"Może na tym polega podróż przez życie. Na poszukiwaniu. Na dążeniu do prawdy."
W drugim tomie serii Rollins mocno dał się ponieść wyobraźni, wiele elementów fabuły wychodzi poza prawdopodobieństwo i realność, jak docieranie w ciągu kilku dni do rozwiązań tajemnic, odkrywanie tego, co nie udało się innym badaczom, naukowcom i historykom, nie tylko na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, ale nawet wieków. Jednak wszystko przedstawiono we wciągającym i przyjemnym stylu, przy odrobinie dobrej woli przymykamy oko na nieścisłości i poddajemy się intrygującej rozrywce czytelniczej. Narracja płynna, wiele nagłych zwrotów akcji, zaskakujących wydarzeń, odwrócenia ról. Autor nie szczędzi czytelnikowi emocji, zgrabnie wytwarza atmosferę niepokoju, kładzie nacisk na sugestywne opisy i dynamiczny rytm. Wrażenie robi sprytne łączenie fikcji i faktów w zajmującą mieszankę, splatanie fantazji z prawdą, a przy tym odwoływanie się do historycznych śladów i współczesnych zdobyczy naukowych.
Główny bohater z pierwszej odsłony serii pełni teraz rolę marginalną, zaś na czoło wysuwa się trzydziestoletni Grayson Pierce, komandor, członek elitarnej Sigmy, tajnej agencji strzegącej, zdobywającej i neutralizującej technologie istotne dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Realizując tajną misję ratowania świata Pierce wkracza w sferę bezcennych skarbów, zaginionych relikwii, arcydzieł sztuki złotniczej, dowodów potwierdzających użycie wiedzy jako broni. Wraz ze współpracownikami i sojusznikami, poprzez pasjonujące studiowanie pradawnych symboli, odkrywają składowe mitu o bractwie hołdującym tajemniczej mądrości, sekretnym stowarzyszeniu starożytnych alchemików, zakonspirowanym związku wyznaniowym istniejącym wewnątrz Kościoła rzymskiego. Potajemny nieodgadniony kod chemiczny, ukrywany przez stulecia, pozostawiony potomności jedynie w formie zawoalowanych wskazówek, kto je odpowiednio zinterpretuje trafi do skarbnicy starożytnej mocy dającej potężną władzę.
Podróż zaczyna się w Kolonii, prowadzi przez Rzym, Watykan, Lozannę, Como, Aleksandrię, kończy się w Awinion. Sympatycznie było powrócić myślami do miejsc faktycznie przeze mnie odwiedzonych, a teraz za pośrednictwem literatury przywołać wspomnienia. Przypuszczam, że wpłynęło to na intensywność odbierania przedstawianej sensacji, to jakby dodatkowa warstwa powieści. Warto podkreślić różnorodność portretów postaci, choć układających się w znany schemat pozytywnych osobowości i czarnych charakterów. I tak jak zawsze sympatyzuję z wykreowanymi kobietami w książkach tego autora, tak w tej odsłonie serii postać policjantki, zajmującej się psychologią i historią sztuki, Rachele Verony, wydała mi się frapująco pełna sprzeczności, a jednak mało przekonująca, nie zawsze nadążałam za logiką jej postępowania. Drobny minus za nieco sztampowe poprowadzenie wątku obyczajowego, niepotrzebne jego zdublowanie.
Opinia bierze udział w konkursie