Bohaterem wspomnianego dzieła jest Artur ? hazardzista, ?inwestor? kryptowalut, domorosły filozof, paranoik cierpiący na powracające ataki lękowe i człowiek, który trochę cierpienia w swoim młodym życiu już doświadczył. Należy również nadmienić, że jest on studentem. Studia traktuje on jednak dość wybiórczo i tak naprawdę chodzi jedynie na zajęcia prowadzone przez Stanisława Trowskiego (wykładowcę filozofii techniki). Pewnego dnia jego ulubiony nauczyciel oświadcza jednak, że porzuca karierę uniwersytecką i wyjeżdża w przysłowiowe Bieszczady, aby tam w przygotować się na zbliżający się koniec świata. Wizja upadku ludzkości, którą roztacza Trowski, szybko znajduje podatny grunt i mocno udziela się bohaterowi. On również niewiele się zastanawiając, postanawia zostać preppersem (nie mając o tym kompletnie pojęcia i rady czerpiąc z internetu) i przygotować się na nadchodzącą apokalipsę (którą jak twierdzi, sam wyczuwał od bardzo dawna).
Zarys fabuły książki brzmi dość intrygująco i jej początek potrafi mocno zaangażować czytelnika. Wystarczy przeczytać jednak kilkanaście pierwszych stron, aby się przekonać, że nie jest to dawka popkultury dla każdego. Nie mamy tutaj bowiem do czynienia z typowym dziełem z segmentu postapo, dystopii czy dramatu. Autor wykorzystuje niektóre elementy wspomnianych gatunków, lepiąc z nich ?nietuzinkowe? weird fiction wyłamujące się z prostego zaszufladkowania gatunkowego.
Przewracając kolejne strony dzieła, towarzyszy nam mocny klimat, pełny niesprecyzowanego napięcia. Z pewnością ma na to bardzo duży wpływ paranoiczne zachowanie głównego bohatera. Całość czyta się dosyć szybko, co nie oznacza jednak, że łatwo. Łukasz Krukowski serwuje tutaj bowiem pozornie proste treści, pod którymi kryje się głębia, którą każdy musi odkryć samemu (na dodatek dowolnie ją interpretując). Niektórych czytelników taki pomysł zachwyci (szczególnie jeśli lubią rozkładać przeczytane dzieła na czynniki pierwsze i dodatkowo długo się zastanawiać nad ich ?głębszym? sensem).
Opinia bierze udział w konkursie