W grudniu ubiegłego roku miała wielką przyjemność przeczytać książkę "Manwhore", którą byłam zachwycona. To była piękna, zmysłowa i stanowiąca ogromny ładunek emocjonalny powieść. Oczarowała mnie opowiedziana w niej historia, a głównego bohatera (oczywiście mam na myśli Malcolma) po prostu pokochałam. Ledwie ukończyłam lekturę tejże powieści, a już tęskniłam za przedstawioną w niej opowieścią, za postaciami, za stworzonym klimatem, za niesamowitymi emocjami. Na szczęście wiedziałam, że losy bohaterów będą kontynuowane w kolejnym tomie, na który czekałam z niecierpliwością. Aż wreszcie nastał ten dzień, kiedy książka "Manwhore+1" do mnie dotarła, co sprawiło mi ogromną radość. Jakie wrażenie wywarł na mnie drugi tom? na moją opinię.
Katy Evans wraz z mężem, dwojgiem dzieci i trzema leniwymi psami mieszka w Południowym Teksasie. W wolnych chwilach chętnie chodzi na piesze wycieczki, czyta, piecze i spędza czas z rodziną i przyjaciółmi. Jest autorką książek m.in. z serii "Real" oraz "Manwhore". Więcej informacji na temat pisarki oraz jej książek można znaleźć na jej stronie: ...oraz portalach społecznościowych.
Rachel Livingston pracuje jako dziennikarka w redakcji magazynu "Egde". Niestety ostatnimi czasy gazeta cienko przędzie, jej sytuacja jest naprawdę trudna. Dlatego też szefowa zleca Rachel przeprowadzenie wywiadu z jednym z najbogatszych biznesmenów, a jednocześnie jednym z najprzystojniejszych mężczyzn w Chicago i jednocześnie napisanie artykułu nie tyle o prowadzonych przez niego biznesach, co całkowicie go demaskującego. Zdeterminowana Raczel przyjmuje zlecenie. Nawiązuje zatem kontakt z Malcolmem Saint, udaje jej się z nim umówić na spotkanie w jego firmie. Rachel jest nim zafascynowana, jak się okazuje z wzajemnością. Coraz częściej i chętniej się widują, spędzają wspólnie czas, poddają się miłosnym uniesieniom. Rachel zbiera materiały na artykuł, choć przychodzi jej to z wielką trudnością, bowiem pokochała tego wspaniałego mężczyznę, czego się kompletnie nie spodziewała. Z jednej strony wie, że musi mu powiedzieć prawdę, ale z drugiej strony obawia się, że jeśli to uczyni, on ją porzuci i już nigdy więcej nie zaufa. Niestety pewnego dnia kłamstwo Rachel wychodzi na jaw. Malcolm dowiaduje się, w jakim celu kobieta się z nim spotykała. Dodatkowo magazyn "Edge" publikuje artykuł Rachel, w którym ta wyznaje swoje uczucia względem Malcolma. Rachel próbuje ratować sytuację, szuka kontaktu z mężczyzną, ale ten nie reaguje na jej poczynania. Dopiero po czterech tygodniach od ukazania się artykułu wzywa Rachel do swojego biura. Kobieta pełna obaw, ale też poniekąd przekonana, że ten jej wybaczy, udaje się na spotkanie. Okazuje się, że Malcolm proponuje jej tylko posadę w prowadzonej przez niego firmie...
Czy Rachel przyjmie propozycję objęcia stanowiska w firmie Malcolma? Czy zrezygnuje z pracy dziennikarki w magazynie "Edge"? Czy mężczyzna wybaczy jej kłamstwo? Czy łączące ich uczucie przetrwa i pokona kryzys? Jak potoczą się dalsze losy Rachel i Malcolma?
Pamiętam bardzo dokładnie ten grudniowy wieczór, kiedy to przewróciłam ostatnią stronę pierwszego tomu i jedyne co wówczas poczułam to złość, że w tak ważnym, kulminacyjnym momencie się on zakończył, a dodatkowo pojawił się znienawidzony przeze mnie napis ciąg dalszy nastąpi. Byłam wściekła, bowiem wiedziałam, że będę musiała czekać aż dwa miesiące na kontynuację losów Rachel i Malcolma, a byłam niesamowicie ciekawa co wydarzy się dalej w ich życiu i chciałam jak najszybciej uzyskać odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Aczkolwiek też się ucieszyłam, że to jeszcze nie koniec tej opowieści i że niebawem będę mogła się nią znów delektować, przeżywać od nowa te wszystkie piękne i niepowtarzalne emocje w kolejnym tomie. Nie ukrywam, że nie mogłam doczekać się dnia, kiedy otrzymam "Manwhore+1" i zostanę wciągnięta w świat głównych bohaterów. Kiedy książka już do mnie dotarła, to początkowo myślałam od razu zabrać się za jej lekturę, ale później postanowiłam trochę odwlec ten moment, bowiem byłam pewna, że - jak to było w przypadku pierwszej części - pochłonę tę powieść w zbyt szybkim tempie, a tak naprawdę nie chciałam rozstawać się jeszcze z bohaterami, nie byłam na to gotowa. Jednak w końcu musiałam ją przeczytać, co uczyniłam pewnego wieczora.
Całą opowieść tym razem również poznajemy z perspektywy Rachel, a szkoda, bo z chęcią poznałabym myśli i uczucia Malcolma (co stanowiłoby ciekawe urozmaicenie), który moim zdaniem zdecydowanie był postacią dominującą w obu tomach. Bez wątpienia przyćmił Rachel swoją postawą, siłą, charyzmą, autentycznością, poczynaniami i zachowaniem. To władczy, autorytarny, intrygujący, inteligentny, troskliwy, pewny siebie, zdecydowany, śmiało realizujący postawione sobie cele, doskonale radzący sobie w świecie biznesu, ostrożny, nieufny mężczyzna, twardziel o miękkim sercu. A poza tym naprawdę dobry i sympatyczny człowiek. Skupiał na sobie całą uwagę. Podobały mi się pewne jego zagrywki wobec Rachel, wyobrażałam sobie wtedy ten jego cwany uśmieszek. Miał plan, którego się trzymał i który powolutku, stopniowo, krok po kroku urzeczywistniał. Natomiast Rachel mnie niestety troszkę irytowała, a dokładniej mówiąc jej zachowanie. Kochała Sainta całym sercem i pragnęła z nim być, robiła co mogła, aby do niej wrócił, aby przede wszystkim jej wybaczył. Obawiała się też jego uczuć, nie była przekonana o jego miłości do niej. A mimo to podjęła walkę, nie poddawała się, nieustannie szukała z nim kontaktu. To zrozumiałe, była zakochana. Jednak w mojej ocenie jej niektóre czyny były zbyt nachalne, za bardzo się mu narzucała.
Przyznaję, że po poznaniu drugiego tomu mam ambiwalentne uczucia. Powieść, owszem podobała mi się. Jej lektura była przyjemnością, tym bardziej, że napisana jest lekkim, łatwym, płynnym i specyficznym stylem niepozwalającym się od niej oderwać nawet na chwilkę. Aczkolwiek po zaznajomieniu się z "Manwhore" spodziewałam się podobnych bądź większych emocji, oczekiwałam nutki tajemnicy, elementów zaskoczenia, niepewności, uniesień, ekscytacji, wnikliwości, zainteresowania. Niestety nie doświadczyłam i nie doznałam aż takich uczuć jak w przypadku poprzedniego tomu. Najnowszą powieść mogłabym podzielić na trzy części: początek, środek i koniec. Szczerze mówiąc, początek mnie poniekąd wzruszył, a także obudził ciekawość tego, jak rozwiąże się sprawa artykułu Rachel oraz czy Malcolm jej wybaczy, a przede wszystkim czy stworzą udany i szczęśliwy związek, czy ich miłość przetrwa i pokona wszelkie trudności i przeszkody. Natomiast, kiedy już uzyskałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, kiedy wyjaśnione zostały w pewnym sensie wszystkie wątki (dotyczące relacji Rachel i Malcolma, wzajemnych stosunków Malcolma i jego ojca oraz przyszłości magazynu "Egde"), nagle dalsza część fabuły stała się monotonna i przewidywalna. Praktycznie nic szczególnego się już nie działo (poza namiętnymi, zmysłowymi i subtelnymi scenami intymnymi). Miałam nadzieję, że być może coś się wydarzy, że coś mnie zaskoczy, ale niestety nic takiego nie miało miejsca. Poczułam się rozczarowana. Nawet zakończenie mnie nie zaszokowało, choć nie ukrywam, że mnie w pewien sposób ujęło i sprawiło, że zrobiło mi się cieplej na sercu, a na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Podsumowując,"Manwhore+1" to bez wątpienia lekka, przyjemna i niewymagająca powieść, skierowana przede wszystkim do osób, które mają za sobą lekturę "Manwhore". Niestety ja po zapoznaniu się z owym tomem mam lekki niedosyt, zabrakło mi emocji, entuzjazmu, podekscytowania, podniecenia, elementów zdumienia. Jednak polecam serdecznie ową pozycję, bowiem jest idealną propozycją na miłe spędzenie czasu w pochmurne, ponure i deszczowe popołudnie. Stanowi bowiem doskonały przerywnik pomiędzy książkami angażującymi, poruszającymi trudne i skomplikowane zagadnienia. Zatem zachęcam do lektury, mimo wszystko.
Opinia bierze udział w konkursie