że były momenty, gdy z "wtorku przeskakiwaliśmy do niedzieli". Tak nagle znajdowaliśmy się w innym dniu, czasami nawet wtorek przeradzał się w miesiąc później. Nie lubię takich nagłych przeniesień.
Po drugie, wkurzyłam się, gdy Aeryla nie umiejąca czarować, nagle w domu była w stanie pokonać dwie druzgi, no dziewczyna naprawdę ma niezły talent... To zdecydowanie było niesmaczne.
Do tej pory też zastanawiam się, [UWAGA SPOILER, ale taki mały] skąd nagle mama Aeryli dowiedziała się, że jej druga córka też ma magię i jakim cudem, skoro wykonywali magiczne testy, nie wykryli, że siostra Aeryli także ma moc i zrobili to dopiero w momencie, gdy wykryto ją u Aeryli. Nie wiem, czy ja tego nie doczytałam, czy też nie było to wyjaśnione. Będę musiała poszukać, bo mnie to dręczy.
Niemniej jednak uważam, że "Łowca czterech żywiołów" jest książką przyjemną, którą warto poznać. Po "W ogień" Ewy Seno nie sądziłam, że trafię na polskie fantasty, które również mi się spodoba. Autorka Agata Adamska zdecydowanie mnie zadziwiła swoją powieścią i z całego serca mogę wam polecić tę książkę. Wyruszycie w podróż wspaniałą, poznacie nową magię i kawałek dobrej historii.
Z niecierpliwością czekam na drugi tom.
Opinia bierze udział w konkursie