Gdy najnowsza powieść Agnieszki Siepielskiej dotarła do mnie w paczuszce, nie mogłam uwierzyć, że jest ona tak krótka. Porównując ją do poprzednich części o mężczyznach z rodu Valentich, ta wydaje się niezwykle cienka, co potwierdza również ilość stron - raptem dwieście. Tak więc tym bardziej, licząc na to, że połknę tę historię w ciągu jednego wieczora ochoczo wzięłam się za jej czytanie. Lucę i Maxinę znałam już z poprzedniej części i szczerze mówiąc byłam przede wszystkim zaintrygowana tym, jak autorka poprowadzi tę relację. W końcu między bohaterami jest całkiem duża różnica wieku, a zakończenie ,,Antonio" sprawiło, że chciałam dowiedzieć się, co wydarzy się dalej w życiu tej rodziny. Jednak mój entuzjazm opadł niemalże w połowie książki. I naprawdę żałuję, że autorka nie poprowadziła w inny sposób tej historii.
Odkąd Luca poznał Maxine - młodą córkę Cesara Dellvale - nie może o niej zapomnieć. Gdy rozpoczynają się poszukiwania jej, oraz jej siostry okazuje się, że popadł w obsesję na punkcie Maxine. Postanawia uwolnić dziewczynę za wszelką cenę z rąk kolejnej rodziny mafijnej, do której trafiła. Wkrótce nas jaw wychodzą mroczne sekrety, od których oboje nie będą mogli uciec.
Przyznam szczerze, że Luca był chyba najbardziej tajemniczym członkiem rodziny Valentich. W poprzednich częściach wydawał mi się odległy, niemalże enigmatyczny. Nie zdziwiło mnie więc, że jego historia może nie być prosta. Już sam fakt, że to jego ojciec zgotował piekło Rhysowi i Antoniemu dawała dużo do myślenia, a gdy dodamy do tego fakt, że gryzło go poczucie winy, mamy niemalże cały obraz Luca. Mimo wszystko nie spodziewałam się, że historia jego i Maxine będzie aż tak ,,pokręcona". Miałam wrażenie, że od pierwszej chwili, gdy Luca spotkał Maxine zawładnęło w nim coś w rodzaju obsesji. Praktycznie nie mógł pozbyć się jej ze swoich myśli. Valenti choć próbuje udawać, że dziewczyna nic dla niego nie znaczy, tak naprawdę chce ją chronić za wszelką cenę. Samo to, że przeżył tyle cierpienia w dzieciństwie odcisnęło na nim swoje piętno, ale podobało mi się, że umiŁ się poświęcić zarówno dla swojej rodziny, jak i Maxine. Nie ukrywam, że w poprzednich częściach postrzegałam go jako człowieka bez zahamowań, nieczułego, zdystansowanego, ale tak naprawdę widać, że to tylko jego maska. Tym bardziej miałam wrażenie, że gdy zdał sobie sprawę ze swoich uczuć wobec Maxine próbował się zmienić. Cały czas wisiało nad nim widmo czynów jego ojca, nie chciał mieć dzieci, bo bał się, że będzie taki sam, jak jego ojciec. Natomiast Maxine to młoda dziewczyna, właściwie nastolatka, która wiele w życiu przeszła. Jej ojciec sprzedał ją, a także jej przyrodnią siostrę, a do tego nakazał traktowanie ich jak najgorzej. Dziewczyna, by uratować je obie zgadza się na wszystko, czego zażąda Cavillo. Jest zdolna do poświęceń, choć niestety przybiera to nie taki obrót, jak zamierzała, a ona sama musi mierzyć się z osądem siostry, a także rodziny Valentich. Niestety, Maxine moim zdaniem jest też w niektórych sytuacjach po prostu ,,niedojrzała". Gdy jej relacja z Lucą jest już ,,bliższa", Maxine jest bierna i zdaje się na Lucę, nawet w kwestii zabezpieczenia, co moim zdaniem jest szczytem nieodpowiedzialności. Ja rozumiem, że może przytłoczyły ją wydarzenia, nowości w jej życiu, ale bez przesady, tutaj nawet w niektórych scenach Maxine ma świadomość, że jest z Lucą bez zabezpieczenia, a potem i tak po raz kolejny robi to samo. Serio ? Co do postaci drugoplanowych, to powracają tu zarówno Rhys (jak i jego małżonka) oraz Antonio. Dzięki temu możemy się dowiedzieć, co nowego dzieje się u pozostałych członków rodziny Valentich.
Jak już wspominałam, książka jest całkiem krótka. Ma raptem dwieście stron, ale wynika to też z faktu, że autorka nie zaczyna tej historii od początku, jak to miało miejsce w poprzednich częściach, a konsekwentnie pokazuje nam ciąg dalszy wydarzeń z powieści ,,Antonio". To właściwie dlatego tak naprawdę nie radzę czytać Wam tej książki jako pojedynczej historii, bo po prostu pogubicie się w wydarzeniach i będziecie mieli jeden wielki mętlik w głowie. Na pewno plusem tej historii jest język autorki, który jest lekki, a samą książkę czyta się całkiem szybko. Niestety, jak sam początek i koniec tej powieści naprawdę mnie zaintrygowały i przewracałam kartkę za kartką, tak w środku po prostu wiało dla mnie nudą, a czytanie dłużyło mi się niemiłosiernie. Niekiedy miałam też wrażenie, że autorka chyba za szybko chciała tę opowieść skończyć, a wydarzenia w książce w niektórych momentach niepotrzebnie przyśpieszały. Na pewno da się zauważyć też to, że nie ma tu za wielu momentów komediowych. W poprzednich książkach Helen rozśmieszała mnie (choć jej żarty nie zawsze były smaczne) tak tutaj miałam już przesyt dramatów, akcji. Zabrakło mi też rozwinięcia niektórych scen, albo dodania kilku scen, które pokazałyby nam pogłębiającą się relację między Lucą a Maxine. A tak pozostał niedosyt i smutek.
,,Luca" to trzecia część serii o Synach zemsty, która niestety rozczarowała mnie. Zabrakło mi tu przede wszystkim dobrego poprowadzenia relacji między Maxine i Lucą, a także dopracowania wielu scen, dzięki którym książka na pewno byłaby lepsza. Tak naprawdę sięgając po tę powieść spodziewałam się pozytywnego zaskoczenia. W końcu Luca był najbardziej tajemniczym i zdystansowanym bohaterem tej serii, a tutaj tak naprawdę wcale tego nie widziałam. Gdzieś uciekła ta mroczność i bezwzględność, którą zastąpiła obsesja. Jeżeli czytaliście poprzednie powieści z tej serii, to raczej powinniście sięgnąć po tę powieść, ale nie spodziewajcie się cudów. A jeżeli chcecie od niej zacząć przygodę z Agnieszką Siepielską, to radzę Wam tego nie robić, bo możecie się sfrustrować i pogubić w całym tym mętliku wydarzeń.
...